Blog

Powrót na stronę główną
Felietony

Leżeński, Wajdą, Mickiewicz

Że “Pan Tadeusz” jest także powieścią, wiedziano od dawna. To chyba Boy komen­tował przekład francuski prozą ze zdziwieniem, że to taka kształtna powieść. Ale to przecież nie tylko powieść, bo można dzieło Mickiewicza potraktować różnie – na przykład jako baśń, jako humoreskę, jako poemat opi­sowy i wszystko to będzie uzasadnione. Ce­zary Leżeński, niegdyś literat, a obecnie pi­sarz, autor w każdym razie zmyłkowy i nieo­czekiwany zdumiał nas obecnie pomysłem przerobienia “Pana Tadeusza” na regularną powieść. Powstała książka “Miłość i zbrodnia w Soplicowie”, którą przeczytałem z uśmie­chem, bo sprawę uznałem za ewidentny żart. Chyba i autor też tak to traktuje, ale przypisu­je dodatkowo swojej książce moce edukacyj­ne. Czarek wchodzi z, niestety, słusznego założenia, że “Pan Tadeusz” to lektura szkol­na, a więc tak naprawdę nikomu nie znana, więc przekład na prozę niejednemu się przy­da. Zawiła to sprawa, przeróbka taka. Z jednej strony, wszystko powinno być dokładnie ta­kie jak w oryginale, z drugiej, jak najbardziej odmienne. I tak źle, i tak niedobrze, a w re­zultacie wychodzi coś na kształt świdra. Czy­li ani kuna, ani łasica. Leżeński mógł zacho­wać nawet całą kompozycję, ale z tzw. Vorgeschichte wyszło mu parę początkowych rozdziałów. Powiedzmy szczerze, że sprawił się dobrze, ale “Pan Tadeusz” to jednak nie jest… Nieszczęściem Leżeńskiego, nieszczęściem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Media

Przemówić do słuchacza

Polski teatr radiowy ma 75 lat i jest największy na świecie – Teatr radiowy? To coś takiego je­szcze istnieje? – dziwią się młodzi ludzie, którzy z gazety dowiadują się, że Teatr Polskiego Radia po raz dwunasty przyznał swoją doroczną nagrodę “Wielki Splendor”, tym ra­zem Grażynie Barszczewskiej. Zain­trygowani – bo lubią Barszczewską – chcą kupić gazetę z programem ra­diowym, żeby się dowiedzieć, kiedy są emitowane słuchowiska. – W gazetach nie ma programów radiowych, ale ponoć jest jakieś spe­cjalistyczne pismo o tym – informuje kioskarka – my go nie mamy.   Prasa nas pomija Janusz Kukuła – od sześciu lat dy­rektor Teatru Polskiego Radia – ubo­lewa, że mimo jego wielu starań ga­zetom żal miejsca na drukowanie programu radiowego. Boli go także, . że recenzenci teatralni pomijają pre­miery radiowe. – Jednego przedsta­wienia teatru radiowego słucha oko­ło 400 tys. ludzi. Gdzie znajdziemy teatr, który pomieściłby taką widow­nię? Gdyby w prasie zamieszczano recenzje z naszych premier, byłoby jeszcze więcej słuchaczy. Ludzie nie słuchają, bo nie ma informacji, co, kiedy i gdzie będzie nadane – uważa dyrektor Kukuła. – Media są zainte­resowane tylko wydarzeniami, taki­mi jak “Maraton Pana Tadeusza”, nagranie “Godziny myśli”,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Diabeł z twarzą blondynki

Dziecko Rosemary dorosło i wygląda tak jak my W najnowszym filmie Romana Po­lańskiego “Dziewiąte wrota” wysłanniczka diabła, grana przez piękną Emmanuelle Seigner, nosi sfatygowane adidasy, dżinsy i workowatą kurtkę. Ma dyskretny makijaż, ale jest zawsze rozczochrana, włosy przeczesuje palcami i wiąże sobie kucyk, nie patrząc w lustro. Prezentuje ostentacyjny luz i modę w stylu unisex, tak jak setki studen­tów na całym świecie. Nie wyróżnia się w tłumie, nie ma demonicznego wyglą­du kobiety wampa. Wręcz przeciwnie: ma jasne włosy i uroczy uśmiech, jest całkiem zwyczajna, taka jak dziewczy­ny widziane codziennie na ulicy. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do ta­kiego wizerunku diabelskiej kusicielki. I zdaje się, że właśnie o to chodziło re­żyserowi. Kusicielka bowiem dostoso­wuje swój wizerunek do gustu tego, ko­go ściga. Upodabnia się do swoich ofiar. W tym przypadku jej ofiarą jest młody bibliofil i biznesmen, Dean Cor­so (Johnny Depp), specjalizujący się w wyszukiwaniu rzadkich starodru­ków, za które bogaci kolekcjonerzy są gotowi zapłacić każdą cenę. Corso mówi o sobie, że jest człowiekiem do wynajęcia, pracuje dla tego, kto więcej mu zapłaci. Naiwnych klientów oszu­kuje, gdyż twierdzi, że ten ma rację, kto ma pieniądze. Corso wierzy jedynie w potęgę pieniądza, nie szatana. Jest cynicznym spryciarzem i chciwcem, lecz udaje abnegata,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Nie urodziłem się aktorem

Publiczność, która przychodzi do teatru, ma już dosyć manipulowania klasyką, elektronicznych sztuczek Rozmowa z Piotrem Fronczewski – Jak się pan czuje w “Ro­dzinie zastępczej”? – Podoba mi się w całości, poczyna­jąc od pomysłu dobrze rozpisanego, z barwnym dialogiem i poczuciem hu­moru. W dobrym towarzystwie obraca się ta rodzinka trochę ekscentryczna, niepowszednia, a pełne wdzięku i uro­ku dzieci pracują z ogromnym oddaniem na klimat, koloryt i atmosferę te­go, co dzieje się na ekranie telewizyj­nym. Oczywiście, trudno przy takiej se­rii oczekiwać, żeby każdy odcinek był świetny, ale w całości, moim zdaniem, rzecz jest warta uwagi, co potwierdza rosnąca liczba widzów.   – Czy tak samo dobrze czuł się pan w innej ekscen­trycznej rodzinie serialu “Tygrysy Europy”? – To zupełnie co innego. Przyjacio­łom się nie odmawia i kiedy Jurek Gru­za zadzwonił do mnie, że jest taki po­mysł, przystąpiłem do jego realizacji. Serialu prawie nie oglądałem, bo zwy­kle w czasie jego emisji pracowałem w teatrze, myślę jednak, że rola tego dziwnego ojca rodziny, który przesia­duje w swoim legowisku zasłonięty ga­zetą i z tego punktu widzenia stara się interpretować i komentować świat, jest zabawna. Jurek ma zresztą duże poczu­cie humoru, aczkolwiek inne niż w “Czterdziestolatku”, ale też i rzeczy­wistość jest inna. –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Społeczeństwo

Jeden kieliszek od śmierci

Dziś jest człowiekiem sukcesu, choć przez 20 lat był alkoholikiem. Pił denaturat, spał w melinach i na śmietnikach Początkowo używałem alkoholu jak wszyscy, jako środka zmieniające­go nastrój. Był mi potrzebny do królo­wania w towarzystwie. Żeby być go­ściem, kozakiem. Potem, żeby dorów­nać innym. Później, żebym mógł wstać i zacząć chodzić, a na końcu, żebym mógł oddychać. Nie było ważne, co się pije. Dla alkoholika nie ma gorszych trunków. Da się wypić wszystko, co jest na spirytusie. Autowidol, pastę do podłogi, denaturat. Wszystko, oprócz smoły, bo się lepi. Oto wyznanie Krzysztofa Cackow­skiego z Sopotu, dziś człowieka sukce­su. Ma dobrze prosperującą firmę. Zo­stał szefem sopockiej drużyny rugby, a następnie szefem reprezentacji. Jego drużyna sześciokrotnie zdobyła tytuł Mistrza Polski. Oprócz rugby jego pa­sją są konie. Ma własne na Służewcu, które ścigają się w kraju i za granicą. Przez ostatnie lata był przewodniczą­cy komisji sędziowskiej na służewieckich wyścigach. – Miałem ojca alkoholika – opowiada – z tych, którzy nigdy nie przyznali się, że są alkoholikami, tylko umierali przez wódę, mając 50 lat. Ojciec był naczelnym dyrektorem Państwowej Komunikacji Samochodowej. I przez tata był prezesem Towarzystwa Trze­źwości Transportowców i Drogowców. Pił dzień w dzień, ale nikt o tym nie wiedział.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Byle dużo

Co najbardziej bulwersuje ludzi i wprowadza ich w stan szczególnej irytacji? Okazuje się, że największe wzburzenie wywołują wiadomości o wysokich dochodach osób wtedy, gdy ludzie dochody te oceniają jako nieusprawiedliwione. Negatywne oceny nie wynikają z zazdrości wzburzonych, lecz z zachłanności tych, co dużo zarabiają – tak mówią sondaże. Jakie dochody i jaka musi być ich wysokość, by zostały one uznane za wysoce niesprawiedliwe? W ciągu dwóch ostatnich lat mieliśmy trzy ta­kie przypadki. Pierwszy w końcu 1997 r., gdy rząd Buzka – zaledwie po kilkunastu tygodniach pracy – wypłacił sobie nagrody. Otrzymali je mię­dzy innymi członkowie rządu, wiceministrowie, wojewodowie, łącznie 201 osób. Wysokość tych nagród – oczywiście, nie przyrównując do wiel­kości rent i emerytur – nie była oszołamiająco du­żą. Po kilka tysięcy złotych, średnio biorąc, na osobę, sam premier 7000 zł. Wypłacając te nagrody rząd nie złamał prawa. Mimo to wypłata spotkała się z jednoznaczną krytyką społeczną. W tym przypadku powodem tej krytyki nie była wysokość nagród, lecz sam fakt ich wypłacenia. Wszak były to nagrody, jak sama nazwa wskazuje, za szczególne osiągnięcia przy pełnieniu funkcji publicznych. A przecież w ciągu kilku tygodni nowy rząd jeszcze niczego nie dokonał, więc za co się sam nagrodził?

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Jak sprzedać ferie

Zupa mleczna, masaż tybetański, walki rycerzy, brak telewizora, może odchudzanie – nie wiadomo, co skusi ucznia ”Aaaaa, a ferie w Rabce”, ”Aby mi­ło spędzić ferie…”, ”A może ferie nad morzem”, ”A plaża pachnąca jodem zaprasza na ferie” – kuszą ogłoszenia, które najchętniej zaczynają się właśnie na literę a, co gwarantuje znalezienie się na początku długiej serii feryjnych ogłoszeń. W tym roku walka o klienta – ucznia jest ostrzejsza niż w zeszłym. Spośród pięciu zaproponowanych przez MEN terminów ferii kuratoria wybrały tylko dwa i to takie, w których jeden tydzień jest wspólny dla wszystkich woje­wództw. Oznacza to tylko trzy tygodnie ferii. Pani Marta prowadzi pensjonat w Zakopanem: – Wszyscy narzekają – twierdzi – właściciele pensjonatów, bo sezon jest krótszy, rodzice, bo muszą więcej płacić. Konkurencja jest duża, a więc. atmosfera nerwowa. U mnie miejsc już nie ma, choć cena nie była niska – pokój dwuosobowy z łazienką – 90 zł za dobę. Gdy skończą się ferie, będę musiała obniżyć cenę co najmniej o 20 zł. Mam stałych klientów, więc miejsca sprzedałam szybko. Reklama, pomysły, zaskoczenie, trafienie w gusty młodzieży, no i nie­wygórowana cena – to pozwalało w tym roku

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Czeczenia – nowy Afganistan

Obie strony konfliktu naruszały i naruszają prawa człowieka. Przypomina się powiedzenie: „Wart Pac pałaca” Region Kaukazu, zaledwie półtora raza większy od Polski, to kłębowisko narodowości, kultur i języków, a jego mieszkańcom właściwy jest charakter typowych górali. W tej beczce prochu, wybuchającej okresowo od ponad 250 lat, szczególne miejsce zajmuje Czeczenia, mniejsza od woj. warmińsko-mazurskiego czy lubelskiego, z – do niedawna – ponad milionową ludnością . Od pewnego czasu ta nazwa wywołuje gorzkie skojarzenia ze względu na dramatyczny, krwawy konflikt, który wyrósł do rangi międzynarodowego problemu. Pierwsza w tej dekadzie wojna rosyjsko-czeczeńska, której stawką by­ła niepodległość (1994-96, 70 tys. ofiar), zakończyła się porozumieniem w Chasawjurcie, podpisanym przez gen. Lebiedzia i Asłana Maschadowa, przewidującym, iż ostateczny status tego terytorium zostanie rozstrzygnięty do końca 2001 r. Przebywając w Czeczenii równo 3 lata temu, sam byłem wówczas optymistą, a utwierdzał mnie w tym pragmatyzm Maschadowa, z którym miałem okazję rozmawiać zaraz po wybraniu go prezydentem. Wydaje się, iż od tego momentu minęły wieki. Konflikt odżył z całą mocą, dotykając skutkami sąsiadów – Dagestan i Inguszetię, a skala zaciętości oraz okrucieństw w tej wojnie spotęgowała się. Dziś Groźny jest oblężony, i toczą się o każdy dom, a strony zaciekle oskarżają się

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Rubikon Haidera

Wspomnienie holokaustu i cień pogrobowców Hi­tlera. W tym samym tygodniu na naszym kontynencie zabrzmiały dwa przeciwstawne dźwięki. W Sztokhol­mie, na międzynarodowym forum głośno wzywano, by świat nie zapomniał zagłady Żydów. Bez potępie­nia holokaustu i przypominania o czasach pogardy dla życia powtarzać się będą dramaty ludobójstwa, począwszy od Rwandy po Kosowo i Bośnię, ostrze­gali politycy. W Wiedniu ogłoszono w tym czasie, że rozmowy nad utworzeniem nowego rządu toczy razem z lidera­mi chadeckiej Partii Ludowej Joerg Haider, przywód­ca skrajnie prawicowej partii tzw. Wolnościowców (FPOe). „Rasizm i ksenofobia znowu stukają do bram kontynentu”, napisał Reuter. Joerg Haider zasłynął bowiem jako człowiek o nie skrywanych sympatiach do Waffen SS i lat hitleryzmu. To, co zwraca uwagę, to zdecydowana reakcja świata na możliwość dojścia do władzy FPOe. Mimo że z formalnego punktu widzenia chodzi o „sprawę wewnętrzną Austrii”, zaniepokojeni rozwojem sytuacji w Wiedniu, wyrazili publicznie prezydent Jacques Chirac, premierzy Francji i Izraela, przewodniczący Unii Europejskiej, Romano Prodi, dziesiątki parlamen­tarzystów w całej Europie. O sytuacji w Wiedniu roz­mawiał w Sztokholmie z politykami polski prezydent. Ostro wypowiadają się środowiska żydowskie. Polity­cy izraelscy grożą zerwaniem stosunków z Wiedniem, to sarnio Zapowiada Światowa Rada Żydów. Padają ostrzeżenia, że Austriacy „igrają

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Ostatnia bitwa Weizmana

Prezydent Izraela podejrzany o machinacje finansowe. Czy ustąpi ze stanowiska? „To Watergate Bliskiego Wschodu”, piszą izraelskie media. Oto po raz pierwszy w dziejach państwa żydow­skiego policja wszczęła dochodzenie przeciwko urzędującemu prezydento­wi. 76-letni Ezer Weizman przyjął podobno w latach 1988-92 od szwaj­carskiego milionera, Edouarda Saroussi, około 453 tys. dolarów. Pieniądze były wypłacane w miesięcznych ra­tach. Znacznej części tej kwoty Weizman zapomniał jakoby opodatkować. Wielu polityków domagało się, aby prezydent podał się do dymisji lub wziął urlop do czasu zakończe­nia śledztwa. Jeszcze w niedzielę, 23 stycznia, Weizman zapowiedział, w przemówieniu telewizyjnym, że nie uczyni tego, gdyż jest niewinny. Jednak już w dwa dni później Wei­zman zawiesił wykonywanie nie­których swych obowiązków. Prezy­dent, który pełni w Izraelu przede wszystkim funkcje reprezentacyjne, nie będzie ułaskawiał skazańców ani przyjmował przysięgi od sę­dziów, dopóki śledztwo w jego sprawie nie dobiegnie końca. Sytua­cja Weizmana jest coraz trudniejsza. Jego popularność szybko maleje. Już co drugi Izraelczyk uważa, że prezydent, ongiś dzielny pilot wojskowy i bohater trzech wojen, powinien zło­żyć swój urząd. Niektóre dzienniki na­pisały, że Weizman padł ofiarą zemsty ze strony zorganizowanych struktur przestępczych. Prezydent bowiem odmówił

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.