Azbestowcy

Azbestowcy

Są nietaktowni. Jeszcze żyją i upominają się, aby traktowano ich jak ludzi – Na szlifierni była tzw. ściana płaczu. Pracownicy stali jeden obok drugiego, ale nawzajem się nie widzieli. Wszędzie unosił się biały pył. Oblepiał twarz, wchodził do oczu, uszu, nosa, gardła, był we włosach – opowiada Stefania Fransowska, która w Zakładach Okładzin Ciernych w Markach przepracowała 35 lat. – Miałyśmy ten azbest wszędzie. Nie tylko na sobie, ale także w sobie. Wyciągi były złe, nie było pryszniców, nie można było tego zmyć z siebie. Do tego ten zapach. Specyficzny, przesiąkający wszystko. – Pracowaliśmy początkowo w takich warunkach, że głową dosięgało się do sufitu. Dopiero w połowie lat 70. Postawiono nowe, większe hale, założono lepsze wyciągi, potem pojawiły się prysznice – dodaje jej koleżanka, Jadwiga Staszewska. – Przepracowałam 25 lat w Izopolu Trzemeszno. Mam 45% choroby azbestowej. Na czym to polega? To zwłóknienie wszystkich wewnętrznych organów, dróg oddechowych, kory mózgowej, żył. Człowiek stopniowo umiera. O leczeniu nie ma mowy. Azbestozy nikt nie leczy, można jedynie ludziom złagodzić byt i cierpienia – mówi Janina Kachniarz. – Tylko że my nie możemy się o to starać. Kiedy odchodziłam na emeryturę, w 1992 roku, dostałam 1 mln 203 tys. zł., obecnie 120 zł, a lek kosztował 3 mln na tydzień. Musiałam o nim zapomnieć. Wyglądamy może normalnie, ale w środku jesteśmy wraki. Na azbestozę można zachorować już po 5 latach pracy. Owszem, mieliśmy co roku obowiązkowe badania profilaktyczne, np. pojemności płuc, ale one pokazywały na ogół, że jest świetnie. Dopiero tomograf szerokiej rozdzielczości pokazał, jak to wygląda naprawdę. Rak płuc, gardła, krtani – wymieniają kobiety. – Tzw. alergie kontaktowe gardła, uczulenia. Tego się nie da wyleczyć! Pokazują na nogach, rękach, szyjach, ramionach nie gojące się owrzodzenia, fioletowoczerwone plamy różnej wielkości. Co jakiś czas chrząkają, usiłując coś odkaszlnąć. To nawyk. Robiły to setki razy podczas pracy, aby wyrzucić z gardła pył azbestowy, tamujący oddech. Każda z tych kobiet była wielokrotnie w ciąży, bo poronienia były normą. Aby urodzić dziecko, niektóre musiały na jakiś czas odejść z pracy, inne miesiącami leżały w szpitalach, by donosić ciążę. Ciężarne pracowały przy produkcji tak jak pozostałe. Dopiero w latach 90. Przesuwano je na inne stanowiska pracy. Niewiele to jednak pomagało. Dzieci rodziły się słabe, z chorobami układu krążenia, oddechowego, z alergiami. Już w łonie matki miały azbestozę. – Mam uszkodzony słuch i chore serce. To efekt 32 lat pracy w Trzemesznie – mówi Kazimierz Winkiel. – Niedawno byłem w szpitalu w Gnieźnie. Tam od nas leży najwięcej ludzi. Nie tylko starsi, także młodsi. Bo na chorobę azbestową chorują całe rodziny. Owszem, kiedyś dostawaliśmy dodatki za szkodliwe warunki pracy, ale w 1991 roku zabrali nam. W zależności od czasu pracy i stopnia zagrożenia wynosiły od 10 do 15% pensji. Dwa słowa Przyjechali z różnych zakładów. Jest ich garstka. Przedstawiciele tych, którzy jeszcze żyją. Przyszli pod Sejm, dopominać się o to, co im się należy. – Są dużo ważniejsze problemy niż byłych pracowników zakładów azbestowych – mówi przez megafon jeden z protestujących. – Dzisiaj (6 czerwca) miało być drugie czytanie znowelizowanej ustawy, która miała uwzględnić interesy emerytów. Niestety, na wniosek jednego z największych klubów parlamentarnych zdjęto tę sprawę z protokołu obrad. W kuluarach Sejmu trwa walka o stołki, przepychanki partyjne i personalne. To ważniejsze niż interes pokrzywdzonych obywateli. Do protestujących wychodzi poseł Regina Pawłowska. Wie, rozumie, popiera, sama pracowała w zakładach azbestowych. Zrobi, co będzie mogła. Dostaje brawa. 4 lata leżała w Sejmie ustawa o zakazie stosowania wyrobów zawierających azbest. Weszła w życie 28 września 1997 roku. Dzień wcześniej wszyscy ci, którzy aktualnie pracowali w zakładach azbestowych dowiedzieli się, że przysługują im odszkodowania. Zostali nimi jednak objęci wyłącznie ci, którzy w tym dniu byli pracownikami i mieli co najmniej 5-letni staż pracy. . Odszkodowania wynosiły od 6 do 14 tys. zł. O emerytach nie wspomniano. Tymczasem jeszcze 10 lat

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 24/2000

Kategorie: Kraj