Nikt nawet nie wie, ilu ich jest. 40 czy 300 tysięcy? Gdy temperatury spadły, zaczęła się wielka przeprowadzka bezdomnych z ulic, pustostanów i domków w ogródkach działkowych do kanałów ciepłowniczych i dworców. Nie wszyscy zdążyli. W sobotę i niedzielę, 19 i 20 grudnia, w Polsce zamarzły 42 osoby. To nasz dotychczasowy rekord, ale zima dopiero się zaczęła. Listopadowe i grudniowe mrozy spowodowały śmierć ok. 80 osób. W XXI w., w jedynym państwie Unii Europejskiej, które uniknęło kryzysu… – Spadki temperatur to zagrożenie dla życia osób bezdomnych, samotnych, w podeszłym wieku – ostrzega Komenda Główna. Podinsp. Mariusz Sokołowski wzywa, by zawiadamiać policję o miejscu przebywania bezdomnych, bo to może uchronić ich przed śmiercią. Na działkach nic się nie dzieje Z dzielnicowymi z warszawskiej Pragi Północ, młodszymi aspirantami Katarzyną Nowosielską i Marcinem Zarzyckim, jedziemy na wieczorny patrol po wiślanym wale. Takie patrole sprawdzające, jak radzą sobie bezdomni, odbywają się co kilka dni. Policjanci uważnie obserwują z góry teren sąsiadującego z wałem ogrodu działkowego. – Jak zobaczymy jakąś smugę dymu, będzie to znaczyło, że ktoś jest na działce i chce się jakoś ogrzać. Pójdziemy tam wtedy, żeby sprawdzić, czy nie dzieje mu się nic złego – mówi pani Kasia. Mroźne powietrze jest jednak czyste, nie ma żadnych śladów ludzkiej obecności. Bezdomni lubią życie na działkach. Mieszka się w końcu w czymś, co jest niemal prawdziwym domem, można też skorzystać z warzyw sadzonych przez zapobiegliwych działkowiczów. Zimę jednak trudno tam przetrwać. Nie ma wody i prądu. Stale trzeba zbierać opał i pilnować ogniska rozpalonego we wnętrzu domku na podłodze czy w piecyku własnej roboty skleconym z cegieł. Jak się nie uważa czy zaśnie, zwłaszcza po użyciu różnych płynów, chwilowo rozgrzewających od wewnątrz, można pójść z dymem wraz z domkiem. Albo przeciwnie, zamarznąć i się nie obudzić. Mróz i ogień to zimą główne przyczyny zgonów bezdomnych. Nie można też wykluczyć, że jakiś działkowicz zechce zimą odwiedzić swój ogródek, a wtedy trzeba się ewakuować. Działkowcy raczej nie są agresywni wobec nieproszonych lokatorów, ale ich obecność oczywiście nie budzi zachwytu. – Jestem pełen szacunku i współczucia dla ludzi pozbawionych domu, jednak to państwo powinno się troszczyć o ich los. Altanki działkowe nie są przeznaczone do tego, by mieszkać w nich zimą. W ogrodach działkowych na zimę zakręca się wodę, wyłączane są też indywidualne punkty poboru prądu. Za zużywaną energię ktoś przecież musi płacić – mówi Eugeniusz Kondracki, prezes Polskiego Związku Działkowców. Zimową mekką bezdomnych z warszawskiej Pragi są więc kanały, w których ułożono rury biegnące z elektrowni na Żeraniu. Trzy metry pod ziemią jest ciepło, wiadomo, że raczej się nie zamarznie i żaden właściciel nie przyjdzie z awanturą. Bezdomni chętnie wybierają też Centralny, najlepiej ogrzewany spośród stołecznych dworców. W dworcowych toaletach można się umyć, a jak człowiek zasłabnie, łatwiej uzyskać pomoc. Ale i łatwiej można zostać okradzionym, więc warto dobrze pilnować swych toreb. Kłopot też w tym, że po północy ochroniarze gonią z budynków dworcowych i przejść podziemnych. Trzeba iść daleko tunelami kolejowymi, a tam już jest ciemno i zimno. Z podobnych powodów odpada również metro, zamykane nocą. Szkoła przetrwania W miejscu, gdzie widać kilka włazów z odsuniętymi pokrywami, tętni naziemno-podziemne życie. Zatrzymujemy się przy mężczyźnie i kobiecie. Funkcjonariusze proszą o dowody osobiste, spisują personalia, robią zdjęcia. To rutynowa procedura. Można sprawdzić, czy wśród bezdomnych nie ukrywa się ktoś poszukiwany, a gdy jest zdjęcie, łatwiej odszukać bliskich, kiedy nastąpi zgon. Pan Józef ma 52 lata, przez wiele lat był maszynistą, pracował w lokomotywowni Korsze. Lokomotywownię zamknęli, stracił zajęcie, a że na Mazurach pracy nie ma, przyjechał do Warszawy. Tu trafiają mu się dorywcze zajęcia, ale z tego, co zarobi, nie wynajmie żadnej kwatery. – Ostatnio zbieram złom, raz się zarobi 5 zł dziennie, a raz nawet i 30. Wcześniej mieszkałem na działkach, ale tam nie było piecyka, więc na zimę idę do kanału – mówi. Pani Basia, jego towarzyszka, jest o trzy lata młodsza. Pracowała w małym prywatnym zakładzie, właściciel poszedł na emeryturę, zakład zamknął. – Zajmowałam
Tagi:
Andrzej Dryszel









