Bez ogródek, prosto w oczy – rozmowa z prof. Jackiem Hołówką
Ja się nie obrażam na świat, tylko mówię jasno: nie chcę, aby mnie i innym ktokolwiek mącił w głowie Prof. Jacek Hołówka – filozof i etyk, kierownik Zakładu Filozofii Analitycznej w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego, redaktor naczelny „Przeglądu Filozoficznego”. Autor licznych książek, m.in. „Etyki w działaniu”. Rozmawia Kuba Kapiszewski Zbliżają się święta, a naokoło szaleje kryzys. Jak żyć, panie profesorze? – To oczywiście pytanie do premiera, a nie do mnie. Do Bożego Narodzenia musimy jakoś przetrwać, potem się świętuje, więc człowiek tak się nie martwi, a po świętach istotnie trzeba będzie o tym pomyśleć. Bieda aż piszczy, to o czym tu myśleć? – Musimy pomyśleć o tym, co powinni robić ludzie, którzy wzięli na siebie rozmaite trudne obowiązki, albo jak się dostosować do tego, że oni nie robią nic albo wszystko robią źle. Rozumiem, że w obecnej sytuacji dużą rolę przypisuje pan rządzącym. – Nie mają żadnej jasnej koncepcji funkcjonowania gospodarki ani zorganizowania życia w tym kraju. 2 mln ludzi na emigracji to skandal, to rzecz przerażająca. Ten kraj nie jest w stanie stworzyć możliwości spokojnego, skromnego, ale stabilnego życia osobom, które są w trudnym okresie – bo nie mają mieszkania albo mają dzieci. Za przerażającą uważam konieczność wyboru: albo zostać w kraju i nie mieć dzieci, albo mieć dzieci i wyjechać za granicę, i nie mieć przed sobą żadnej uchwytnej przyszłości. Epoka stabilności podobno skończyła się raz na zawsze. – Ja tak nie mówię i w to nie wierzę. Jeżeli zorganizuje się życie w całym kraju w taki sposób, że stabilna kariera stanie się czymś nieosiągalnym, to istotnie tak będzie. Pytanie brzmi: jak to zostało zrobione, przez kogo i czy świadomie? Moim zdaniem świadomie, bo nasz kapitalizm jest bardzo dzikim, wczesnym kapitalizmem, całkiem sterowanym przez rynek. Nie sądzę, żeby ktoś na Zachodzie, na dobrym uniwersytecie bronił dzisiaj na wydziale ekonomii tezy, że czysty leseferyzm jest najlepszym rozwiązaniem. Uważa pan, że 20 lat po transformacji dalej panuje u nas turbokapitalizm? – Taki, w którym jednym z głównych zadań rządu jest usuwanie wszelkich trudności piętrzących się przed wolnym rynkiem i utrudniających jego działanie. Jeżeli minister szkolnictwa wyższego mówi, że obowiązkiem uczelni jest uczyć na potrzeby rynku, to sytuacja stoi na głowie. Jeśli na Zachodzie jakaś firma chce mieć absolwentów dobrego wydziału, to nie nalega, aby dobry wydział uczył tak, żeby absolwenci mogli zostać zatrudnieni, tylko daje stypendium i liczy na to, że nauczą się tego, czego się uczy w szkołach wyższych, a ona sama douczy reszty. W takim razie może przynajmniej udało nam się zbudować porządne instytucje? – W Polsce instytucje życia publicznego są bardzo słabe, zwłaszcza te finansowane z różnych źródeł, które mają być autonomiczne i przez nikogo niesterowane, jak uczelnie, teatry, radio publiczne. Co się porobiło Czyli w dziedzinie mediów też nam się nie udało zbyt wiele osiągnąć? – Poziom prasy to coś niewyobrażalnego – blokada informacyjna przypomina sytuację późnego komunizmu, tylko zamiast nudnych informacji o tym, co w ostatnim czasie powiedział i czym się zajmuje lokalny sekretarz partyjny, mamy głupią rozrywkę, która nikogo nie interesuje. Programy rozrywkowe z niemądrymi podśpiewywaniami, podrygiwaniem zamiast tańca, bełkotliwe komentarze do nie wiadomo jakich faktów, teleturnieje, które rozwiązuje przeciętnie inteligentne dziecko. To jest chłam i bełkot, którego nie da się ścierpieć. Tego wymaga odbiorca. Tak przynajmniej mówią ludzie rządzący mediami. – Rozumiem, że istnieje coś takiego jak kultura masowa i ludziom, którzy w tym przede wszystkim gustują, też coś się należy – powinien być kanał rozrywkowy, powinny być puste tańce, może być miękka pornografia, nie mam nic przeciwko temu. Natomiast żeby w niemal 40-milionowym kraju nie było rzeczowej informacji na temat tego, co naprawdę dzieje się w polityce, jaka jest sytuacja poszczególnych grup zawodowych, co się sypie, a co idzie dobrze? Teraz nie ma kogo oglądać i nie ma kogo słuchać. Zatrzymuje się ludzi na ulicy i osobie kompletnie przypadkowej zadaje pytanie, na które z pewnością nie potrafi ona odpowiedzieć, i ta osoba mówi: „No, ja nie wiem, ale moim zdaniem jest tak a tak”. I to jest emitowane. Tak wyglądają eksperci nowego wieku. – Ja natomiast chciałbym wiedzieć, czy istnieją prawdziwi eksperci. Chciałbym słyszeć osoby









