Blondynka w Turcji

Blondynka w Turcji

Zagraniczne turystki są dla tureckich mężczyzn ucieleśnieniem marzeń o lepszym życiu

Każda blondynka, niezależnie od wieku, tuszy i rzeczywistej urody, może liczyć w Turcji na powodzenie. Taksówkarz, z którym jedzie parę minut, wręcza swój numer telefonu, mówiąc: „Będę czekał”. Obsługa hotelowa in gremio składa wiadome propozycje. Jeśli kobieta przysiądzie na ławce, za chwilę pojawi się miły człowiek i zapyta, czy może się dosiąść. Czasem interesownie – chce ci zaproponować rejs po morzu, bo jego kuzyn jest kapitanem, albo okazyjne kupno odzieży skórzanej u innego kuzyna. Nie zmienia to faktu, że i inne propozycje pozostają w mocy. Każdy deklaruje, że jest świetny w znakomitym tureckim masażu. I że nie jest żonaty.
Ten ostatni punkt jest ważny, choć zapewne na ogół nieprawdziwy. Tylko samotne blondynki mogą liczyć na te względy. Turcy najwyraźniej szanują związki rodzinne. Nie do pomyślenia jest napis na koszulce „I’m married but looking” („Jestem mężatką, ale szukam”).

Najazd rosyjskich piękności

Turcy preferują styl romantyczny. Każdy przy okazji znacząco uściśnie ci palce, przewodnik zerwie kwiatek, żeby ci go ofiarować, a młody człowiek, taki ledwie po szkole, powie, że wyglądasz jak gwiazda filmowa. Nic dziwnego, że miliony blondynek najeżdżają Turcję każdego lata.
Same Rosjanki trzeba szacować na co najmniej 5 mln. To nie jest turystyka tylko dla bogatych, to turystyka masowa: w czasie trzygodzinnego oczekiwania na lotnisku w Antalyi odleciało kilkanaście samolotów do najróżniejszych regionów Rosji. Tylko do połowy roku (a więc zanim rozpoczął się właściwy sezon) rejon riwiery tureckiej odwiedziło pond 3 mln Rosjan. Nie wspominając o wycieczkach z drugiej strony kraju – przez Morze Czarne do Stambułu. A blondynki z Rosji są często znacznie jaśniejsze niż Polki i dochodzi do wielu małżeństw, czym rosyjski konsul wcale się nie przejmuje. „Będziemy mieli wspólne dzieci”. O tempora, o mores, mógłby westchnąć Josif Wissarionowicz, który przecież pod wrażeniem powieści Erenburga „Upadek Paryża”, z wątkiem miłości do Francuzki, zabronił małżeństw z cudzoziemcami.
Pytanie, co na to Turczynki? Turystkom wcale niełatwo je spotkać. W hotelach, sklepach i restauracjach pracują prawie wyłącznie mężczyźni. Ale jeśli jest z Turczynkami wreszcie kontakt, sytuacja staje się jasna – to jest wojna. I nie dziwię się – przecież trudno uznać blond nawałę za uczciwą konkurencję.
A nadziei, że ona się zmniejszy, niewiele. Trzy wielkie cywilizacje jedna na drugiej byłyby dostatecznym powodem, żeby tu przyjeżdżać. Do tego dochodzi ukształtowanie terenu, z wieloma unikalnymi formacjami. Taka Kapadocja posłużyła za natchnienie do filmów o Flintstonach i do domków smerfów. Zauważmy, że były to filmy animowane – bo w naturze, podobnie jak żyrafa, coś takiego nie powinno istnieć.
Rząd zaś, nie biorąc pod uwagę interesów swoich obywatelek, rozwija turystykę na potęgę. Na każdej uczelni jest wydział turystyki. Sprzedawcy pamiątek dopytują, czy przyjedziesz tu znowu. Wszyscy w ten sam sposób, więc wreszcie dociera, że zatrudniono ich jako ankieterów.

Moja chusta, moja broń

Pozostawione same sobie Turczynki wcale nie są nieśmiałymi, stłamszonymi przez islam kobietkami. W pełni wyemancypowane prawnie od roku 1926, nie ustępują mężczyznom wykształceniem – przynajmniej w miastach. Wobec porozbieranych, szpanujących świeżą opalenizną turystek nie kryją pogardy. Demonstrują swoim mężczyznom, że to one są prawdziwymi kobietami. Poza pracą zakładają więc chusty.
Niczego bynajmniej nie zamierzają nimi przykrywać. Te chusty to cała sztuka – są wyrafinowanie podpięte, udrapowane w fałdy, kolorystycznie dobrane do ubrania. To właściwie chusty-kapelusze. Często chusta i spódnica są z tego samego materiału. Albo też w stylu sportowym: długi, dopasowany trencz i pasująca do niego chusta. Na ten widok zachodni dziennikarze piszą o nawrocie do islamu. Jednak życie, przynajmniej na trasie turystycznej, sprawia wrażenie zupełnie świeckiego. W sklepach – tych dla Turków – dominuje modne minimalistyczne wzornictwo. I nie da się pominąć tematu rakii i innych alkoholowych trunków, które pito tu przecież zawsze. Na nietaktowne pytanie, jak się to ma do islamu, pada odpowiedź, że, oczywiście, grzeszysz, ale to sprawa między tobą a Allahem. Bogactwo podwójnego życia.
Ale Turczynki nie życzą sobie wchodzenia na ich poletko, o czym przekona się nierozważna, która zechce w sklepie taki islamski trencz przymierzyć. Myśli więc ze współczuciem o zamężnych z Turkami Rosjankach, które muszą stawić czoła żeńskiej części rodziny.

Lepsze życie tuż za progiem

Co takiego tak pociąga Turków w turystkach? Czy tylko odmienność, choćby w kolorze włosów? Kurd z hotelu wyznaje, że sam bardzo chciałby podróżować, ale Turcja to biedny kraj, więc tego w jego życiu nie będzie. To zaskoczenie dla kogoś, kto właśnie zakończył 3 tys. km objazdu po Turcji i widział kraj, w którym wszędzie się coś buduje, a w każdym średnim na warunki tureckie mieście jest po kilka uczelni. Ale nie sam rozmach budownictwa zaskakiwał, tylko logika kryjąca się za każdą inwestycją. Chociażby zalesianie gór. W Turcji naturalne lasy są właściwie tylko w części europejskiej. Jednak każdy zakład pracy czy uczelnia ma obowiązek dołożenia własnej leśnej cegiełki. Te lasy nie są jeszcze imponujące, ale każda chyba góra jest już nimi pokryta. A między terenami zalesionymi są przerwy po kilkaset metrów – zabezpieczenie na wypadek pożaru. Taki las to dowód ciągłości konsekwentnych działań wielu rządów Turcji.
Albo domy, które wypada nazwać komunalnymi. Szybka urbanizacja Turcji spowodowała problem mieszkaniowy – rozwiązano go tym budownictwem, tyle że każda rodzina musi spłacać takie mieszkanie i obecnie wielu jest już ich właścicielami, więc wyglądają na bardzo zadbane.
Inny przykład to architektura w miejscowościach wypoczynkowych – żadnych imitacji Wielkiego Bazaru czy innych miejscowych tradycji. Każdy czterogwiazdkowy hotel jest inny, nowoczesny i po prostu zaprojektowany ze smakiem. Te trzygwiazdkowe muszą się zadowolić lokalizacją poza głównymi szlakami. Polska wycieczka nie ukrywała zazdrości. Tacy Turcy – westchnęła Ślązaczka – a jak sobie poradzili.
Zobaczyliśmy kraj odległy od opisywanej przez Orhana Pahmuka groteskowej beznadziei. Ale nie wszyscy obywatele to już dostrzegli. Próbuję wytłumaczyć wspomnianemu Kurdowi, że on, poza sezonem student psychologii, jeszcze się najeździ, że my, Polacy, też jeszcze dziesięć lat temu wcale masowo nie podróżowaliśmy. Mówię mu o Rosjanach, którzy teraz mogą zwiedzać Turcję, ale trafiam kulą w płot. Rosjanie, jak się okazuje, liczą się z groszem, co znajomy Kurd uważa za obrazę. Przecież jako przedstawiciele lepszego świata powinni się z Turcją trochę podzielić. Zrozumiałam: my, blondynki, jesteśmy ucieleśnieniem marzeń o lepszym życiu. Lepsze życie jest już jednak za progiem. Turcja ma nie tylko wysokie wskaźniki wzrostu gospodarczego, ale bardzo ambitne społeczeństwo. Pod względem tempa wzrostu sprzedaży książek, czytelnictwa gazet, tempa rozwoju nowych technologii Turcja zajmuje drugie miejsce w Europie, tej geograficznej, tuż za Rosją. Zaowocowało to filmami zdobywającymi nie tylko nagrody, ale i własną publiczność (50% widowni na filmach narodowych).
Spokojnie, siostry, jeszcze chwila, a nasza atrakcyjność będzie się sprowadzać do koloru włosów.

 

Wydanie: 2008, 41/2008

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy