Wojciech Kuczok
Nic, tak wiele
Kto szuka, ten nie znajdzie. To jest żelazna zasada na najbardziej pożądanych rynkach: płci i pracy. Przed 20 laty, u szczytu sławy, Jerzy Pilch wystąpił we „Wtorku” Witolda Adamka, w roli właściciela fabryki krasnali ogrodowych, ale tak naprawdę grał samego siebie, czyli 50-latka o niespożytym libido, cieszącego się zadziwiającym powodzeniem u młodych dziewcząt. Paweł Kukiz zadaje mu w filmie pytanie: „Jurek, jak ty to robisz?”, a Pilch udziela legendarnej odpowiedzi: „Nic nie robię. Ignoruję, nie zwracam uwagi, nie odbieram telefonów,
Świecka inkwizycja
Podczas rozmowy z zaprzyjaźnionym małżeństwem akademików, będących au courant z kulturą cyfrową i aktualną netykietą, dowiedziałem się o zaniku ironii, jako strategii ryzykownej, bo potencjalnie agresywnej. Hunwejbini poprawności doprowadzili już do gabinetów terapeutycznych wszystkich profesorów, nieustannie narażonych na oskarżenie o mobbing, seksizm, gender shaming, dziaderstwo, krindżowatość, fazdrygulstwo i gnypalstwo, a teraz wzięli się do wykroczenia „permanentnej parabazy”. Ironia i dystans są traktowane jako broń hejtersko-besserwisserska, przeto z humorem należy uważać, a najlepiej z niego w ogóle zrezygnować. Zakaz
Życie jako przeżywanie strat
U Wernera Herzoga, którego mam za jednego z największych geniuszy w historii kina, nawet w mniej udanych filmach zdarzały się sceny, by tak rzec, wiekopomne, z niegasnącą żywotnością powracające w pamięci, w przeciwieństwie do wielu krynicznych arcydzieł innych twórców, które zdarza nam się zapamiętywać tylko w ogólnym zarysie. Herzog umie się wwiercać w duszę, nie robił nigdy feel good movies, a nawet w tych z pozoru najpogodniejszych dawał do wiwatu scenami cokolwiek dokuczliwymi, jak choćby obraz drepczącego ku śmierci pingwina samobójcy
Urobek artystyczny
Pranie, a właściwie płukanie kombinezonu jaskiniowego w warunkach domowych z uwagi na wymóg oszczędzania wody nie przebiega tak, jak bym sobie tego życzył. Bo chciałbym tej czynności oddawać się długo i nieśpiesznie. Optymalnym rozwiązaniem jest pranie w potoku, ale takie luksusy pamiętam tylko z kultowego obozowiska PZA na Polanie Rogoźniczańskiej, opodal którego płynie Kirowa Woda. Po zejściu do bazy, a najczęściej dopiero nazajutrz, gdy się odespało kilkunastogodzinny wysiłek podziemny, można było wziąć ubłocony uniform, zanurzyć go w lodowatym strumieniu i czekać, aż woda
Błoga utrata wiadomości
Telewizji informacyjnej zaznaję wyłącznie w odwiedzinach: u mamy w mieszkaniu zawsze TVN 24, u siostry było podobnie, dopóki nie zacząłem jej odwiedzać w szpitalu – tam tylko kanały rządowe. Wszystkie sąsiadki z sali starsze i rozmodlone do Prezesa, więc siła złego na jednego, mają zapas monet i łóżka bliżej telewizora, niby umierające, ale zawsze zdążą szybciej wrzucić bilon na kolejne godziny propagandy. Czasem tylko złorzeczą, że słaby wybór, nie ma TV Trwam. Siostra obecnie w fazie remisji, więc kiedy do niej wpadam,
Stan gotowości
Rok wyborczy rozpoczęty. Dobrze, że mężów opatrznościowych demokratyczna opozycja już nie upatruje w politykach rangi tego, który przeszedł do historii jako twórca nowego święta styczniowego. Mnie to się nawet spodobało, jako osoba świecka nie nadążam za upaństwowionym kalendarzem liturgicznym i nigdy nie wiem, czy trzeciego jest Sześciu Króli, czy szóstego Trzech. W każdym razie, jak sobie pomyślę, że kiedyś chcieliśmy obalić kaczyzm za pomocą pana Petru, to jakiś postęp jednak widać nawet gołym okiem. Nie mam złudzeń,
Lamentacja noworoczna
Śniegu nasypało na ostatki martwego sezonu łopatami niebiańskimi, po kolana, od Bałtyku do Tatr, już się człowiek szykował na zimę stulecia, chodnikami sunął na biegówkach między odgarniętymi zaspami, rosnącymi z dnia na dzień jak białe barykady, aż tu przyszedł taki halny, że jak przewiał się przez góry, to i na niziny dotarł. No i święta w błocku, a w Nowy Rok piętnaście na plusie, zimo żegnaj, witaj depresjo, górale się wieszają, bo halny przestawia wszystko w ośrodkowym układzie nerwowym, kuligów nie będzie, bankructwo nadchodzi,
Do zobaczenia w Nowym Roku
Zanim zostałem pisarzem, byłem zapisywaczem. Sporządzałem więcej notatek, niż dziś piszę, było coś nieomal kompulsywnego w skrzętnym notowaniu wszystkich wydarzeń, jakbym miał przekonanie, że to, co niezapisane, nie wydarzyło się w pełni. Oprócz spisywania życia na bieżąco w dzienniku miałem manię katalogowania wszystkich istotnych przeżyć, w dodatku każde z nich opatrywałem wartościującą notą. Część tych rejestrów prowadzę do dziś, stąd np. wiem, że odwiedzona przeze mnie w ubiegłym tygodniu nowo odkryta grota jurajska
Magia samotnych świąt
Potrzeba czasu rytualnego drzemie w każdym z nas, ale nie jest dobrze, kiedy się człowiek od niej uzależnia. Tak bardzo, że perspektywa spędzenia samotnie Wigilii doprowadza go do rozpaczy, stanów depresyjnych czy wręcz przekracza możliwości wyobraźni. Samotna Wigilia może być dla człowieka wierzącego jednym z progów dojrzewania do samotności, ale też okazją do religijnego przeżycia niezmąconego harmidrem przybyłych gości i telekolęd na cały regulator. Dla apostaty to okazja do sprawdzenia swojej wolności od Kościoła – jeśli kto wystąpił z jego
Niezapaszek
Niech będzie pochwalony każdy człowiek u zaranka. W imię ojca, matki, syna, córki, ducha miejsca i czasu. Ostatni raz kąpałem się w wannie przed rokiem, pokutę uiściłem w ramach rozliczenia miesięcznego. Od tamtej pory popełniłem następujące kąpiele: szczędząc na prysznicu, używałem wody ciepłej tylko w przypadkach zaplanowanych spotkań towarzyskich (jako odwiecznie niezatrudniony spotkań zawodowych nie odbywam), aby nie nękać zapachowo osób, które postanowiły mi czas poświęcić. Tusz zimny albo letni służył mi raczej do pobudzenia członków i spłukania mętów








