Sąsiedzkie sprawy
Amusement Park Film GmbH, Berlin 2020, "Nebenan"
W Niemczech wciąż odczuwalne są konflikty między Wschodem a Zachodem. Zjednoczenie to nie był jednorodny, spokojny proces Daniel Brühl – aktor niemiecko-hiszpański, reżyser filmu „Jedenaste: znaj sąsiada swego” Pana reżyserski debiut rozpisany jest na dwa głosy – cenionego aktora, który negocjuje dużą rolę w zagranicznej produkcji, i mieszkającego w sąsiedztwie zgorzkniałego, starszego mężczyzny. Ten drugi uważa, że wszystko, co dobre w życiu, ma już za sobą. Przypadkowe spotkanie w barze to zderzenie dwóch porządków: spojrzenia na życie, karierę czy nawet zjednoczenie Niemiec. Pana film dowodzi, że dobrze jest znać swoich sąsiadów. – Jestem bardzo ciekawy, co powiedzą moi sąsiedzi, kiedy zobaczą ten film. Bruno, postać raczej niesympatyzująca z głównym bohaterem (w niego zaś wciela się sam Brühl – przyp. aut.), ma w sobie coś z ludzi, których widuję czasem w sąsiedztwie. Choć nie w tym najbliższym otoczeniu. Mieszkam w dość typowym miejscu w Berlinie, bez większych ekstrawagancji. Na pewno nie jest to luksusowy apartament, w jakim mieszka z rodziną mój bohater. To jedno z mieszkań skupionych wokół wspólnego podwórka. Miejsce, gdzie ludzie żyją w niewielkiej odległości od siebie, nierzadko na siebie wpadają na klatce schodowej. Temat sąsiadów i sąsiedztwa od dawna mnie fascynował. Często przecież mieszkasz całe dekady obok kogoś, pod kimś lub nad kimś i praktycznie nic o nim nie wiesz. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy zamknięci jesteśmy w czterech ścianach własnego mieszkania. W tym kontekście ważne było też tło opowieści, rejony dawnego Berlina Wschodniego. To dość specyficzne miejsce. W jakim sensie? – Przybyłem tu jakieś 20 lat temu, kiedy wraz z Wolfgangiem Beckerem kręciłem „Good Bye Lenin!” (2003). Opowieść o mistyfikacji, wedle której mur berliński wcale nie został zburzony, a w Niemczech dalej obowiązuje podział na NRD i RFN. Mimo tak długiego czasu wciąż mam poczucie, że trudno byłoby mi powiedzieć o sobie: Ich bin ein Berliner. Mogę sobie na to pozwolić jedynie w mocno sprzyjających okolicznościach. Przed pandemią lubiłem od czasu do czasu przejść się do jakiegoś typowego baru we wschodniej części miasta. Można tam się poczuć jak w westernie. I bardzo szybko nabiera się przekonania, że nie jest się stąd. Nawet mimo wszystkich lat, które spędziłem w tym mieście. Nieważne, jak bardzo starałbym się zaadaptować i opanować specyficzny akcent, ludzie z dawnego wschodniego Berlina natychmiast wyczują, usłyszą, że jestem obcy. Kwestia tożsamości, tła społecznego i pytania: „Skąd jesteś?” były dla mnie fascynujące i tak zrodził się pomysł na tę historię. Pan, co ciekawe, nie urodził się w Berlinie – ani wschodnim, ani zachodnim. Przyszedł pan na świat w Barcelonie. – I właśnie tam pojawiła się ta idea. Początkowo chciałem nakręcić film w Hiszpanii, lecz zdecydowałem się przenieść historię do Berlina. Uznałem, że będzie ona lepiej pasowała do tego miejsca, także w kontekście historycznym, ale i zmian, które zaszły w mieście od czasów upadku muru berlińskiego. Wydarzenia nie przez wszystkich postrzeganego pozytywnie, czego przykładem Bruno. Sfrustrowany, rozczarowany rzeczywistością podstarzały mężczyzna. W wielu krajach, również w Polsce, transformacja ustrojowa miała swoje ofiary – ludzi zapomnianych, zepchniętych na margines, którzy nie odnaleźli się w kapitalizmie. – Z racji tego, że przedstawiam tę historię z mojej perspektywy, obawiałem się, że bohater z Niemiec Wschodnich z założenia postrzegany będzie jako zło wcielone. Mózg Stasi, Mefisto i wszystko, co najgorsze. A to jedna z tych osób, których biografia naznaczona jest niepowodzeniami. Poznałem wiele takich historii, czy to w samym Berlinie, czy w mniejszych ośrodkach. Ludzi, którzy po zjednoczeniu Niemiec nie potrafili znaleźć swojego miejsca. Czuli się niepotrzebni, pozostawieni samym sobie, pozbawieni narzędzi, by odnaleźć się w nowej dla nich sytuacji. Wciąż zresztą odczuwalne są konflikty między Wschodem a Zachodem. Zjednoczenie to nie był jednorodny, spokojny proces. Nawet wśród sąsiadów widzę zwolenników dawnego porządku i przekonuję się, jak bardzo się od siebie różnimy. Wydaje mi się, że mnie lubią i akceptują, ale może po prostu dobrze udają? Bruno jako postać demaskuje też pewną fasadowość dzisiejszej rzeczywistości. Myślisz, że masz wspaniałe życie – rodzinę, mieszkanie, układa ci się w pracy. Nagle znikąd pojawia się obcy i niespodziewanie przebija ten
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety