Nasi nie będą zabijać

Nasi nie będą zabijać

Polscy żołnierze wyruszyli z Brodnicy na Bliski Wschód Miny – żołnierze 4. Pułku Chemicznego boją się ich najbardziej. Tego strachu nikt nie jest w stanie z nich wytrzebić. – Zbyt łatwo wyobrazić sobie człowieka pozbawionego nóg – wyjaśnia jeden z nich. Zatem obawa przed czyhającymi pod ziemią pułapkami będzie im towarzyszyć, gdziekolwiek się pojawią. A co do tego, że ostatecznie trafią do Iraku, żaden z żołnierzy nie ma wątpliwości. Zaś tam, jak mówią, aż roi się od min. „Prezentów Saddama”, jak je nazywają. – Rzecz jednak w tym, by w krytycznej sytuacji nie wpadali w panikę. I nie zgrywali bohaterów – martwią się ich przełożeni. Brodnica, 19 marca br. Gdziekolwiek się ruszyć, temat rozmów tylko jeden – wyjazd żołnierzy 4. Brodnickiego Pułku Chemicznego na Bliski Wschód. – To małe miasto i w niemal każdej kilkuosobowej grupie znajdzie się ktoś spokrewniony z wysyłanym na misję wojskowym. Żołnierzy ma tego dnia osobiście pożegnać prezydent Aleksander Kwaśniewski. I dlatego miejscowość sprawia wrażenie oblężonej twierdzy. Na uliczkach mnóstwo policjantów, żandarmów i funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu. Najwięcej pod koszarami pułku, przy których zebrał się kilkusetosobowy tłum gapiów. Chodzę wśród ludzi i pytam, czy są wśród nich najbliżsi wysyłanych na wojnę żołnierzy. Zewsząd słyszę zaprzeczenia. – Rodzin nie ma ani tu, ani na terenie koszar. I nie będą obecne w trakcie uroczystego pożegnania – mówi jeden z oficerów jednostki – idź pan na ulicę Piaski. Tam są wojskowe bloki. Łzy żon i matek – Syn sam powiedział, że nie możemy przyjść na pożegnanie – żali się matka podoficera. Rozmawiając ze mną, co rusz zerka na ekran telewizora, ciągle przełączając kanały. Przepraszającym tonem wyjaśnia, że chciałaby dowiedzieć się, który program będzie transmitował uroczystość z Brodnicy. Skoro nie może zobaczyć jej na żywo… Poza wojskowymi i oficjelami mają tam być tylko dziennikarze. – Dlaczego? Przełożeni syna i jego kolegów wiedzą, że nam, rodzinom, nie podoba się pomysł wikłania w iracką awanturę naszych chłopaków. Boją się pewnie, byśmy tego nie mówili reporterom. I dlatego trzymają nas z daleka. A może po prostu chodzi o to, że cała impreza ma być hurraoptymistyczną pompą? Ale nie pisz pan tego pod moim nazwiskiem! Nie chcę, by syn miał jakieś nieprzyjemności – zastrzega się. – Po co oni tam jadą? – pyta, chyba samą siebie, gdy stoimy w drzwiach. Wzdycha i zaczyna płakać… – Po co? – ksiądz Bolesław Lichnerowicz, kapelan 4. pułku, zastanawia się nad moim pytaniem. Stoimy na placu apelowym jednostki. Przed nami w karnym szeregu wyjeżdżający na misję. Trwa właśnie prezydenckie przemówienie, w którym Aleksander Kwaśniewski podkreśla profesjonalizm brodnickiego pułku. – Jadą, by chronić swoich kolegów z sojuszniczych armii i ludność cywilną, gdy zostanie użyta potworna broń chemiczna. Tym łatwiej mi ich odprawiać, gdy uświadomię sobie, że nasi chłopcy nie będą zabijać. Przeciwnie, ich celem jest ratowanie życia. W głębi ducha wierzę, że wrócą cali i zdrowi. Nie mniejszym optymistą okazuje się również prezydent. – Będziemy razem z wami – zapewnia – myślami i troską. Wierzymy, że szczęśliwie wrócicie do domu. Do zobaczenia ponownie na polskiej ziemi. Pieniądze i przygoda Dopiero po tym przemówieniu dziennikarze mogą się spotkać z żołnierzami. Jednak niewielu godzi się nawet na krótką wymianę zdań. Widać, jak bardzo są zmęczeni. I spięci. Jeden z żołnierzy tylko ruchem głowy wskazuje, że nie jest w stanie rozmawiać. Próbuje przy tym coś powiedzieć, lecz słowa utykają mu w gardle. Inny wyznaje: – Zgodziliśmy się na wyjazd, gdy w grę wchodził Afganistan. A to była zupełnie inna bajka, inna skala zagrożeń. No i teraz mamy, jedziemy na prawdziwą wojnę… Ale co było robić? Wycofać się? – pyta i uśmiecha się smutno. To w trakcie tej rozmowy dowiaduję się o strachu przed minami. Żołnierskie obawy potwierdzam u kolejnych rozmówców. – Zagrożeń związanych z użyciem broni chemicznej się nie boimy. Jesteśmy dobrze wyszkoleni i mamy znakomity sprzęt – zapewnia por. Norbert Hołysz. Jako nieliczny śmieje się szeroko. Zaczyna chwalić wyposażenie brodnickich chemików. – Taka maska przeciwgazowa MP-5. Francuska, ale ze specjalnym, polskim patentem

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 13/2003, 2003

Kategorie: Świat