Izraelska inwazja na Strefę Gazy budzi coraz większy sprzeciw społeczności międzynarodowej Odwlekana izraelska inwazja w Strefie Gazy rozpoczęła się 27 października. Takie są fakty, choć rząd Netanjahu słowa inwazja stara się unikać, preferując łagodniejszy dyskurs. Już wcześniej w obecnej odsłonie konfliktu do Strefy Gazy wkraczali izraelscy żołnierze, a nawet oddziały pancerne, lecz jedynie w ramach działań zaczepnych. Teraz, jak podał portal Axios, w Strefie Gazy znajduje się nawet 20 tys. żołnierzy Sił Obrony Izraela, którzy zacieśniają pierścień wokół samego miasta. Jeśli wierzyć słowom premiera Beniamina Netanjahu, cel tej operacji jest sprecyzowany: żołnierze mają zlikwidować Hamas i odbić zakładników. Izraelczycy nie dzielą się szczegółowymi planami operacji, ale gdy porównać ją z poprzednimi eskalacjami, zwłaszcza tymi, w których trakcie izraelskie wojska wkraczały do Gazy, wygląda na to, że walki mogą potrwać dłużej i przynieść o wiele więcej ofiar. Trudne zadanie Od 2007 r., od kiedy to Hamas rządzi skrawkiem ziemi między Izraelem a Egiptem, Siły Obrony Izraela wkraczały do Gazy dwukrotnie: w 2009 i 2014 r. Wówczas jednak walki toczyły się głównie dookoła miasta Gaza, na polach palestyńskich rolników, które pełnią jednocześnie funkcję strefy buforowej przede wszystkim dla izraelskich żołnierzy obserwujących Strefę. Żołnierze burzyli tunele wykorzystywane przez bojowników Hamasu do różnych celów, od szybkiego przemieszczania się w obrębie Strefy, przez magazynowanie amunicji i zasobów oraz chronienie centrów dowodzenia, aż po infiltrowanie Izraela. Oczywiste było wówczas, że celem Izraelczyków jest ograniczenie zdolności bojowej Hamasu. Tym razem celem jest zniszczenie organizacji. Ale to może być niewykonalne. Hamas dysponuje nawet 40 tys. bojowników, pozycjonuje się jako ruch oporu walczący przeciwko okupacji i represji, cieszy się zatem dużym poparciem Palestyńczyków. Wchodzące do Strefy Gazy wojsko izraelskie nastawia przeciw sobie jej mieszkańców, a Hamas czy Palestyński Islamski Dżihad mogą dzięki temu liczyć na napływ zradykalizowanej młodzieży. Jak podaje kontrolowane przez Hamas Ministerstwo Zdrowia, poprzedzające inwazję i wspierające ją ataki artyleryjskie i bombardowania zabiły niemal 9 tys. osób (według danych ze środy 1 listopada). Liczby te, być może przesadzone, zagrzewają Palestyńczyków do boju, zwłaszcza takie przypadki jak zbombardowanie obozu dla uchodźców Dżabalija w północnej części Strefy Gazy, w którym wciąż przebywało wiele osób pomimo wydanych przez Izraelczyków ostrzeżeń i nakazów ewakuacji na południe. Spadające przez dwa dni bomby zabiły kilkadziesiąt, a może nawet kilkaset osób. Hamas poinformował, że w ataku zginęło także kilku zakładników, którzy od początku eskalacji konfliktu byli przetrzymywani w Gazie. Izraelczycy tłumaczyli, że ich celem był jeden z dowódców Hamasu odpowiedzialnych za zorganizowanie masakry izraelskich cywilów 7 października, Ibrahim Biari, którego w bombardowaniach udało się zabić. Zachowawcza Europa, bezsilna ONZ Niezależnie od intencji coraz trudniej będzie Izraelowi przekonywać świat, że działania w Strefie Gazy wyczerpują znamiona obrony koniecznej. Unijni politycy posługują się raczej zachowawczym językiem, czego przykładem jest Josep Borrell, który w komunikatach publikowanych na portalu X (dawnym Twitterze) podkreśla prawo Izraela do obrony, ale i on zaznacza, że bombardowanie Gazy, odcięcie jej od komunikacji ze światem, dostaw elektryczności, żywności i wody jest niezgodne z międzynarodowym prawem humanitarnym. Znacznie ostrzej wypowiada się dyrektor nowojorskiego biura wysokiego komisarza ds. praw człowieka, Craig Mokhiber. Przechodząc na emeryturę, napisał gorzki list do Volkera Türka, wysokiego komisarza Narodów Zjednoczonych ds. praw człowieka. Zaznaczył w nim: „Po raz kolejny jesteśmy świadkami ludobójstwa, które rozgrywa się na naszych oczach, a organizacja, której służymy, wydaje się bezsilna”. Mokhiber oskarżył też Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię i Unię Europejską o współudział w tragicznych wydarzeniach w Strefie Gazy, poprzez dozbrajanie Izraela, dostarczanie mu danych wywiadowczych i osłony politycznej. Być może miał nadzieję, że jego pismo coś zmieni, tak samo jak nadzieję mają przedstawiciele Reporterów bez Granic (RSF), którzy do Międzynarodowego Trybunału Karnego wnieśli skargę w sprawie zabijanych w trwającym konflikcie dziennikarzy. W skardze wyliczono, że po 7 października zginęło co najmniej 34 dziennikarzy, z czego przynajmniej 12 podczas pracy. Reporterzy bez Granic oskarżają Hamas o zabicie