Biało-czerwona niezwyciężona!

Biało-czerwona niezwyciężona!

11.11.2016 Rumunia Bukareszt Eliminacje do Mistrzostw Swiata 2018 Mecz Rumunia - Polska N/z Robert Lewandowski (POL) ogluszony petarda Fot Tomasz Jastrzebowski/Foto Olimpik/REPORTER

Zasłużyliśmy na pozycję lidera, wykonaliśmy ciężką pracę na boisku To trwało zaledwie dziewięć sekund! Zegar na Arena Naţională w Bukareszcie wskazywał 12. minutę spotkania Rumunia-Polska, kiedy na środku boiska piłkę przejął Kamil Grosicki. Przebiegł sam ponad 30 m, wyprzedzając pięciu (!) obrońców rywali, wpadł na pole karne i uderzył pod poprzeczkę. – Przed meczem myślałem: jak strzelę gola, to pobiegnę do trenera. Dużo mu zawdzięczam, a to, gdzie jestem teraz, to jego spora zasługa – komentował „Grosik”. Piękna indywidualna akcja, godna najlepszych, takich jak Diego Maradona czy Leo Messi. Gol dał naszej reprezentacji prowadzenie 1:0, a meczowy dorobek powiększył dwoma trafieniami Robert Lewandowski. Powiało grą na najwyższym poziomie. Niespodziewanie najlepszy mecz Nie było to jednak – jak mógłby świadczyć wynik 3:0 – łatwe spotkanie. Nie tylko ze względu na graniczącą z prowokacją postawę gospodarzy, ale także z powodu skandalicznego zachowania miejscowych kibiców. Najbardziej odczuł to kapitan naszej reprezentacji – „Lewy”. Kiedy w 54. minucie spotkania Rumuni mieli szansę na wyrównanie, na pole karne rzucono z trybuny petardę. Ogłuszony nią Lewandowski upadł na murawę i przez dłuższą chwilę trzymał się za twarz. Incydent wyglądał naprawdę groźnie, jednak po interwencji sztabu medycznego nasz kapitan wrócił do gry. I to w najprzedniejszym stylu! W 82. i 91. minucie strzelił rywalom dwa gole, przesądzając tym samym o losach spotkania. Wypytywany po meczu o incydent spokojnie opowiadał: – Przez kilka minut nie za bardzo wiedziałem, co się dzieje, bo na dodatek chwilowo nic nie słyszałem. Na szczęście nic wielkiego się nie stało. Mam nadzieję, że nad ranem nie obudzę się z żadnym bólem. Stałem bardzo blisko, ten wybuch był nie tylko bardzo głośny i mnie ogłuszył, ale też zadziałało to na moje oczy. Potrzebowałem paru minut, by dojść do siebie. Kiedy jednak nasz snajper doszedł do siebie, gospodarze przekonali się boleśnie, jak drogo ich kosztował karygodny wybryk. A selekcjoner reprezentacji Rumunii Christoph Daum przyznał: – Przegraliśmy z dużo lepszym zespołem. Zdaniem praktycznie wszystkich obserwatorów (w tym ponad 8 mln telewidzów) był to najlepszy mecz reprezentacji za kadencji obecnego selekcjonera. W internetowej sondzie za taki uznało go 79% respondentów. Dlatego warto zapamiętać datę: 11 listopada 2016 r., jak również skład naszego zespołu: Fabiański – Piszczek, Glik, Pazdan, Jędrzejczyk – Krychowiak, Linetty (od 70. minuty Mączyński) – Błaszczykowski, Zieliński (od 81. minuty Teodorczyk), Grosicki (od 89. minuty Peszko) – Lewandowski. – Brawa należą się całej drużynie – oceniał Adam Nawałka. – To było niezwykle ważne, jak zespół będzie reagował po ostatnich wydarzeniach. Widać, że wszyscy piłkarze byli świadomi tego, co się stało, i że musimy wrócić na odpowiednie tory pod względem przygotowania mentalnego. Zawodnicy byli skoncentrowani od pierwszej do ostatniej minuty. Oczywiście chciałbym zaapelować o spokój, nie popadajmy w euforię. Takie mecze zdarzały się nam bardzo dawno temu. Mam na myśli jakość rozgrywanych spotkań na wyjeździe. Chciałbym zaznaczyć, że nasi rywale byli bardzo groźni. To, że wygraliśmy 3:0, wcale nie świadczy, że był to łatwy mecz, a wręcz przeciwnie. Rumuni mieli pomysł na grę. Przy naszym prowadzeniu 1:0 w wielu sytuacjach próbowali nas zaskoczyć i dobrze rozgrywali piłkę. Odpowiedzieliśmy tak, jak powinniśmy. Zasłużyliśmy na pozycję lidera, wykonaliśmy ciężką pracę na boisku. Na temat gry biało-czerwonych zabrał też głos Michał Kołodziejczyk z Wirtualnej Polski: – Kiedy wydawało się, że polscy piłkarze zaczęli fruwać w chmurach po udanym występie na Euro, a kolejne eliminacje planują wygrać, grając „na opinii”, w Bukareszcie przypomnieli, za co musimy ich kochać. Wygrywając z Rumunią 3:0, i to w jaskini lwa, wrócili do gry w najtrudniejszym dla siebie momencie. Kilka tygodni po aferze alkoholowej, która mogła rozbić zespół od środka, w eliminacjach, w których harce w pierwszych połowach sprawiały, że w drugiej brakowało prądu – pokonali silnego przeciwnika na wyjeździe. A na to czekaliśmy przecież 10 lat. Być może oglądaliśmy najlepszy występ naszej reprezentacji prowadzonej przez Adama Nawałkę. Mieliśmy się uczyć gry bez Arkadiusza Milika, mieliśmy czuć w każdej sekundzie ból Grzegorza Krychowiaka

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2016, 47/2016

Kategorie: Sport