Korespondencja z Mińska Władze Białorusi nie zorganizowały żadnej hucznej imprezy z okazji 70. rocznicy wkroczenia wojsk radzieckich do Polski Choć oficjalny Mińsk patrzy na przeszłość z zupełnie innej perspektywy niż Warszawa, to w przeciwieństwie do Moskwy wyraźnie unika międzynarodowego starcia na historycznym polu. Co więcej – dystansuje się od historycznych bitew polskich i rosyjskich polityków. Do Mińska dotarłem 16 września jednym z ośmiu boeingów 737 eksploatowanych przez białoruskie linie lotnicze Belavia. Na pokładzie było niewielu pasażerów i cztery nudzące się stewardesy (zostałem poczęstowany lepiącą się landrynką i szklanką soku – pasażerom klasy ekonomicznej nie przysługiwał posiłek ani kawa). Choć wszystkie rękawy mińskiego portu lotniczego były wolne, zostaliśmy dowiezieni do niego autobusem. Kontrola paszportowa trwała moment – w tym czasie nie lądował żaden inny samolot. Żaden przybysz z Warszawy przechodzący przez zielony korytarz nie został zatrzymany przez celnika. Przed wylotem nie udało mi się zdobyć białoruskich rubli. Musiałem jednak mieć pieniądze na dotarcie do położonego przeszło 50 km od lotniska centrum Mińska. Do oddziału banku wymieniającego walutę dotarłem po kilku minutach marszu przez ogromny, zupełnie wyludniony międzynarodowy port lotniczy, który dziennie odprawia tylu pasażerów, ilu Okęcie w ciągu godziny. Zaopatrzony w miejscową walutę udałem się na przystanek autobusowy. Miałem problemy z rozszyfrowaniem rozkładu jazdy sporządzonego wyłącznie w języku białoruskim, więc poprosiłem o pomoc panią sprzątającą obejście lotniska. Dowiedziałem się, że najbliższy autobus odchodzi za półtorej godziny. W ciągu tego czasu zaprzyjaźniłem się z nieliczną grupką oczekujących. 50-latka z Witebska opowiedziała szczegółowo przebieg ceremonii ślubnej i weselnej córki, która wyszła za Belga. Starsze małżeństwo dzieliło się wrażeniami z urlopu w bajecznie bogatych Zjednoczonych Emiratach Arabskich, widokami z apartamentu na 26. piętrze i restauracji na 40. Babcia – wskazując na wymalowaną nastolatkę z odsłoniętym brzuchem – z przejęciem opowiadała, że nie poznała własnej wnuczki, która przyleciała w odwiedziny z Rzymu, gdzie uczy się w technikum. Poza naszą gromadką do autobusu, który nadjechał punktualnie, wsiadło jedynie kilku pracowników lotniska. Wysłużony białoruski MAZ mknął samotnie wśród lasów oświetloną czteropasmową szosą w stronę stolicy. Na rozstawionych wzdłuż drogi billboardach zwracały uwagę wyznania miłości do Białorusi, duma z powodu bycia Białorusinem, uznanie dla piękna kraju, jednobrzmiące deklaracje składane przez młodych i starych obywateli: „Jestem za Białorusią dla narodu” oraz życzenia „Rozkwitaj, Ojczysta Białorusi!”. Z autobusu przesiadłem się do zapewne najtańszego w świecie metra – żeton na przejazd kosztuje niewiele ponad 60 gr. Za to noc w trzygwiazdkowym, wybudowanym na olimpiadę w 1980 r. hotelu Płanieta to dla obcokrajowca wydatek 70 euro. Za te pieniądze gość otrzymuje m.in. ważący z pół kilograma klucz, folię imitującą kabinę prysznicową oraz kineskopowy telewizor z białoruskimi (a także wieloma zachodnimi) kanałami. Miejscowe programy informacyjne nie zmieniają się w wyniku manipulowania pilotem. Niepodzielnie królowała wizyta Aleksandra Łukaszenki na Litwie, jego rozmowy z prezydent Litwy Dalią Grybauskaite, spotkanie z biznesmenami, konferencje prasowe. Wszystkie kanały pokazywały entuzjastycznie przyjmujących białoruskiego przywódcę mieszkańców Wilna, żaden nie zwrócił uwagi na protesty skierowane przeciwko niemu. W wieczornych dziennikach telewizyjnych 16 września mówiono też o wielkich wspólnych manewrach wojskowych z Rosją pod kryptonimem „Zachód 2009” oraz wojażujących po Białorusi uczestniczkach konkursu Miss Intercontinental (finał zaplanowany był w Mińsku na 27 września). Ani słowem nie wspomniano o przypadającej nazajutrz okrągłej rocznicy wkroczenia wojsk radzieckich na terytorium Polski. Następnego ranka dzienniki telewizyjne powtarzały przebieg wizyty prezydenta w Wilnie, przytaczały opinie zagranicznych komentatorów (wyłącznie pozytywne), podawały nowe informacje na temat manewrów oraz relacjonowały spotkanie „misek” z żubrami w Puszczy Białowieskiej, które poprzedziło wizytę u Dziadka Mroza i wspólne odśpiewanie bożonarodzeniowego hitu „Jingle Bells”. Wokół rocznicy – całkowita cisza. Sięgnąłem po gazety. We wszystkich na czołówkach umieszczono fotografie, na których mocna dłoń Łukaszenki ściska drobną dłoń prezydent Litwy. Jednak w prasie znalazło się miejsce na rocznicę. Gazety karnie zamieściły pozdrowienia Aleksandra Łukaszenki z okazji „70. rocznicy zjednoczenia Zachodniej Białorusi z Białoruską Socjalistyczną Republiką Radziecką”. Na początku była znana z okresu radzieckiego formuła:
Tagi:
Krzysztof Pilawski









