Betonowe trumny dla rzek

Pod pretekstem ochrony przed powodzią bezmyślnie reguluje się rzeki, niszcząc tereny cenne przyrodniczo

Urocze zakola rzek, bujna roślinność w ich dolinach i dziko żyjące zwierzęta – w wielu miejscach Polski takie obrazki błyskawicznie znikają, bo coraz częściej w ten świat wkracza brutalnie ekipa robotników, wycinająca okoliczne drzewa i zalewająca betonem brzegi rzek. Teoretycznie prace te mają na celu zabezpieczenie przed powodziami. W praktyce mogą się stać przyczyną jeszcze większych nieszczęść.
Na czym polega regulacja rzek? Najczęściej jest to przeobrażanie naturalnych terenów zalewowych poprzez karczowanie lasów łęgowych, osuszanie mokradeł, prostowanie i pogłębianie koryt rzek oraz wykładanie brzegów betonowymi płytami.
Na zachodzie Europy zjawisko regulowania siedlisk słodkowodnych stało się wręcz masowe. Charakterystyczny jest przykład Danii, gdzie przeobrażono około 90% sieci rzecznej! W dorzeczu Dunaju całkowity obszar terenów zalewowych wynosił kiedyś ponad 40 tys. km kw., dziś – zaledwie 7 tys.
W Polsce patrzono z zazdrością na bogate kraje, które stać było na bardzo kosztowne prace. Jednak po latach okazało się, że były to pieniądze wyrzucone w błoto i tylko przypadek uchronił nas przed doprowadzeniem do ekologicznych spustoszeń. Przekonano się bowiem, że poczynione inwestycje obracają się przeciwko człowiekowi i przyrodzie.
Dlaczego? Podczas odwilży lub intensywnych opadów rzeka czy górski potok pozbawiona naturalnych terenów zalewowych nie ma gdzie pozbyć się nadmiaru wody. Podnosi się jej poziom i jednocześnie zwiększa niebezpiecznie prędkość przepływu. Rzeka zamknięta w betonowej rynnie pędzi jak po torze bobslejowym. Woda z bocznych dopływów błyskawicznie dociera do głównej części dorzecza, zwielokrotniając w ten sposób falę powodziową. W efekcie gwałtownie rośnie zagrożenie powodziowe miejscowości położonych w dolnym biegu rzeki.
I tak w Niemczech po regulacji niektórych odcinków Renu ogromne powodzie zdarzają się znacznie częściej, niż miało to miejsce przed interwencją człowieka. – W ciągu ostatnich 50 lat w Europie zniszczono ponad połowę siedlisk słodkowodnych – przypomina WWF, Światowy Fundusz na rzecz Przyrody. Nastąpiło też załamanie ekosystemów, w wyniku czego wiele gatunków jest skazanych na wymarcie.
Teraz więc na zachodzie Europy wydaje się miliony euro na przywrócenie stanu pierwotnego. W Niemczech renaturyzuje się około 20 tys. ha dawnych terenów zalewowych Renu – przywraca się lasy łęgowe i opracowuje alternatywne programy ochrony przeciwpowodziowej.
Niestety, okazuje się, że Polacy nie potrafią się uczyć na cudzych błędach.

Samorząd wie swoje

W Polsce samorządy zapragnęły regulacji rzek i górskich potoków po 1997 r., kiedy nasz kraj nawiedziła katastrofalna w skutkach powódź. Rok 2001 – kolejna powódź wzmocniła przekonanie, że tylko ujarzmienie wód da mieszkańcom gwarancję bezpieczeństwa. W sukurs przyszła nieoczekiwanie Unia Europejska. A dokładnie pieniądze (250 mln euro), jakie zgodził się pożyczyć Polsce Europejski Bank Inwestycyjny. Fundusze miały być spożytkowane na ochronę przeciwpowodziową. Idea ze wszech miar słuszna, ale w wielu przypadkach samorządy, do których trafiła pomoc, wybrały projekty szkodliwe przyrodniczo i zwiększające niebezpieczeństwo.
– Wymóg wydania pozyskanych środków do końca 2005 r. powoduje, iż inwestorzy, pospiesznie wydając te środki, często nie zlecają ekspertyz, badań naukowych, nie opracowują wariantów alternatywnych, ocen oddziaływania na środowisko przed przystąpieniem do prac w terenach chronionych i cennych. W wyniku takich działań ulegają zniszczeniu korytarze ekologiczne o znaczeniu krajowym i międzynarodowym, stanowiska chronionych, rzadkich i ginących roślin i zwierząt – twierdzą ekolodzy z Klubu Gaja.
Zieloni alarmują, że bardzo często koparki wjeżdżają do rezerwatów czy terenów zgłoszonych do europejskiej sieci ekologicznej Natura 2000. Wielokrotnie zdarza się, że prace wykonywane są w okresach ochronnych żyjących tam gatunków zwierząt. Betonem zalewa się także te odcinki rzek, które nie zagrażają ludziom, bo w okolicy nie ma żadnych zabudowań.
Ekolodzy z WWF Światowy Fundusz na rzecz Przyrody, Klubu Gaja i Towarzystwa na rzecz Ziemi ostrzegają, że takie działania są niezgodne z dyrektywami unijnymi, jakie podpisaliśmy – Ramowej Dyrektywy Wodnej, Dyrektywy Ptasiej oraz Dyrektywy Siedliskowej. Może to więc źle się dla nas skończyć.
Skandaliczne projekty zaczęto realizować w przypadku rzeczek Jury Krakowsko-Częstochowskiej, Podkarpacia i Pomorskiego.
Co ciekawe, samorządy często zdają sobie sprawę, że sposób regulacji rzek nie jest najlepszy, ale i tak to robią, bo… dostały na to fundusze. W ten sposób także rozwiązują problem bezrobocia, bo dają pracę lokalnym firmom budowlanym.

Człowiek zalewa … rzekę

Innym problemem jest ekspansja na tereny zalewowe rzek. Chcąc pozyskać tereny pod budownictwo, człowiek bardzo często lekceważy naturalne procesy.
Wiele nowych osiedli mieszkaniowych powstaje na terenach, na których dochodzi do wylewania rzek.
Ludzie często nie rozumieją, że podejmowane działania mogą się obrócić przeciwko nim. Dlatego ekolodzy walczący z pracami nazywanymi przez urzędników „zabiegami przeciwpowodziowymi” postrzegani są jako wichrzyciele, dla których bezpieczeństwo ludzi jest nieistotne. Tymczasem zieloni forsują rozwiązania, które mają być korzystne i dla człowieka, i dla przyrody. Starają się patrzeć na problem z punktu widzenia całościowego, a nie uwzględniając interes tylko jednej miejscowości.
Pod koniec lipca w Ministerstwie Środowiska doszło do spotkania stron zainteresowanych problemem – hydrotechników, ekologów, wędkarzy i urzędników. Według zielonych, było to spotkanie przełomowe, bo zapowiada realną współpracę dwóch środowisk – zazwyczaj stojących po przeciwnej stronie barykady. – Do tej pory spotkania kończyły się wymianą żalów. Tym razem ustaliliśmy, że będziemy się spotykać częściej. Wyślemy do ministra informacje, co do których inwestycji mamy wątpliwości. Zgodziliśmy się też, że są luki w prawie, które trzeba zlikwidować – wspólnie przygotujemy nowelizację ustawy Prawo wodne – mówił później Jacek Bożek z Klubu Gaja. Przyroda wciąż nam udowadnia, że nie da się ujarzmić, a obłaskawić tylko wtedy, gdy postępuje się z nią mądrze.


Według WWF Polska – Światowy Fundusz na rzecz Przyrody dewastacyjne prace prowadzone są na kilkudziesięciu rzekach. Przykłady kontrowersyjnych regulacji:
– Rzeki Jury Krakowsko-Częstochowskiej – Pilica, Krzytnia, Żebrówka,
– potoki Biała Wisełka i Wisełka w Rezerwacie Przyrody „Wisła – Czarna Wisełka”,
– rzeka Knajka w Ogrodzonej pod Cieszynem,
– rzeka Biała w Bielsku-Białej,
– rzeka Piaśnica (woj. pomorskie) w bezpośrednim sąsiedztwie rezerwatu przyrody „Piaśnickie Łąki”,
– rzeka Łękawka w Kaniowie,
– regulacja rzek Lubatówki i Wisłoka w granicach miasta Krosna,
– potok Białka Lelowska,
– prace na Koszarawie (woj. śląskie),
– planowane inwestycje na Słupii i Raduni na Pomorzu,
– regulacja rzeki Tabor na Podkarpaciu.

Wydanie: 2004, 34/2004

Kategorie: Ekologia

Komentarze

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy