Biznes na starość

Biznes na starość

Prywatne domy opieki rejestruje się jak zwykłą firmę. Tyle, że w tym przypadku „towarem” jest stary, schorowany niepełnosprawny człowiek

Najbardziej poszukiwane są pokoje jednoosobowe. Za umieszczenie osoby starszej w takim pokoju trzeba zapłacić w prywatnym domu opieki od 1200 do 3000 zł miesięcznie.

– Z ”jedynkami” jest ciężko. Może jakaś się zwolni, gdy któreś kipnie – uśmiecha się pracownik domu w Burakowie pod Warszawą. Nie chce powiedzieć, czym się zajmuje. – Po prostu jestem w tym domu i to powinno wystarczyć.

Pensjonat to murowany, dwupiętrowy dom – epoka późnego Gierka. Wąski korytarz, strome schody. Pokoje raczej czyste. Pacjenci siedzą w dużej sali, na parterze. Choć jest sobota,

nikt nie przyszedł w odwiedziny. 

Przez uchylone drzwi słychać pojękiwanie. Na łóżku, przykryta kocem, leży staruszka, przy niej siedzi druga i trzyma ją za rękę. – Uderzyła się w głowę. Zaraz jej przejdzie – mówi pielęgniarka.

– Mamy same Alzheimery i otępienia starcze. Gdyby jednak pan się zdecydował, to miejsce w ”trójce” kosztuje 1400 złotych. W cenę wliczone są posiłki i lekarz pod telefonem komórkowym. Psychiatra i chirurg za dodatkową opłatą. Żeby dziadkowi się nie nudziło, najlepiej przynieść własny telewizor.

Pierwsze prywatne domy starości zaczęły powstawać w Polsce pięć lat temu. Obecnie w samej Warszawie i okolicach jest ich ponad pięćdziesiąt. Nie wiadomo, ile dokładnie, bo nikt nie prowadzi takiej ewidencji. Żeby otworzyć taki biznes, wystarczy zarejestrować działalność gospodarcząw gminie, mieć pieniądze na wynajęcie pomieszczeń i na pensje dla pracowników. Niepotrzebne jest specjalistyczne wykształcenie. Pacjenci lub raczej klienci na wolne miejsca czekają czasem po pół roku, popyt jest więc duży. Prawdziwym zagłębiem prywatnych domów starców są podwarszawskie Łomianki. W ciągu trzech ostatnich lat powstało tam dziesięć domów opieki. – My jako pierwsi zaczęliśmy rejestrować taką działalność – mówi Maria Łapiedon z referatu działalności gospodarczej w Łomiankach.

– Inne gminy uważały, że nie wolno im tego robić. Wydajemy zgodę na prowadzenie tylko domu opieki. Nie ma mowy o żadnych zabiegach lekarskich i leczeniu. Tylko wyżywienie i zakwaterowanie.

Jadwiga Rymska (wykształcenie średnie-mechanik) otworzyła niedawno trzeci dom opieki.

– Mamy jeszcze kilka wolnych miejsc. W dwóch pozostałych moich domach już wszystko jest zajęte. Pokój dwuosobowy kosztuje 1500 zł, za ”jedynkę” trzeba dopłacić 300 zł. Pomysł zajmowania się profesjonalnie opieką nad starszymi osobami pojawił się podczas

kursu dla bezrobotnych. 

Amerykańscy menedżerowie uczyli polskich bezrobotnych, jak osiągnąć sukces w nowych czasach. – Byłam bez pracy. Postanowiłam zaryzykować – mówi Jadwiga Rymska. Za wszystkie oszczędności wynajęła pierwszy dom. Dała ogłoszenie do prasy. Szybko znaleźli się chętni do płacenia sporych, jak na polskie warunki, pieniędzy za opiekę nad bliskimi. W domach, które prowadzi, mieszkają również jej najbliżsi matka, wujek z Alzheimerem i ciotka z demencją. – To prawie rodzinny interes – zauważa Jadwiga Rymska.

W trzech domach prowadzonych przez inną firmę, ”Matuzalem”, przebywa obecnie 60 osób. – Klientami coraz częściej są Polacy, którzy wracają na starość z USA lub Australii. Tam jest dla nich za drogo – mówi dyrektor Teresa Skoczek.

– To świetny sposób na zapewnienie opieki swoim bliskim – poleca się Bożena Janota. pielęgniarka, właścicielka domu opieki ”Promyk”. – Lepiej chyba oddać staruszka do nas niż do państwowego zakladu. Można, oczywiście, samemu zapewnić opiekę, zatrudniając pielęgniarkę w domu, ale to jest bardzo duży wydatek. Szczęście mają ci, którym przysługuje prawo do miejsc w domach resortowych. Tam są windy, podjazdy. Taki dom, jak mój, zapełnia lukę na rynku.

”Promyk” w podwarszawskim Halinowie powstał rok temu. Opiekę znalazło w nim 30 osób. Każdy płaci miesięcznie 1200 zł. Dodatkowo można zamówić fryzjera, masażystę. Pokoje są przeważnie trzyosobowe, choć jest też sala dla sześciu osób. W jednym z pomieszczeń stoją przyrządy do ćwiczeń gimnastycznych. Bliskich można odwiedzać o każdej porze dnia. – Są tacy, którzy robią to bardzo często. Ale zdarzają się też tacy, którzy raz w miesiącu zjawiają się, żeby opłacić pobyt i nawet nie wejdą przywitać się z matką lub ojcem. Tłumaczą się brakiem czasu – mówi Bożena Janota.

Pan Stanisław mieszka w jednym z domów, idzie na wieczorną mszę. – Opowiem, jak wygląda takie życie, ale pod warunkiem, że nie poda pan, jak się nazywam i w jakim domu mieszkam. Syn miałby problem ze znalezieniem dla mnie innego domu.

Przez 78 lat pan Stanisław mieszkał w województwie podkarpackim. Trzy lata temu umarła mu żona. Został sam w pustym domu. Syn postanowił, że weźmie go do siebie, do Warszawy. – Mieszkałem w jego pięknej willi. Przez całe dnie nikogo nie było w domu. Starsi wracali późno z pracy, wnuczkawie mnie unikali.

Po miesiącu pan Stanisław znalazł w gazecie ogłoszenia prywatnych domów opieki. Poprosił syna, żeby go tam przeniósł. – Obiecywali wspaniałe warunki. Specjalne jedzenie dla mnie i całodzienną opiekę lekarza.

Hutnicza emerytura, prawie 1400 zł. wystarcza w całości na pokrycie kosztów pobytu.

– Pierwszej nocy jakaś kobieta przyszła do mnie i zaczęła mnie dusić. Moje rzeczy z szafki ktoś ukradł. Teraz zamykam ją na kluczyk. Lekarz zjawia się raz w tygodniu. Dla każdego ma pięć minut. Ci, którzy stawiają opór – nie chcą jeść lub myć się – są bici przez personel.

Dostają klapsy jak małe dzieci, 

są poszturchiwani. Mnie nie ruszają, bo jeszcze chodzę, sam jem. Najgorsze te posiłki. Bez smaku, przyrządzane najtańszym kosztem. Właściciel oszczędza na wszystkim. Ciepło jest tylko w soboty i niedziele, bo wtedy są odwiedziny. Wcześniej wszystkie pokoje są sprzątane, łazienki się dezynfekuje.

Głośnym echem odbiła się dwa lata temu sprawa starszej kobiety z Prawosławnego Domu Opieki ”Betania” w Stanisławowie pod Warszawą. 7l- letnia Anna T. zanim trafiła do szpitala,  przez dwa dni leżała nieprzytomna w domu opieki. Nikt nie interesował się stanem jej zdrowia. W szpitalu, mimo prób pomocy, umarła. Diagnoza – ogólny wstrząs organizmu, spowodowany nie leczonym zapaleniem płuc, wyczerpanie i odwodnienie. Prokuratura Rejonowa w Nowym Dworze Mazowieckim wszczęła śledztwo w sprawie niedopełnienia obowiązków przez personel domu. – Sprawa została umorzona z powodu braku dowodów uzasadniających popełnienie  przestępstwa – mówi prokurator Jacek Pergałowski. To jeden z najbardziej drastycznych wypadków w działalności domów opieki.Zdarzają się też cwaniaczkowie. Człowieka traktują jak maszynkę do zarabiania pieniędzy. Otwierają kilka domów, przyjmują pacjentów. Po roku, gdy swoim brakiem profesjonalizmu zepsują sobie opinię, likwidują domy, rejestrują nowe spółki i otwierają nowe domy – opowiada Bożena Janota.

Zbigniew Lasota (z zawodu mechanik, pracował w domu opieki u ”Niemca”) jest właścicielem luksusowego, jak się reklamuje, domu opieki w Józefowie. Od elektrycznej bramy długi podjazd prowadzi pod drzwi dużej willi. Klientami są tylko osoby chore na Alzheimera. Opłata miesięczna to 1600 zł. Ten ośrodek jest drugim, który prowadzi. Poprzedni, w Mysiadle, został zamknięty przez sanepid z powodu złych warunków sanitarnych. – Pokłóciłem się ze wspólnikiem. Traktował interes jak kombinat. Jak najwięcej klientów i jak najmniejsze koszty własne. Rozstaliśmy się.

Lasota podkreśla, że uczciwie wykonuje swoją pracę. Zaletą domu jest, według niego, niewielka liczba pacjentów. To bowiem pozwala na lepszą opiekę.

Kontroli się nie boi. 

– Państwowe urzędy nie mają do tego uprawnień. Są zresztą u mnie osoby, których dzieci pracują w urzędach centralnych.

W Ministerstwie Pracy i Polityki Socjalnej nikt nie chce się oficjalnie wypowiadać na temat rosnącej liczby prywatnych domów opieki. Ale do urzędników docierają sygnały, że nie wszystko w tych domach wygląda tak pięknie, jak obiecują ich właściciele. – Zdarzają się pobicia, wiązanie, niedokarmianie. Pierwsze sygnały dochodziły do nas od lekarzy ze szpitali, do których trafiały wycieńczone starsze osoby – mówi specjalista z departamentu spraw społecznych w MPiPS. – Na razie nie planuje się objęcia kontrolą tych domów.

Nie ma żadnych regulacji prawnych, pozwalających wojewodom wizytować prywatne domy opieki. Kontrola istnieje jedynie ze strony sanepidu i straży pożarnej – mówi Mirosława Jaźwińska z wydziału spraw społecznych w Urzędzie Mazowieckim. Osoba, która zakłada dom opieki, wykorzystuje lukę w prawie. Gdyby bowiem swoje przedsięwzięcie nazwała domem pomocy społecznej, podlegałaby procedurze kontrolnej ze strony państwa.

Prowadzenie domów wymaga jedynie zgody na prowadzenie działalności gospodarczej.

Tyle tylko, że w tym przypadku ”towarem” jest człowiek – stary, schorowany, niepełnosprawny. W momencie, gdy dom opieki nie wywiązuje się z zobowiązań, nie można odwołać się do żadnej instytucji. Pozostaje tylko droga sądowa.

Najbardziej luksusowy i najdroższy prywatny dom starości mieści się w Markach pod Warszawą. Miejsce w pokoju jednoosobowym kosztuje 3000 zł. Pomimo tak wysokich cen należy samemu płacić za lekarstwa. Nie ma psychologa. Lekarz przyjeżdża tylko raz w tygodniu. Dom działa dopiero od roku. Obecnie przebywa w nim 20 osób. Nie przyjmuje się chorych psychicznie i osób leżących. Współwłaściciel, Jan Okuniewicz, nie chce zgodzić się na wizytę dziennikarza. – Jeszcze nie jesteśmy gotowi.

– Byłem w tym domu, gdy szukałem miejsca dla swojego dziadka – opowiada Artur A.

– Pokoje są duże, niektóre z tarasami. Na dole wielka sala ze skórzanymi kanapami. Łazienki są ogromne, z brodzikami. Właściciele chwalili się, że mają elitarne towarzystwo – znany satyryk, kilku zasłużonych naukowców. Jednak nie zdecydowałem się umieścić tam dziadka. Nie podobała mi się atmosfera. Cicho i pusto, choć byłem tam wczesnym popołudniem. Taka luksusowa umieralnia. Dziadek, choć narzeka na samotność, wciąż mieszka z nami.

 

Wydanie: 07/2000, 2000

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy