Bereza Kartuska – rozprawa sanacji z opozycją

Bereza Kartuska – rozprawa sanacji z opozycją

Tortury i katorżnicza praca dla 3 tys. osób Bereza Kartuska to jeden z symboli upadku obozu sanacyjnego. Dowód desperacji władzy, która nie potrafiąc przekonać do siebie społeczeństwa, zaczęła bezpardonowo zwalczać przeciwników, stosując niegodziwe metody. Ponad 3 tys. więźniów, co najmniej kilkanaście ofiar – oto bilans jednego z najmroczniejszych miejsc II Rzeczypospolitej. „Aresztowani runęli ku bramie, ale i tu ciosy sypią się ze wszystkich stron. Biegną, potykając się, padają i podnoszą się pod ciosami, znów padają, gubiąc swe tłumoki i węzełki. Biegną między zasiekami z drutu kolczastego – i wszędzie natykają się na policjantów, którzy wyskakują naprzeciw swych ofiar, ustawiają się jak futboliści na lecącą piłkę i strasznym zamachem pałki walą ludzi z nóg”. Tak swoje przybycie do obozu w Berezie Kartuskiej zapamiętał Aleksander Hawryluk, ukraiński pisarz, członek Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy. „W czasie rozbierania się na rozkaz nowe ciosy posypały się na mnie. Przy każdej części garderoby byłem bity pałą gumową, gdyż nie mogłem nadążyć za rozkazami »pana komendanta«. Żądał wykonania czynności licząc do trzech i wówczas spadały na mnie razy. (…) Wydał mi rozkaz powyrywania wszystkich kieszeni z ubrania, tj. z marynarki i spodni. Wykonanie tego rozkazu było ponad moje siły, gdyż byłem strasznie osłabiony ciągłymi torturami. Moje próby wyrwania kieszeni za pomocą zębów nie powiodły się również. Policjant był rozwścieczony i zaczął mnie znowu okładać…” – to z kolei pierwszy dzień w obozie związkowca, członka Komunistycznej Partii Polski, Stanisława Gębali, nr 2987. Władza sięga po środki wyjątkowe Historia tego miejsca, przez niektórych nazywanego polskim obozem koncentracyjnym, zaczęła się od dekretu prezydenta RP z 17 czerwca 1934 r., powołującego tzw. obozy izolacyjne. Sam zapis początkowo nie budził większych zastrzeżeń i wydawał się wychodzić naprzeciw realnemu zagrożeniu bezpieczeństwa państwa, spowodowanemu wywrotową działalnością ukraińskich nacjonalistów. Zgodnie z dekretem „osoby, których działalność lub postępowanie daje podstawy do przypuszczenia, że grozi z ich strony naruszenie bezpieczeństwa, spokoju lub porządku publicznego, mogą ulec przetrzymaniu i przymusowemu umieszczeniu w miejscu odosobnienia”. Mimo uspokajających zapewnień władz w praktyce ustawa pozwalała na aresztowanie i izolowanie osób na podstawie zwykłej decyzji administracyjnej, nie zaś wyroku niezawisłego sądu. Jednak na fali narodowego wzburzenia, wywołanego zabójstwem ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego 15 czerwca 1934 r., niewielu zwracało uwagę na drastyczne łamanie swobód obywatelskich przez władze. Być może tak anemiczna reakcja społeczeństwa wynikała z faktu, że przez cały okres II Rzeczypospolitej więźniowie polityczni stanowili zauważalny odsetek wszystkich osadzonych. Rok przed zamachem majowym ich liczba przekroczyła 1 tys. osób. W więzieniach zamykano przede wszystkim działaczy komunistycznych i związkowców, ale też białoruskich i ukraińskich nacjonalistów. Właśnie na tych ostatnich, jako najaktywniejszych, skupiała się rządowa propaganda, tłumacząc wprowadzenie kolejnych ograniczeń potrzebą walki z piątą kolumną. Jednak zdaniem Ireneusza Polita, autora monografii obozu w Berezie Kartuskiej, chęć przeciwdziałania ukraińskiemu terroryzmowi stanowiła co najwyżej dogodną wymówkę. Prawdziwym celem rządzących było rozprawienie się z przeciwnikami politycznymi: „W latach 30. II Rzeczypospolitej zaczęła narastać tendencja do wyeliminowania z życia politycznego czynnika opozycyjnego względem sanacji i zastraszania. (…) W momencie, w którym zwykłe formy zwalczania nie zdawały egzaminu, a grup i partii politycznych protestujących było coraz więcej, trzeba było zastosować środki wyjątkowe”. Obozy koncentracyjne? Tak Obóz sanacyjny zdawał sobie sprawę, że w dłuższej perspektywie trudno mu będzie utrzymać poparcie społeczne dla tak radykalnych kroków. W związku z tym równolegle do prac nad dekretem prowadzono za pośrednictwem prasy wytężoną akcję propagandową, mającą przekonać Polaków do przyjętych rozwiązań. „Obozy koncentracyjne? Tak. Dlaczego? Dlatego, że widać owych osiem lat pracy nad wielkością Polski, osiem lat przykładu, osiem lat osiągnięć, osiem lat krzepnięcia nie wystarczyło dla wszystkich. (…) Jeżeli są ludzie nierozumiejący rządzenia w rękawiczkach – będą się mieli sposobność przekonać, że rządzić umiemy bez rękawiczek. Nie dlatego, byśmy mieli w tym kierunku inklinacje, nie – jesteśmy ludźmi wojny i dlatego umiemy cenić rycerskość we wszystkich dziedzinach życia – ale dlatego, że będziemy zawsze i wszędzie czynić

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2020, 45/2020

Kategorie: Historia