Jednostka chorobliwa

Jednostka chorobliwa

Złego gnoma w baśni Grimmów można było unicestwić tylko, czym prędzej odgadując jego imię. Baśń to nadzwyczaj żywotna, bo z pokolenia na pokolenie nasila się lęk ludzkości przed tym, co nienazwane. Dziś próżno szukać najdziwaczniejszych nawet upodobań lub przypadłości, które nie miałyby swojego miejsca w katalogu patologicznym. Młode matki licytują się na listy chorób zdiagnozowanych u ich dzieci, które w tym czasie zdrowo i wesoło popylają na placach zabaw. „Mój ma ADHD i zespół niespokojnych nóg, boję się też u niego dysleksji i chyba zdradza objawy awitaminozy”, „Mój ma tylko ADD, ale podejrzewam spektrum autyzmu, no i w nocy doskwiera mu bruksizm”, „Oj, ja bym nie mogła spać, a wiesz, że przy moim ChAD to byłoby zabójcze”, „No, wiem coś o tym, mąż cierpi na insomnię, a teraz ma epizod SA”, „Żeby tylko nie sięgnął po alkohol, to byłby cios dla ciebie jako DDA”. Zoomerzy już w ogóle za dziwoląga mają kogoś, kto „nie jest w terapii”, bo to oznacza nie zdrowie psychiczne, tylko uporczywe unikanie leczenia. Psychoszalbierze w prywatnych gabinetach zacierają ręce, mówiąc: „Dajcie mi człowieka, a znajdzie się dla niego jakaś jednostka chorobowa”. Niegdyś hipochondria była objawem nerwicowym, dzisiaj podejrzenia budzi przekonanie o byciu zdrowym (chorobliwe, a jakże).

Owóż, idąc z duchem czasu, zdiagnozowałem u siebie mizofonię. Za pradawnych słowiańskich czasów, w których się wychowałem, nazywano ją dźwiękowstrętem i straszono nią jako jednym z objawów wścieklizny dzieci wiejskie. Posługiwałem się dzięki temu medycznym argumentem w sporach z ojcem, który wiecznie łomotał w drzwi mojego pokoju, domagając się przyciszenia muzyki – „Zbadaj się, stary, bo może masz wściekliznę!”. Pomijam całkiem oczywistą i zupełnie niepatologiczną nadwrażliwość na hałasy (nomen omen w przedwojennym tłumaczeniu gnom z baśni Grimmów nosił imię Hałasik). Źle się czuję w dużych miastach, metropolitalny zgiełk kompletnie mnie rozstraja, najbardziej nieznośne są dla mnie odgłosy silników, zwłaszcza kiedy słyszę auta lub motocykle bez tłumików. Zmotoryzowane buhaje pierdzą rurami wydechowymi, oznajmiając swoje panowanie na dzielni, a we mnie budzi się instynkt morderczy. W przedecybelowanym tłumie czuję także lęk, że „nikt nie krzyknie nawet, kiedy upadnę w zgiełku zmotoryzowanym”, ale pozostańmy przy tej lirycznej definicji, nie nadając jej nazwy psychiatrycznej.

Mizofonia także zupełnie naturalna, a nawet dowodząca racjonalnego oglądu rzeczy, dotyczy głosu Jarosława Kaczyńskiego. Niestety, nikt jak dotąd nie nazwał po imieniu tego złowieszczego gnoma, bo wciąż truje atmosferę, wymlaskując perory w tembrze Gomułki i Smerfa Marudy. Są równie odpychające fonicznie, co retorycznie. Na przykład charakterystyczne nadużywanie liczby mnogiej w przypadku bożyszcza ludu pisowskiego akurat wynika nie z jego jednojajowego bliźniactwa, ale z megalomanii i paranoicznego utożsamienia się z narodem. Kaczorek używa pluralis maiestatis nie dlatego, że wychowywał się w jednym kojcu ze swoim sobowtórem, lecz dlatego, że za każdym razem, kiedy myśli: „ja”, mówi: „we – people”, co implikuje te wszystkie „musimy”, „zwyciężymy” etc.

Jest jednak jeden objaw mizofonii będący elementem innego lęku, który mi życie uprzykrza i nijak nie da się go uznać za powszechny. Nie zasnę przy tykającym zegarze, nie rozumiem, jak ludzie mogą to nie tylko znosić, ale i uznawać ten odgłos za kojąco-kołysankowy. Dla mnie każdy ruch wskazówki jest jak piekielnie wyszeptywane memento mori – zegar cyka co sekundę: „śmierć, śmierć, śmierć”. Zarabiam za mało, by „być w terapii”, więc po prostu, sypiając w gościach, wystawiam wszystkie zegary ścienne lub wyjmuję im baterie, w ciężkich przypadkach zegarów antyków blokuję wahadła na czas snu, nie bacząc na zgubne skutki wobec zabytkowego mechanizmu. Zarabiam za mało, aby „być w terapii”, więc sam się domyślam, że doskwiera mi niejaka chronofobia – jak bowiem żyć spokojnie, pamiętając o tym, że żyjąc, tracimy życie?

Wydanie: 2023, 21/2023

Kategorie: Felietony, Wojciech Kuczok

Komentarze

  1. X
    X 27 lipca, 2023, 13:49

    Można beznadziejnie uciekać od nieuchronnego tak jak Pan – albo wreszcie odnaleźć ostateczny sens życia, jak na dorosłego człowieka przystało. Przypomnę tylko, że sens dla przedmiotów skończonych jest cechą zewnętrzną – czyli tylko coś z zewnątrz może nadać sens. A więc istnienie sensu jest bezpośrednio zależne od istnienia nieskończonego świadomego bytu ponad czasem i przestrzenią, które są stricte materialne.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy