Opinie

Powrót na stronę główną
Opinie

Kto trzyma władzę?

Dlaczego w Polsce nie udało się stworzyć normalnego kapitalizmu Wszystko, co się teraz dzieje w Polsce wokół polityki – jak ten paraliżujący proces o łapówkę w sprawie licencji telewizyjnej dla Michnika, za którą do więzienia ma iść Rywin, albo dymisja od początku pozbawionego władzy Millera, którego miał zastąpić Belka, czy też nagły rozpad SLD zaraz po równie miażdżącym rozpadzie „Solidarności”, poprzedzonym żałosnym upadkiem Unii Demokratycznej – to przejawy rozkładu życia politycznego po upadku ekonomii. Nie udało się stworzyć normalnego kapitalizmu, gdyż w polskiej wersji nie ma miejscowej klasy kapitalistycznej, lecz są zagraniczni rezydenci, do których należy sprywatyzowany majątek. To oni kontrolują ten majątek zgodnie ze swoimi interesami, które nie muszą być zbieżne z interesami społeczeństwa. Zagraniczni właściciele muszą zadbać, żeby ich interesów bronił – przed masami – system polityczny. Starają się więc go sobie podporządkować, tyle że system, który by im służył, to nie żadna normalna demokracja. Po 1989 r. w wyniku reform doszło do przekazania prawie całego majątku trwałego – kapitału – w ręce zagraniczne. Żaden kraj przedtem niczego podobnego nie wypróbował. Skutek jest taki, że w rękach zagranicznych znalazły się środki finansowe, zyski, które mogą nie tylko służyć rozbudowie kapitału, ale też stać się przedmiotem wywozu.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Katastrofa w obrazach

To, co najbardziej uwłacza ludziom, którzy zginęli podczas kataklizmu w Azji, to wiadomości, które zaczynają się tak: „Dobre wiadomości: nie zginął żaden Polak” Kilka dni po katastrofie w Azji Południowo-Wschodniej usłyszałam w radiu Tok FM mojego ulubionego prezentera, Jakuba Janiszewskiego. Mój ulubiony prezenter (ulubiony, bo inteligentny, wyważony, ale wyrazisty przy tym; to radio w ogóle ma niezłą ekipę prezenterów) wyznał, że właśnie się burzy z powodu zdjęć z katastrofy opublikowanych w „Przeglądzie”. Uważał, że naruszają granice jego wrażliwości i że nie uszanowano, publikując je, godności zwłok ludzkich. W zasadzie byłam skłonna zgodzić się a priori. Nie widziałam tego numeru, do którego się odwoływał. Ale cóż – nie zawsze podoba mi się oprawa plastyczna „Przeglądu”. Nie zapomnę okładki o Polce u ginekologa, która to Polka, wabiąc czytelnika do pisma, zwisała z domyślnego fotela ginekologicznego od góry rozebrana (do ginekologa?), szorując po mojej wrażliwości ciężkozbrojnym makijażem i rozchylonymi nogami w tle. Dałam więc sobie spokój. Tsunami w Lizbonie, czyli koniec wyobrażeń o rozumnej naturze Kiedy w XVIII w. Lizbona legła w gruzach – jak się dziś dowiadujemy, z powodu, który mógł być podobny do tego, który spowodował katastrofę w Azji, czyli „fali portowej”, tsunami – niektórzy oświeceniowi filozofowie, np. Wolter, byli zawiedzeni i rozczarowani. Natura powinna być rozumna,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Jak najmniej państwa?

Czy Polskę stać na własną politykę gospodarczą? Artykuł Lecha Mażewskiego „Liberalna ciągłość” („P” nr 46) skłonił mnie do zabrania głosu w sprawie naszej gospodarki. Uważam, że najwyższy czas, abyśmy sytuację w Polsce komentowali otwarcie i zajęli się analizą przyczyn podejmowanych decyzji. Polska do końca lat 80. XX w. postrzegana była w wielu krajach Trzeciego Świata jako poważny partner handlowy, dostarczający towary inwestycyjne dobrej jakości. W Chinach, Indiach, na Bliskim Wschodzie, ale także w Turcji lub państwach wchodzących niegdyś w skład ZSRR polskie przedsiębiorstwa zbudowały kilkadziesiąt elektrownii (w samych Indiach 12), cukrowni, zakładów przemysłu spożywczego i materiałów budowlanych oraz zakładów przemysłu elektromaszynowego. Dziś nie jesteśmy nawet w stanie zmodernizować zbudowanego kiedyś przez nas przemysłu, z roku na rok mamy coraz większe trudności z dostawą niezbędnych części zamiennych. Przyczyny są następujące: * Zakłady przemysłowe wchodzące niegdyś w skład konglomeratów przemysłowych albo zostały zlikwidowane, albo znacznie zmieniły profil produkcyjny oraz ograniczyły skalę i zróżnicowanie produkcji. * Zlikwidowano centrale handlu zagranicznego, które reprezentowały wiele branż przemysłowych, tworząc w ten sposób znaczące na rynku światowym koncerny produkcyjne. Centrale zajmowały się także kompletacją dostaw – samodzielnie lub poprzez

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Zbawienny hegemon?

Prof. Werblan polemizuje z prof. Wiatrem na temat roli USA w świecie Jerzy J. Wiatr opublikował zwięzłe studium o polskim interesie narodowym. Jest to książka wyjątkowo na czasie. Myślenie w kategoriach interesu narodowego wymaga poczucia realizmu, oceny szans, liczenia się ze skutkami. Natomiast w polskiej polityce i myśli politycznej, a także w historiografii od dawna polityczny romantyzm przeważa nad realizmem, a etyka zasad i imponderabiliów nad etyką odpowiedzialności za skutki. Często polityką rządzi myślenie życzeniowe, a refleksją historyczną jego apoteoza. Obecnie, po upadku PRL, ta jednostronność zapanowała już prawie niepodzielnie. W 60-lecie powstania warszawskiego, najbardziej dramatycznego i kontrowersyjnego z polskich zrywów powstańczych, refleksja krytyczna doszła do głosu w dwóch tylko książkach (Lecha Mażewskiego i Tomasza Łubieńskiego), a krytyczna recenzja apologetycznej monografii Normana Daviesa pióra najlepszego aktualnie znawcy tematu, Jana M. Ciechanowskiego, ukazała się w paryskich „Zeszytach Historycznych”. Takie marginalizowanie realistycznego nurtu myśli politycznej samo w sobie stanowi deformację źle rokującą na przyszłość. Nastały bowiem czasy nie zrywów romantycznych, lecz żmudnego budowania i chłodnej kalkulacji. J.J. Wiatr prowadzi czytelnika systematycznie, od erudycyjnego wykładu teorii i rozwoju pojęcia „interes narodowy” w praktyce politycznej i w nauce poprzez historyczne spory o sens polskiego interesu narodowego w XIX

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Co z tym Fredrą?

Dlaczego TVP może zorganizować dyskusję na temat niemieckiego „Upadku”, a nie chce o Polakach? Najoryginalniejszym pomysłem programowym TVP na Święto Niepodległości było wyemitowanie w najpowszechniej oglądanej Jedynce dwu ekranizacji „Zemsty”: przed południem pokazano tę z 1956 r., zrealizowaną przez Bohdziewicza i Korzeniowskiego, a wieczorem, w czasie optymalnej oglądalności – niedawną „Zemstę” Wajdy z Romanem Polańskim w roli Papkina. Warto by wiedzieć, ilu telewidzów skorzystało z tej okazji i zastanowiło się, jaki właściwie jest nasz stosunek do Fredry i kim był twórca uznany za najwybitniejszego polskiego komediopisarza, skądinąd autora arcydzieła literatury faktu, jakim są jego wspomnienia pt. „Trzy po trzy”. Szukając odpowiedzi na te pytania, sięgnęłam znów po „Obrachunki fredrowskie” Boya-Żeleńskiego i utwierdziłam się w przekonaniu, że najwyższa pora, by znów analogiczne „obrachunki” przeprowadzić. Bo po stokroć miał rację Boy, pisząc w kontekście toczonego przez siebie sporu o „Pana Jowialskiego”: „Dawno się tak nie wykłóciłem. I to jest dobrze, tak być powinno. Dowodzi to, jak arcydzieła literatury do każdego pokolenia – do każdego człowieka – mówią odmiennym językiem, jak różne rzeczy pozwalają w sobie wyczytać, wciąż pozostając żywe i tajemnicze. Dzieło mówi wciąż coś innego; a co chciał powiedzieć autor, czy my wiemy, czy on sam zawsze wie?… Ot, „postacie sceniczne w poszukiwaniu autora” żyjące

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Początki ukraińskiego odrodzenia narodowego w Galicji

Przełomowe wydarzenia polityczne na Ukrainie wywołały w nas wydatny wzrost zainteresowania historią i tożsamością narodową naszego wschodniego sąsiada. Mocno uświadomiły m.in. istnienie „dwóch Ukrain” – a raczej wielości Ukrain, rozpiętych między dwoma biegunami: zachodnim, lwowskim, oraz wschodnim, donieckim (pisze o tym Mykoła Riabczuk w książce „Dwie Ukrainy”, Wrocław 2004). Ukraina zachodnia, galicyjska, jest najmocniejszym ogniwem ukraińskiej świadomości narodowej, katalizującym procesy „ukrainizacji” w innych częściach kraju, zdominowanych przez regionalne, wielowarstwowe i niedostatecznie określone formy tożsamości zbiorowej. Warto jednak przypomnieć, że tzw. przebudzenie narodowe galicyjskich Rusinów – będące jednym ze źródeł procesu tworzenia się nowoczesnego narodu ukraińskiego – dokonało się dopiero w wieku XIX, pod wpływem konfrontacji z niepodległościowym ruchem Polaków. W latach 30. tego stulecia rusińska ludność wschodniej Galicji, uważana przez patriotów polskich za regionalną odmianę Polaków, zaczęła określać się jako odrębna narodowość, dążąca do samodzielności. Doświadczyli tego, z niemałym zdziwieniem, członkowie trójzaborowej organizacji konspiracyjnej, Stowarzyszenie Ludu Polskiego, założonej na początku 1835 r. w Krakowie przez bohaterskiego emisariusza mazzinistowskiej Młodej Polski, Szymona Konarskiego, przy współudziale wybitnego przedstawiciela „szkoły ukraińskiej” w literaturze polskiej, Seweryna Goszczyńskiego. Niektórzy Rusini,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Środa w grudniowy czwartek, czyli sumienie płytko zakorzenione

W którymś programie „Warto rozmawiać” toczono dyskusję wokół przypadku włoskiego chadeka Rocca Buttiglionego, który nie dostał teki komisarza ds. swobód obywatelskich i bezpieczeństwa w Komisji Europejskiej m.in. z tego powodu, że traktuje homoseksualizm w kategoriach grzechu i ma bardzo konserwatywne podejście do miejsca kobiety w rzeczywistości społecznej. Pojęcie swobód obywatelskich bliskie jest pojęciu praw człowieka, te z kolei są spokrewnione z zapisami antydyskryminacyjnymi, a w ich kontekście pojawiają się często problemy homoseksualistów oraz prawa kobiet. Zatem zdecydowano, że na tym stanowisku lepszy byłby ktoś bardziej otwarty wewnętrznie na tego rodzaju problemy. Uczestnicy prawej strony debaty starali się wykazać, że treści tzw. sumienia nie mają się do pełnionych funkcji. I robili to tylko po to, by dowieść, że Buttiglione padł ofiarą dyskryminacji ze strony „fundamentalizmu laickiego”. Janusz Majcherek, publicysta z „Rzeczpospolitej”, pragnąc przełożyć rzecz na konkretne sytuacje, zapytywał zdziwiony dyskutantów z prawicy, czemu by zaprzysięgły wegetarianin miał być krajowym koordynatorem rynku obrotu mięsem? Wtedy prawa strona wołała, że tak ma być, bo jeśli nim nie zostanie, to będzie to akt dyskryminacji. Kłopot polegający na rysującym się konflikcie sumienia w ogóle ich nie trwożył. Wtedy też Magdalena Środa, również uczestniczka programu, poczyniła uwagę, że ona poważnie traktuje sumienie, „a państwo jakoś lekko”.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Historia czy sąd?

Gen. Jaruzelski ujawnia nieprawidłowości procesu w sprawie wydarzeń na Wybrzeżu w 1970 r. Niedawno czytającej publiczności zostały przedstawione dwie publikacje gen. Wojciecha Jaruzelskiego odnoszące się do wydarzeń na Wybrzeżu w grudniu 1970 r. Są to wydana wcześniej książka „Przed sądem” oraz ostatnio „Przeciwko bezprawiu”. W obu zostały zebrane materiały z toczącego się od kilku lat przed Sądem Okręgowym w Warszawie procesu, wyjaśnienia gen. Wojciecha Jaruzelskiego, innych oskarżonych, obrońców, a także – w szczególności w drugiej z wymienionych książek – wypowiedzi historyków, prawników, parlamentarzystów, środowisk kombatanckich i innych osób w sprawie zarówno wydarzeń, jak i procesu. Znaczenie tych publikacji jest dwojakie. Są cennym przyczynkiem do wiedzy o dramatycznym i ważnym fragmencie dziejów PRL, a równocześnie ujawniają i dokumentują rażące deformacje aktualnych propagandowych i sądowych rozliczeń z przeszłością. Gen. Jaruzelski powtarza z naciskiem, że Grudzień 1970 „to jedna z najbardziej tragicznych kart naszej najnowszej historii”. Jako ówczesny minister obrony i członek KC PZPR ma poczucie politycznej i moralnej współodpowiedzialności. „Niosę w sobie – pisze – bolesną tego świadomość”. Nie poczuwa się natomiast do odpowiedzialności karnej: „Nie postąpiłem wbrew Konstytucji; nie wydałem rozkazu użycia broni; nie popełniłem przestępstwa”. Mimo to pragnie doprowadzenia procesu do rzetelnego końca. Towarzysząca procesowi propaganda już

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Chałturnicy z tytułem profesora

W środowisku naukowym coraz więcej konformizmu, nepotyzmu, bylejakości i zgody na wątpliwe moralnie postępowanie Poglądy wyrażone przez pana Adama Pronia w artykule „Czy świat nauki oszalał?” (Przegląd, nr 48) są z pewnością ciekawe i – muszę przyznać – wyważone. Wydaje się jednak, że niektóre wymagają uściślenia, inne zaś – poszerzenia lub interpretacji. Trudno zgodzić się ze stwierdzeniem, że stan nauki polskiej stał się w 2004 r. przedmiotem najżywszego zainteresowania mediów. Tych kilka publikacji wiosny nie czyni. Ale ważniejsza od medialnego zgiełku jest odpowiedź na pytanie, co z tego zainteresowania wynika. Otóż nic. Gazety trochę popiszą i znów rzucą się na inny, świeży temat, w rodzaju kolejnej afery. Tymczasem nie prowadzi się żadnej rzeczowej dyskusji o sprawach dla kraju ważnych. A wśród najważniejszych są edukacja i nauka. Co więcej, decyzje w sprawie przyszłości tych obszarów życia społecznego są decyzjami stricte politycznymi, do których jednak nasza klasa – pożal się Boże – polityczna nie ma serca ani głowy. I nic tu nie pomogą żadne zmiany ustawy, zresztą kosmetyczne. Zaliczam się do tej grupy, która uważa, że bez głębokich zmian raczej się nie obejdzie. Być może, rację ma prof. Proń, iż z nauką nie jest tak źle, jak to można wyczytać z opinii tych w gorącej wodzie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Telewizja nowego otwarcia

Następnym krokiem będzie wyprowadzenie poza TVP SA majątku i produkcji, a w końcu faktyczna jej likwidacja Przyglądając się temu, co w ciągu ostatnich kilku miesięcy zdarzyło się w Telewizji Polskiej, doszedłem do wniosku, że potrzebne są bardzo konkretne działania. Dlatego złożyłem projekt zmian w statucie TVP SA, precyzyjnie regulujący zasady powoływania, odwoływania i zawieszania członków zarządu, przywracający prawny ład i dający solidne podstawy działania statutowym organom spółki, gwarantujący, że idee pluralistycznej publicznej telewizji faktycznie wypełniającej swoją misje wobec Polaków będą miały szanse na realizację. Dlaczego? Bo kończąc moją kadencję w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji, nie zamierzam zostać grabarzem Telewizji Polskiej. Chaos, bezprawie, utrata zaufania i widzów. Taki jest po dziewięciu miesiącach bilans „nowego otwarcia” w publicznej telewizji. Następnym krokiem będzie wyprowadzenie poza TVP SA majątku i produkcji, a w końcu faktyczna likwidacja „niepotrzebnej” już, nieefektywnej, nudnej telewizji publicznej. Elegancko będzie się to nazywało prywatyzacją. Mówi się, że właśnie do tego mogą prowadzić działania zarówno rady nadzorczej, jak i Zarządu TVP SA. Na pozór nieskoordynowane i przypadkowe, układają się w logiczną i zdumiewającą całość. Nowe otwarcie opierało się na szlachetnej i… naiwnej wierze,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.