Leżeński, Wajdą, Mickiewicz
Że “Pan Tadeusz” jest także powieścią, wiedziano od dawna. To chyba Boy komentował przekład francuski prozą ze zdziwieniem, że to taka kształtna powieść. Ale to przecież nie tylko powieść, bo można dzieło Mickiewicza potraktować różnie – na przykład jako baśń, jako humoreskę, jako poemat opisowy i wszystko to będzie uzasadnione. Cezary Leżeński, niegdyś literat, a obecnie pisarz, autor w każdym razie zmyłkowy i nieoczekiwany zdumiał nas obecnie pomysłem przerobienia “Pana Tadeusza” na regularną powieść. Powstała książka “Miłość i zbrodnia w Soplicowie”, którą przeczytałem z uśmiechem, bo sprawę uznałem za ewidentny żart. Chyba i autor też tak to traktuje, ale przypisuje dodatkowo swojej książce moce edukacyjne. Czarek wchodzi z, niestety, słusznego założenia, że “Pan Tadeusz” to lektura szkolna, a więc tak naprawdę nikomu nie znana, więc przekład na prozę niejednemu się przyda.
Zawiła to sprawa, przeróbka taka. Z jednej strony, wszystko powinno być dokładnie takie jak w oryginale, z drugiej, jak najbardziej odmienne. I tak źle, i tak niedobrze, a w rezultacie wychodzi coś na kształt świdra. Czyli ani kuna, ani łasica. Leżeński mógł zachować nawet całą kompozycję, ale z tzw. Vorgeschichte wyszło mu parę początkowych rozdziałów. Powiedzmy szczerze, że sprawił się dobrze, ale “Pan Tadeusz” to jednak nie jest… Nieszczęściem Leżeńskiego, nieszczęściem dodatkowym, stał się film Wajdy, który też nie jest “Panem Tadeuszem”, ale również musi się opierać na fabule. W wyniku czego będziemy teraz mogli porównywać Wajdę z Leżeńskim, a książka w tych warunkach zawsze z filmem przegra, zwłaszcza w sprzedaży. A pisarze także z czegoś żyć muszą…
Tak naprawdę i Leżeński, i Wajda się mylą. To znaczy mają rację, że jakiś bryk jest potrzebny (Ale komu i do czego? Może maturzystom, może nauczycielom?), ale sama fabuła jest po prostu niczym. “Pan Tadeusz” to opisy, a dzieło mogłoby się zwać “Pan Gerwazy” albo “Pan Wojski”, albo “Pan Protazy” i nic by się nie zmieniło. Soplicowo jest symbolem i jego bohaterowie są symbolami, i wszystkie sprawy, i wszystkie opisy. Może nie było tak dla samego Mickiewicza, ale to my, polscy użytkownicy poematu tak żeśmy go przerobili. Tak, tak mój Czarku (taki), nie warto było się tak upierać przy zgodności z oryginałem.
Można było coś zmienić, uwspółcześnić. To właśnie przeróbka Leżeńskiego zwróciła mi uwagę, że ten sam problem dekomunizacyjno-lustracyjny, który nas dzisiaj tak bez reszty pochłania, odnajdziemy i u Mickiewicza. Horeszko był patriotą i został rozparcelowany, a Soplica przyjął od Rosjan korzyści majątkowe i w ogóle się kumał. Więc teraz, czyli w 1812 r., ktoś ma trupa w szafie i trzeba go wyciągnąć… A w ogóle można by było dośpiewać różne sprawy. Kto doniósł na Horeszkę? Gdyby Leżeński odważnie napisał, że np. Gerwazy, mielibyśmy klasyczne “drugie dno” moralne. Takich możliwości było całkiem sporo. Mickiewicz wstydliwie pomija, kto z kim sypia, stąd uzupełnienie sławnymi mrówkami. Leżeński także nie pomija tajemnic alkowy. Ale dlaczego nie opisuje, na tej samej zasadzie, nocy poślubnej z Zosią? Fabuła niezwykle by na tym zyskała. A czy nie można by założyć, że Gerwazy i Protazy to dwa stare pedały? Jakież możliwości przepadły! Ale Leżeński wstydliwie pominął to wszystko.
Oczywiście, podniósłby się raban, że autor zwariował. Ale dla literata to żadna obelga, bo i tak wiadomo, że na ogół nie ma piątej klepki. Inaczej przecież nie mógłby być twórcą. W sumie Leżeński zbyt ściśle trzymał się Mickiewicza, co z jednej strony, jest pochwałą z drugiej, naganą. Bo jednak i zbrodnia, i miłość dzieją się raczej w “przedhistorii” poematu. Ja jestem raczej za żartobliwą a nie świątobliwą wykładnią poematu. Leżeński chyba też to czuł, a najmocniej czuła Teresa Wilbik, która stała się Andriollim Leżeńskiego i książkę bardzo pięknie ilustrowała.
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy