Azania – zanikające piękno

Azania – zanikające piękno

Masajowie tak naprawdę nie pozwalają się fotografować. Dopiero jak się wszystko uzgodni, zapłaci, można robić zdjęć do woli Andrzej Kotnowski, podróżnik, fotograf (ur. w 1938 r.) – z wykształcenia inżynier budownictwa. Ukończył również Wydział Afrykanistyki UW i podyplomowe Studium Organizacji i Ekonomii Budownictwa PW. Sprawował funkcje kierownicze w dużych przedsiębiorstwach budowlanych. W młodości żeglarz i taternik. Podróżnik i fotograf. Cztery duże wyprawy do Indii zaowocowały albumami „Muzyka Indii” (2000 r.) i „Magia Indii” (2001 r.). W 2004 r. wydał album „Buddyjskie szlaki”, a w tym roku „Azania – zanikające piękno”. Autor przekładów poezji sufickiej. – „Azania – zanikające piękno” Dlaczego wybrał pan taki tytuł dla swego albumu? – To mi zostało z afrykanistyki, którą studiowałem jako drugi kierunek po studiach budowlanych. Z książki „Azania zamani” Eugeniusza Rzewuskiego. Azania to jeszcze z greckiego Afryka Wschodnia, zamani oznacza w suahili coś takiego, co było, ale jest w naszej mentalności. Ten tytuł bardzo głęboko we mnie zapadł. Gdy zacząłem robić album, pomyślałem, że to taka klamra spinająca całe wybrzeże wschodnie. Od południowej Etiopii gdzieś do Suazi. Poza tym to tytuł bardziej egzotyczny, bo Afryka już się osłuchała. Afryka z nieba, Afryka taka, Afryka inna… – Pierwszy raz zetknął się pan z Afryką jeszcze w czasie studiów, na początku lat 60. – Staż inżynierski kończyłem w Kairze, za Nasera, w upaństwowionej firmie angielskiej. Leciałem tam z Aten etiopskimi liniami lotniczymi, jeszcze za cesarza. W pustym zupełnie samolocie – było chyba wszystkiego sześciu pasażerów – stewardesy wzięły nas do biznes klasy. To były piękne dziewczyny i tak zachwalały tę Etiopię! Jednak jakoś ta Afryka się oddaliła, nigdy o tym nie myślałem. Afrykanistykę tak naprawdę zmarnowałem. Po jej ukończeniu miałem ofertę pracy w północnej Nigerii, ale wtedy było małżeństwo, początek pracy. Jednak kiedy kończyłem pracę, byłem na wystawie fotograficznej kolegi – właśnie dotyczącej Etiopii. Mówię sobie: 40 lat chciałem tam pojechać i nie ułożyło się. A on: „Za pięć dni leci pięć osób, to się zabierz”. W ten sposób zrobiłem klamrę od stażu inżynierskiego do końca pracy. – Ile lat minęło między jednym pobytem a drugim? – Do Etiopii pojechałem w 2004 r. Wcześniej byłem w Maghrebie, oczywiście zwiedziłem cały Egipt, bo miałem mnóstwo czasu i możliwości, ale nigdy nie byłem bardziej na południe, a Maghreb to tak naprawdę nie Afryka. No i wtedy w ciągu dwóch lat cztery razy pojechałem do Afryki. Zdjęcia w albumie „Azania” są plonem tych pobytów. – Nazwa Azania odwołuje się również do historii, przeszłości i tego zanikającego piękna. Czy to właśnie pana przyciągnęło? – Pojechałem, żeby zobaczyć Etiopię; czarne chrześcijaństwo, Lalibela, klasztory, Aksum – to fascynujące, ale wszyscy na ten temat już coś powiedzieli. Poza tym strasznie biedna ta Etiopia. Myśli się: jakie to wszystko zaniedbane, nie dbają o te zabytki. Jedzie się na wyspę na jeziorze, gdzie w szopie zamkniętej na skobel pokazują korony cesarzy etiopskich z XII-XIII w., a pilnuje tego człowiek ze starą dubeltówką. Ma się żal do rzeczywistości, że wszystko tak się marnuje. Kiedy jedzie się na południe, przy granicy z Kenią bieda jest oczywiście jeszcze straszliwsza, ale ona potęguje wrażenie życia pozacywilizacyjnego. Np. zabłądziliśmy nad rzeką Omo. Nie mogliśmy się wydostać z buszu. Kompletne pustkowie, bezdroża. Kiedy w końcu się wyplątaliśmy i przyjechaliśmy do miejsca, gdzie można było rozbić biwak, okazało się, że z dachu dżipa zniknęły dwa namioty. Rano jechałem po wodę do rzeki. Zatrzymuje nas miejscowy człowiek na tej niby-drodze, rozmawia z przewodnikiem i widzę, że mowa o namiotach. – ?! – Rano podano bębnami wiadomość, że namioty są – w takim plemieniu, w takiej wiosce. Pytam przewodnika, czy po nie pojadą, a on mówi: „Nie, będziemy tam za trzy miesiące, te namioty będą tam na nas czekać”. To fascynujące – nie ma niczego, telefonu, prądu, wody, ale wiadomość jest. Nie ma policji, ale namioty nie giną. Jest jakaś uczciwość, są jakieś kanony postępowania. I to jest ta ustępująca Afryka. Nie ma tego pędu cywilizacyjnego. – A jak jest z organizowaniem takich wypraw? Czy teraz jest to prostsze, czy kiedyś było łatwiej, taniej? – Ileś Europy objechaliśmy w początkowym okresie gierkowskim,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 30/2006

Kategorie: Obserwacje