Jest tajemnicą poliszynela, że system świadczeń socjalnych uległ korupcji w stopniu niemającym odpowiednika w żadnej innej dziedzinie. Zasiłki i renty w olbrzymiej liczbie przypadków są wypłacane na podstawie oszukańczych danych. Pojawia się coraz więcej odmian zasług patriotycznych płatnych z budżetu.
Z kondycją podopiecznego państwa socjalnego związany jest przywilej nie tyle domniemanej, co dogmatycznie założonej niewinności. Wolno poddawać krytyce i metodycznemu zawstydzaniu polityków, intelektualistów, księży, a przede wszystkim biznesmenów, nigdy jednak i pod żadnym pozorem niczego nie wolno wymagać od tych, którzy z tytułu rzeczywistego lub umownego ubóstwa biorą pieniądze wypracowane przez innych. W pluralistycznym społeczeństwie wszystkie grupy interesów obserwują się nawzajem z większym lub mniejszym krytycyzmem, wytykają sobie wady i nadużycia, starają się na siebie oddziaływać. Jest to szczególny system narodowej pedagogii. Z tego systemu wyłączeni są jedynie biorcy wszelkiego rodzaju rent i zasiłków. Nie ima się ich szyderstwo, nie adresuje się do nich żadnej moralistyki. Jak to interpretować? Czy ubogi w Polsce potęgą jest i basta, czy może z racji swojego ubóstwa reprezentuje jakiś rodzaj świętości?
Na olbrzymich wydatkach z budżetu sprawa się nie kończy. Spekulujący ubóstwem podopieczni państwa socjalnego, nie czując na sobie krytycznego spojrzenia ani podatników, ani moralistów, zaczynają wierzyć, że to oni stanowią sól tej ziemi. Ich kondycja staje się dla innych, tych ciężko pracujących i słabo opłacanych, przedmiotem zazdrości, a kto wzbudza zazdrość, ten ustanawia wzór do naśladowania.
Ich symbioza z politykami jest prawie doskonała i trzeba się obawiać, że będzie ciążyła na przyszłości gospodarki i całego społeczeństwa. Ten wpływ z pewnością nie ustanie przed nieznanym na razie terminem upadku państwa socjalnego.
W systemie zepsutej demokracji politycy nie wahają się wmawiać ludziom socjalnych uprawnień, mimo że niekiedy przynosi to im trochę kłopotów. Korzyści jednakże są większe, ponieważ jako rzecznicy tych uprawnień politycy zapewniają sobie głosy wyborców niezbędne im do wspinania się na wysokie stanowiska. A więc ratunek przed nadciągającą powoli, ale nieubłaganie katastrofą nie przyjdzie od polityków.
Irving Kristol, znakomity amerykański pisarz polityczny, napisał kiedyś, że myśl, aby ubogim pomagać, nie stawiając im żadnych wymagań moralnych, jest zasadniczo bezbożna. Ilustrował swój pogląd Legendą o Wielkim Inkwizytorze z „Braci Karamazow”, gdzie obietnica, że ubodzy tego świata będą nakarmieni bez pytania ich o jakiekolwiek zasługi, jest dana przez Antychrysta. Państwo socjalne wydaje się pod pewnym względem nadspodziewanie udaną realizacją dobroczynnych zamysłów Wielkiego Inkwizytora. W sposób wyrafinowanie przewrotny kpi sobie z ludzi, rozdając za darmo to, co na mocy praw tego i tamtego świata może być zdobyte jedynie w pocie czoła. Myśl Kristola jest na tyle mocna, że nic nie traci, jeśli oczyścić ją z literackiej paraboli. Jest to myśl zdroworozsądkowa. Ludzie bez zasług dla jakiejkolwiek społeczności, nieznający poczucia obowiązku, niehonorowi, niesłowni, a przy tym hałaśliwi – jakie mają prawo do dóbr wypracowanych przez innych? Tę sprawę trzeba szczegółowo rozpracować i wyjaśnić. Niektórzy podejrzewają gigantyczną aferę socjalną.
Pisałem o tym obszerniej w książce „Szkice antyspołeczne”.
wszelkie dochody jakie otrzymują politycy w ramach swojej działalności to tez są świadczenia socjalne, i to wysoko płatne. jezeli warto jest porzucić nawet dobry zawód by zostać politykiem to już jest patologia. i naprawę tego systemu należy zacząć od głowy, a nie od odrzuconych, biednych ludzi.
Panie Profesorze – prosze nie nazywać PiS-państwa “państwem socjalnym”. Państwo socjalne, to takie, które nagradza, zacheca, ułatwia obywatelom PRACĘ. Takim państwem była Polska Ludowa, kiedy to wszelkie pakiety socjalne – mieszkania zakładowe, dofinansowanie wypoczynku pracowników, żłobki i przedszkola dla ich dzieci… lista jest niebywale długa – wszystko to przysługiwało pracownikom i zachecało do podejmowania PRACY. Wiązało to pracowników ze swoim przedsiebiorstwem, miało także ogromny aspekt wychowawczy – oduczało wyciągania reki po darmoche. Po pomoc społeczną siegali wyłącznie ludzie bedący w rzeczywiście trudnej sytuacji albo pospolite lenie. Dla przytłaczającej wiekszości Polaków było to uwłaczające ich godności.
Po 1989 roku miliony ludzi najpierw odarto z tej godności wyrzucając ich na bruk albo zmuszając do pracy za śmieciowe stawki, “na czarno” itd. To było wybitne “osiągniecie” neoliberalnej cześci Solidarności. Natomiast PiS, czyli cześć populistyczno-prawicowa tego “związku zawodowego” , siegneła po te miliony zdegradowanych społecznie i moralnie ludzi i właśnie kończy dzieło transformowania ich w lumpenproletariat. Tepy, leniwy, bajecznie łatwy do zmanipulowania. Ta właśnie grupa zapewni PiS-owi wiele lat słodkiego panowania. Dziś pójście do opieki społecznej jest dla Polaków czymś zupełnie normalnym, a nie wstydliwym. Oto miara społecznej demoralizacji, która nastąpiła po 1989 roku.
Wychodząc naprzeciw takim potrzebom, PiS tworzy w Polsce państwo cwaniacko-żebracze, a nie socjalne.
W Wielkiej Brytanii duże fabryki a nawet miasta budowały domy fabryczne czy miejskie, a później odsprzedawały swoim pracownikom lub mieszkańcom z zerowym kredytem. Czyli dobrze jest wyjechać i zobaczyć jak gdzie indziej ludzie żyją, a nie klepać propagandowe brednie. Podobnie było we wszystkich bogatych krajach Europy, i nikt nie mówi że to państwo cwaniacko-żebracze, a nie socjalne. Cała polska publicystyka jest dla idiotów, to produkcja ciemnoty wyborczej a nie tłumaczenie końskim łbom jak jest czy być powinno.
Czytam ten felieton z pewnym poslizgiem czasowym, co bynajmniej nie ujmuje mu szczegolnej aktualnosci,
Otoz obecna wladza zaistniala i ma dobra szanse na utrzymanie sie dzieki metodycznemu uprawianiu korupcji socjalnej, rzadko w tej formie spotykanej w swiecie.
Robi to z premedytacja ignorujac elementarne prawa ekonomi, ktore w ostatecznym rozrachunku bazuja na prawach etyki i wolnosci, czego czesto sie nie dostrzega, mylac skutki zachowan nieetycznych z niewydolnoscia jakiegos systemu.
Etyka jest logika odpowiedzialnosci w wymiarze indywidualnym. Decyzje spoleczno-polityczne trudno poddac ocenie etycznej, gdyz wladze ocenia sie na ogol w kategoriach skutecznosci w osiaganiu moralno-etycznie konotowanych celow. Istnieja jednak wladze, dla ktorych glownym celem jest utrzymanie sie przy wladzy za wszelka cene, z destrukcja systemu nad ktorym sprawowana jest wladza wlacznie. Obecna wladze trzeba zaliczyc do tej kategorii. Jej glowny eksponent odkryl, ze zagospodarowanie niskich instynktow, czyli nieetycznych sklonnosci przy pomocy solidarystyczno-prospolecznej frazeologii w spoleczenstwach na dorobku i niewyrobionych obywatelsko przysparza w warunkach demokracji licznego elektoaratu, zapewniajacego wladze.
Takie sprawowanie wladzy, zwlaszcza gdy ta wladza w szczegony sposob dotyczy okreslonej osoby mozna ocenic jako w najwyzszym stopniu nieetyczne i niemoralne. Taka ocena dotyczy rowniez wszystkich innych jej wspolnikow tej wladzy z osobna.
Przeciwienstwem etyki jako logiki odpowiedzialnosci i powinnosci jest zle pojeta etyka jako logika roszczeniowosci, czyli niczym nieuzasadnionym prawem do czegokolwiek poza roszczeniem, wynikajacym z prawomocnej umowy, ktorego przeslanka jest zawsze spelnienie jakiejs powinnosci.
Zalegalizowanie logiki roszczeniowosci jest kpina z dekalogu.
Dziwne, ze KK tego jeszcze nie odkryl.