Będzie drożej i gorzej

Będzie drożej i gorzej

Czy rozgrywka o banki zagraża naszej gospodarce i portfelom? Atakując Leszka Balcerowicza i działalność Narodowego Banku Polskiego, bracia Kaczyńscy nie zaczynają nowej wojny, lecz finalizują starą, tlącą się już od wielu lat. Balcerowicz symbolizuje liberalizm gospodarczy, niezależność od władzy centralnej, przepływy kapitałowe niepoddające się kontrolom, rynki finansowe, które zarabiają krocie na pozór z niczego – czyli to, co dla braci jest obce i wiąże się z tak zwalczanym przez nich kierunkiem przemian w ostatnich 16 latach. I wreszcie przyszedł czas na pozbycie się człowieka uosabiającego wszystkie te „nieprawości”. Po wyborach szef NBP nieraz był oskarżany przez prominentnych działaczy PiS o „fobie antyrządowe”. Teraz zaś rozpoczyna się generalna rozprawa, która oczywiście nie spowoduje, że Balcerowicz wcześniej opuści fotel prezesa NBP i szefa Komisji Nadzoru Bankowego (jego kadencja kończy się 10 stycznia 2007 r.), ale ma sprawić, żeby odchodził w niesławie, przez wiele miesięcy gnębiony insynuacjami posłów, wzywany na przesłuchania komisji śledczej, oskarżany o wszystkie błędy i wypaczenia polskich reform. Czas igrzysk Było coś symbolicznego, oddającego charakter tego, co za sprawą liderów PiS dzieje się teraz w Polsce, gdy na sali sejmowej prof. Balcerowicz, niejednokrotnie przecież krytykowany na tych łamach, ale znany na całym świecie i będący „twarzą” polskich reform, był pouczany przez „mężów stanu” w rodzaju wicemarszałka Andrzeja Leppera czy przez niedouczonych posłów, wybranych niekiedy przez garstkę równego im intelektualnie elektoratu. – Ta pogarda, z jaką pętacy odnoszą się do ludzi wybitnych, aż zdumiewa. To był cyrk, jakiego nie widziano od czasów Kaliguli – powtarza prof. Eugeniusz Kowalewski z UMK w Toruniu, znawca prawa ubezpieczeniowego i instytucji finansowych. I rzeczywiście, w tym ataku rozpętanym przez PiS i sojuszników, nie chodzi o nic innego niż o cyrk i igrzyska, w których ofiarą będzie Balcerowicz oraz resztka ludzi myślących podobnie jak on, mających jeszcze wpływ na sterowanie naszą gospodarką i finansami. Bo celem rządzących – wbrew temu, co deklarują – nie jest naprawa państwa, lecz jak najmocniejsze dokopanie tym, kogo uważają za swych wrogów. Gdyby było inaczej, PiS nie rozpętałoby bezpodstawnej serii oskarżeń przeciwko Leszkowi Balcerowiczowi za to, iż wyłączył wiceministra finansów, Cezarego Mecha, z obrad Komisji Nadzoru Bankowego, uważając że może on nie być bezstronny. Do łagodniejszych zarzutów należały określenia „agresja szefa NBP wobec rządu” (premier Marcinkiewicz) czy „swoisty zamach stanu” (min. Urbański). A decyzja ta, podjęta na wniosek jednej ze stron sporu, była przecież zgodna z wszelkimi procedurami. Mech też wyłączał Przypomnijmy, że niespełna rok temu z obrad Komisji Nadzoru Ubezpieczeń i Funduszy Emerytalnych, na wniosek… Cezarego Mecha wyłączony został – także z powodu braku bezstronności – ówczesny wiceminister finansów, Andrzej Jacaszek (który jak Mech dzisiaj zajmował się instytucjami finansowymi). Pięć funduszy emerytalnych chciało podnieść opłatę za zarządzanie aktywami, łącznie o 300 mln zł rocznie. Zgodnie z prawem, potrzebowały zgody KNUiFE. Zdaniem Mecha, który brał udział w obradach jako szef stowarzyszenia rynku kapitałowego, reprezentującego członków OFE, wiceminister Jacaszek nie był bezstronny, bo swymi wypowiedziami dawał do zrozumienia, iż opłaty należy podnieść. Jacaszka wyłączono, zastąpił go inny wiceminister finansów, a opłat – ku zadowoleniu Mecha – nie podniesiono. Obyło się wówczas bez żadnej afery, bo nie było politycznego zapotrzebowania na igrzyska. Teraz takie zapotrzebowanie jest. I dlatego rządzący wolą wylewać pomyje na Balcerowicza, zamiast skorzystać z oczywistej, przewidzianej prawem procedury – otóż, jeśli rząd uważa, że wiceminister Mech został wyłączony bezpodstawnie, to niech złoży skargę do Naczelnego Sądu Administracyjnego, a NSA, gdzie zasiadają najlepsi w Polsce specjaliści od spraw kompetencyjnych, spokojnie rozstrzygnie, kto ma rację. Tyle że obecnej ekipie nie chodzi o spokój. Wtedy nie będzie przecież okazji do awantur i rzucania oskarżeń, pozwalających wystąpić w roli obrońców „zwykłych ludzi”. Dlatego właśnie członkowie koalicji rządzącej upierają się przy powołaniu komisji śledczej mającej zbadać prawidłowość działań NBP. Nie ma dla nich znaczenia, iż działalność banku centralnego co roku jest badana przez NIK – często obsadzaną przez aktualną opozycję – i oceny te co roku były pozytywne, także wtedy, gdy izbą kierował Lech Kaczyński.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2006, 2006

Kategorie: Kraj