Komisja Europejska, przyglądając się funkcjonowaniu platform cyfrowych, takich jak Uber, Bolt czy Glovo, zamierza uporządkować (ucywilizować) formy zatrudnienia pracujących tam osób, które, choć de facto są w pełni pracownikami, funkcjonują wedle reguł samozatrudnienia. Tym samym nie obejmują ich fundamentalne prawa pracownicze: do minimalnego wynagrodzenia, do określonego czasu pracy i płatnego urlopu, mają też utrudniony dostęp do ochrony socjalnej – wszelkie składki muszą opłacać same. Dyrektywa miałaby wejść w życie w 2025 r. i najpewniej objęłaby nie tylko „samozatrudnionych” z platform, ale także podobnie funkcjonujących w innych branżach. W samej Polsce może to oznaczać konieczność rezygnacji z prowadzenia tzw. działalności gospodarczej (czego wszakże nie robią) przez nawet 1,5 mln pracujących. Może jest to wystarczający pretekst, żeby zacząć rozmawiać nie tyle o wypaczeniach miłościwie nam i bezkrytycznie panującego kapitalizmu, ile o jego obecnym patologicznym, afunkcjonalnym, nierozwojowym i niszczącym kształcie? Etaty to ledwie część koniecznej zmiany, wcale nie najważniejsza i niesięgająca sedna problemu. Wciąż jestem pod wpływem historii opowiedzianej filmowo przez Nolana o Oppenheimerze, powtarzam lektury, doczytuję, nie mogę wyjść z tego Los Alamos. W nagrodzonej Pulitzerem biografii „ojca bomby atomowej” autorstwa Kaia Birda i Martina J. Sherwina (na jej podstawie powstały zręby scenariusza) raz po raz wraca w opowieściach współpracowników, przyjaciół, wielkich fizyków (Einstein, Fermi, Bohr) to, że sam Oppenheimer nie należał do świata geniuszy fizyki, jego osiągnięcia formalne (publikacje, odkrycia) zasadniczo nie były „pierwszorzędne” ani dobrze policzone i starannie przedstawione. Był natomiast absolutnym fenomenem wychwytywania w mig istoty i konsekwencji pomysłów innych, miał wyjątkową zdolność nazywania sedna problemu, precyzyjnego podsumowywania dyskusji i sporów, robił to po mistrzowsku. Zachowując wszelkie proporcje, ta jego zdolność przypomniała mi się z nieodpartą siłą, kiedy wziąłem do ręki wydaną po polsku książeczkę Ladislaua Dowbora, brazylijskiego ekonomisty o polskich korzeniach i z doktoratem na SGPiS (dzisiaj SGH) zrobionym w latach 70. Dowbor, profesor uniwersytetu w São Paulo, autor kilkudziesięciu książek, współpracownik agend ONZ, dawny bojownik i partyzant, więziony i torturowany za rządów prawicowych w latach 60., współpracownik prezydenta Luli, współautor programów pomocowych dla milionów najuboższych Brazylijczyków – ma podobny dar, kiedy mówi o ekonomii, współczesnym systemie światowego rentyzmu (wszyscy pomnażamy bez wytchnienia majątki globalnych rentierów, pośredników, cyfrowych wyłudzaczy albo naciągaczy z systemu bankowego), powszechnym wyzysku i nierównościach. W opublikowanym właśnie eseju „O społeczną funkcję ekonomii” (tłum. Joanna Bednarek, Książka i Prasa, Warszawa 2023) jasno i na podstawie badań kreśli diagnozę współczesnej, globalnej patologii systemowej, czyli ponadnarodowej władzy prywatnych, nielicznych instytucji finansowych (o których większość z nas nigdy nawet nie słyszała), i choć głównie analizuje przypadek Brazylii, to wnioski i zalecenia mogą być (powinny?) zastosowane wszędzie indziej, bo kapitalizm w tym wariancie po prostu nie działa nigdzie. Dowbor uznaje, że ekonomiczna rzeczywistość jest w rzeczy samej odwzorowaniem naszego (społecznego) obrazu zorganizowania świata, tym samym może się zmieniać. Zadaje najprostsze pytania, komu taki system służy, kto na nim bezprzytomnie korzysta i dlaczego garstce krezusów nad krezusami pozwalamy wyzyskiwać bez przeszkód i ograniczeń (choćby podatkowych) ośmiomiliardową społeczność planety Ziemia. Szczególnie że funkcjonujący tak degradująco system doprowadził nas na skraj katastrofy klimatycznej, rabuje bogactwa naturalne i ściąga na nas plagi zanieczyszczeń, głodu i chorób. To nie działa – mówi krótko Dowbor. A kto twierdzi inaczej (np. pogrobowcy neoliberalnej rewolty z lat 90.), albo jest idiotą, albo na tym korzysta. Albo łączy oba fenomeny. Współczesny kapitalizm finansowy jest nieodrodnym potomkiem dawnych form powszechnego wyzysku i uprzywilejowania garstki – niewolnictwa i feudalizmu. Zaskakujące jest, kiedy przyjrzymy się tym elementom współczesności, ile mają ze sobą wspólnego. Wyzysk pozostaje ten sam, zmienia się tylko narracja – czy inaczej, legitymizacja tego, co dominuje, decyduje i zarabia, a czego nie widać. W miejsce rentyzmu i wszechwładzy finansów, oderwanych od produkowania i wytwarzania czegokolwiek, rozrastających się „wstecznych elit” (Jessé Souza), technofeudalizmu (Ellen Brown) i „kapitalizmu pasożytniczego” (Zygmunt Bauman) – czas na zmianę paradygmatu systemowego i ekonomicznego. Ekonomia jest nauką społeczną i za taką jej funkcją stoją inne wartości