Bieliki są trochę jak my

Bieliki są trochę jak my

Wiele wskazuje, że potrafią poznać swoje dzieci, kiedy te już są dorosłe Kilka tygodni temu prowadziłem  wycieczkę przyrodniczą po rezerwacie zlokalizowanym na stawach rybnych. Blisko stawów gniazduje para bielików i liczyłem na ich pokazanie zwiedzającym oraz opowieści o tych ptakach i ich ochronie. Rzeczywistość znacznie przewyższyła oczekiwania – na miejscu zastaliśmy cztery bieliki, dwa dorosłe i dwa młode (podczas kolejnej wizyty dostrzegłem, że młode były w drugim i trzecim roku życia). W pewnym momencie zobaczyliśmy, jak jeden z dorosłych ptaków opada na rozpostartych skrzydłach, wyciąga przed siebie łapy, uderza o taflę wody i podrywa się z rybą. Nasze emocje już były podkręcone, ale moje osiągnęły ekstremum, gdy dorosły bielik rzucił zdobycz w kierunku młodziaka, który schwytał ją w locie. Koleżanka z Siedliska Leluja, która organizowała wyprawę, widząc moją reakcję, stwierdziła, że za kolejną wyprawę to ja płacę uczestnikom. Rzecz działa się pod koniec kwietnia, kiedy przynajmniej jedno z dorosłych powinno siedzieć na jajach lub z młodymi. Gdy później konsultowałem tę obserwację z Tomkiem Przybylińskim, koordynatorem regionalnym na Łódzkie Komitetu Ochrony Orłów, zauważył, że dorosłe były najpewniej po stracie, czyli nie udało im się odchować potomstwa. Gdyby im się powiodło, jedno z rodziców, najpewniej matka, intensywnie zajmowałoby się potomstwem, ojciec zaś dostarczałby pokarm. Wprawdzie u bielików samiec bierze udział w wysiadywaniu i bezpośredniej opiece nad potomstwem, co wyróżnia te ptaki na tle części rodziny jastrzębiowatych, gdzie panowie zajmują się aprowizacją, samice zaś nie opuszczają gniazda, ale jego udział w czynnościach domowo-wychowawczych jest dość skromny. W sumie nie ma co się dziwić, większa i znacznie silniejsza samica prędzej obroni gniazdo przed potencjalnym napastnikiem. Wspomnianą czwórkę widzieliśmy w różnym natężeniu przez cały czas pobytu w rezerwacie. Rzecz działa się w niewielkiej odległości od gniazda i strefy ochronnej wokół niego. Chociaż bieliki słyną z dużej tolerancji na pobratymców, o ile ci nie naruszą przestrzeni w najbliższym sąsiedztwie gniazda – a osobnikom młodocianym nawet pojawienie się dość blisko gniazda może ujść płazem – dokarmianie samodzielnych już ptaków nieco mnie zaskoczyło. Tomek wysnuł przypuszczenie, że to potomkowie pary lęgowej, a rodzice, dokarmiając starsze dzieci, dawali upust niezrealizowanemu instynktowi. – Często widuję młodociane osobniki z poprzednich lat, nawet czteroletnie, siedzące na gałęzi obok gniazda z pisklętami. Mimo zmieniającego się upierzenia bieliki rozpoznają swoje potomstwo, wiele wskazuje, że potrafią poznać swoje dzieci, kiedy te już są dorosłe – podkreślał koordynator. Tu słowo wyjaśnienia – bieliki są trochę jak my. W przeciwieństwie do drobnych ptaków, które już w kolejnym roku po wykluciu zakładają własne rodziny, dojrzewają kilka lat. Może nie tak długo jak ludzie, trwa to zaledwie pięć-sześć lat, ale też bieliki żyją krócej. Ptak, który dożyje wieku dorosłego, może się spodziewać kolejnych 15 lat, choć nierzadkie są przypadki orłów przeszło 30-letnich. A wracając jeszcze na chwilę do życia pisklęcego, nawiążę do głośnej dyskusji, czy bieliki są orłami. Czasem odpryski tej debaty trafiają do mediów, zwykle z budzącymi śmiech przez łzy puentami. Stąd nagłówki w stylu „Bielik to bardziej sęp niż orzeł”. Ja kategorię orzeł traktuję bardziej w znaczeniu kulturowym niż biologicznym, lecz jeśli mamy się trzymać ortodoksyjnego kanonu polskiej orłowatości (bo np. u naszych zachodnich i północnych, zamorskich sąsiadów bieliki są orłami morskimi), to bieliki mają nieopierzone skoki (tę część nogi przed palcami, zwykle braną za łydkę, choć jest odpowiednikiem naszego śródstopia). Ale, co istotniejsze, u orłów właściwych bardzo rzadko gniazdo opuszcza więcej niż jedno młode. Starsze pisklę zwykle zabija młodsze rodzeństwo (klujące się dwa-trzy dni później). To zjawisko nazywamy kainizmem i zdarza się ono także u bielików, ale wydaje się występować tylko w czasie niedoborów pożywienia. Ba! Znany jest przypadek, gdy w gnieździe bielików wychował się myszołów. Po prawdzie raczej nie trafił do domostwa większych krewniaków dobrowolnie, najpewniej został porwany z rodzinnego gniazda w charakterze obiadu dla małych bielików, ale że te nie były głodne, myszakowi się upiekło. A skoro już znalazł się w gnieździe, to dostawał strawę na równi z prawowitymi mieszkańcami, aż wyrósł i odleciał, ale jego dalsze losy są nieznane. Najpewniej wraz z wylotem zakończył się jego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 24/2021

Kategorie: Zwierzęta