Brudne strony Internetu

Brudne strony Internetu

Jak samemu zrobić silny narkotyk, bombę z nawozu do kwiatków albo drzewko bonsai z domowego mruczka? W Internecie polują najczęściej dorośli, a ofiarami są dzieci Mała Kasia bardzo lubi kotki, rodzice zafundowali jej właśnie dostęp do Internetu. Dziewczynka wpisuje w wyszukiwarkę słowo „kotek” i dostaje link na adres „kotki bonsai”. A tam poradnik dla właścicieli, którym znudziły się tradycyjne kocie kształty. „Umieszczamy kotka w szklanym naczyniu, tak żeby szczelnie przylegał do jego ścianek. Najlepsze są małe kotki, bo mają miękki szkielet, a starszym trzeba czasem łamać kości. Nawet nie macie pojęcia, jak wielu hodowców popełnia podstawowe błędy. Zapominają o powietrzu i trzeba potem szukać nowego kotka o pasującym do wystroju wnętrza kolorze futerka. Karmienie to też problem. Szczególnie gdy głowa zwierzaka zdążyła się już dopasować do oryginalnego kształtu naczynia”, całość zilustrowana kolorowymi fotkami. Na stronach dla chirurgów amatorów instrukcje, jak odciąć sobie pierś, penisa czy kawałek palca. I jeszcze nakręcić o tym film. Bo ponoć niektórych takie sceny rajcują. W Internecie pełno jest szokujących opisów. Według ostatnich badań OBOP, 25% Polaków przynajmniej raz w miesiącu korzysta z sieci. – W Polsce jest około 8 mln internautów. I zawsze znajdzie się jakiś amator tanich wrażeń. Internet podobnie jak telewizja, telefon, samochód, rower, a nawet łóżko może być tylko nośnikiem zła. Generatorem jest człowiek wiozący bombę… rowerem – bronią się internauci. – W teorii Internet obowiązują te same restrykcje co prasę. Ale niezwykle trudno je wyegzekwować. Dlatego jest tam to, czego nigdy nie pokazałaby żadna telewizja – dodaje Michał Adamczyk, redaktor naczelny miesięcznika „Life Video”, zapalony internauta. Bezkarność, międzynarodowość i błyskawicznie rozwijający się rynek zbytu to dziś największe problemy Internetu. Tym bardziej że na tej swobodzie można nieźle zarobić. Amerykańscy rekordziści wyciągają z pornostron zyski rzędu 1,5 mln dol. miesięcznie, a niektóre krajowe strony odwiedza kilka osób na sekundę. – Od 1997 r. w Polsce tylko jedna sprawa o rozpowszechnianie pornografii dziecięcej zakończyła się prawomocnym wyrokiem – mówi Jakub Śpiewak, założyciel Fundacji Kid Protect zajmującej się zwalczaniem niebezpiecznych treści w Internecie. A pedofilia to tylko jeden z odcieni ciemnej strony Internetu. Zdaniem policji, w sieci coraz trudniej o anonimowość. Specjalne jednostki stale monitorują Internet. Działają programy reagujące na słowa klucze. Na przykład „porno” czy „gandzia”. I ponoć ustalenie autora podejrzanych treści jest tylko kwestią czasu. – Dobre żarty – ucinają te zapowiedzi stali bywalcy sieci. W Komendzie Głównej Policji wszystkimi przestępstwami popełnianymi za pomocą Internetu – włamaniami na strony bankowe, kartami kredytowymi, zakazanymi treściami czy pedofilią – zajmuje się zaledwie kilka osób. W Baltimore tą ostatnią „opiekuje się” ze 2 tys. agentów FBI. Tradycyjny liberalny argument przeciw zakazom mówi: jeżeli coś budzi twoje zgorszenie, nie oglądaj tego. Nikt cię do tego nie zmusza! Tylko czy na pewno? – Anonimowość w Internecie jest naszym gigantycznym atutem. Gorzej, gdy staje się sposobem na znalezienie ofiary – mówi psycholog Iwona Jurkiewicz-Lewandowska. – Polują najczęściej dorośli, a wykorzystywane są dzieci. Co ten kucyk robi z tą panią? – Kiedyś gdy szukałam stron o „Władcy Pierścieni”, znalazłam link „Kucyk Bill”. Weszłam, bo tak się nazywał konik jednego z tolkienowskich bohaterów. Tylko że zamiast książkowych informacji były tam filmy akcji z udziałem kucyków szetlandzkich – opowiada Ola surfująca w Internecie po kilka godzin dziennie. Podobnie gdy szukasz adresów z japońskimi kreskówkami. Co piąta strona to ostre porno. – Raz weszłam na taki link, a na ekranie od razu pojawiły się zdjęcia porno – dodaje. – A na dziesięć stron wyrzuconych przez znaną wyszukiwarkę na hasło „ZHR”, jedna nie ma nic wspólnego z harcerzami… Krajowi autorzy lubią kryć się pod słówkiem „legal”. Wchodzisz na taką stronę i zamiast obiecanych zdjęć artystycznych wyskakuje ostra pornografia. – Pod adresem oswiata.org.pl były kiedyś szczegółowe informacje, jakich narkotyków używać, żeby przygotować się do egzaminu. A jeden z pornoautorów nazwał się „boylover” (miłośnik chłopców). Pisał, że seks nie jest dla niego najważniejszy.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 22/2003

Kategorie: Obserwacje