Bomba w pigułce

Bomba w pigułce

Jak koncerny medyczne załatwiają refundację za leki Sensacyjne doniesienia prasy, że wiceminister zdrowia Bolesław Piecha „spotykał się” z przedstawicielami firmy Servier i płynące z tego supozycje dotyczące rzekomej sprzedajności polityka PiS to w naszych warunkach częsty przypadek. By zrozumieć, w czym rzecz, wystarczy sięgnąć do oficjalnych dokumentów Narodowego Funduszu Zdrowia. W 2006 r. na refundację leków NFZ przeznaczył blisko 6,7 mld zł. Kwota ta z roku na rok rośnie, choć nie tak dynamicznie jak za rządów SLD, i ze zrozumiałych względów budzi wielkie emocje prezesów zarówno rodzimych, jak i zagranicznych firm farmaceutycznych. Leki, choć to towar szczególny, podlegają bowiem takim samym prawom rynku jak każdy inny produkt. Ich sprzedaży towarzyszy marketing, dyskretna promocja, a czasem mniej lub bardziej brutalne zabiegi. Liczy się tylko zysk. Przykład: insuliny podawane osobom chorym na cukrzycę kosztowały nas w 2006 r. – w formie refundacji – ponad 258 mln zł. Na leki kardiologiczne zawierające substancję czynną simvastatinum NFZ wydał ponad 244 mln zł, co jest znaczącym postępem wobec 2005 r., bo wtedy wydano „zaledwie” ponad 198 mln. Wielki przebój listy leków refundowanych – specyfik zawierający fluticasonum, niezbędny w przypadku astmy, kosztował fundusz w roku ubiegłym ponad 220 mln zł! Nie ma on konkurencji tańszych leków generycznych i długo jeszcze będzie przynosił poważne zyski producentowi. Musimy wiedzieć, że refundacja insulin, leków kardiologicznych i JEDNEGO tylko leku podawanego astmatykom stanowi ok. 10% ogólnej kwoty refundacji – czyli ponad 690 mln zł. Dziesięć pierwszych na liście przebojów substancji czynnych kosztuje NFZ ponad 1,7 mld zł, a refundacja 21 pierwszych substancji to blisko 2,96 mld zł! Z 6,69 mld zł, które NFZ wydaje rocznie na leki refundowane. Jest więc o co się bić, i to ostro. W służbie pacjenta Zdziwiłby się ten, kto dowiedziałby się, jak znaczne środki firmy farmaceutyczne przeznaczają na public relations i „informowanie” (bo reklama jest prawnie zakazana) o swych produktach. To nie tylko suto zakrapiane „szkolenia” lekarzy na promach czy wyjazdy na kongresy w egzotycznych kurortach – coraz rzadsze ze względu na niezdrową atmosferę (korupcja!) panującą wokół. To także obserwacja tego, co dzieje się u konkurencji. Monitorowanie planów resortu zdrowia. I próby zainteresowania mediów „kompromatami” na temat polityków odpowiedzialnych za wszystko, co wiąże się z tą dziedziną. Przypadek wiceministra Piechy jest na tym tle szczególny, w tym sensie, że owo „spotykanie się” miało zaowocować wpisaniem iwabradyny na listę leków refundowanych. Sprawą przez jakiś czas będą się zajmować media, politycy, Centralne Biuro Antykorupcyjne… a potem temat zdechnie, bo trudno mi wyobrazić sobie, że dowiedziony zostanie przypadek korupcji. Nie brakuje też opinii, że minister Piecha padł ofiarą walki konkurujących ze sobą koncernów farmaceutycznych. Wiele na ten temat mówił swego czasu minister Mariusz Łapiński. W 2002 r. wprowadzając zmiany na liście leków refundowanych, kierowany przez niego resort zdrowia chciał zaoszczędzić miliard złotych, domagając się od firm farmaceutycznych obniżki cen sprzedawanych specyfików. Udało się. Ale w maju 2003 r. redaktorzy „Rzeczpospolitej” Małgorzata Solecka i Andrzej Stankiewicz w tekście „Leki za miliony” dowodzili, że Waldemar Deszczyński, współpracownik Łapińskiego w czasach, gdy był on ministrem, próbował wymusić łapówkę od koncernu farmaceutycznego. W mediach zrobił się szum, a Łapińskiego ścigano z równą zajadłością jak dziś Piechę. Trud i odwaga Soleckiej i Stankiewicza zostały docenione przez SDP, które nagrodziło ich Główną Nagrodą Wolności Słowa Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich za rok 2003. W kwocie 15 tys. zł. Rok później to samo stowarzyszenie po raz drugi nagrodziło redaktorów – tym razem Nagrodą Watergate za teksty śledcze „Wspólnicy ze Szwajcarii” oraz „Dobry adres pod Alpami”, opisujące związki byłego wiceministra zdrowia za czasów Mariusza Łapińskiego, Aleksandra Naumana, z tzw. aferą sprzętową… I wszystko byłoby OK, gdyby nie fakt, że po latach zarówno Nauman, jak i Deszczyński uzyskali w sądach wyroki, z których wynikało, iż nagradzani redaktorzy, delikatnie mówiąc, mijali się z prawdą. Cóż z tego. Kariery polityczne zostały przerwane. Wielu polityków, z którymi rozmawiałem, jest przekonanych,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 48/2007

Kategorie: Kraj