Środa w grudniowy czwartek, czyli sumienie płytko zakorzenione

Środa w grudniowy czwartek, czyli sumienie płytko zakorzenione

W którymś programie „Warto rozmawiać” toczono dyskusję wokół przypadku włoskiego chadeka Rocca Buttiglionego, który nie dostał teki komisarza ds. swobód obywatelskich i bezpieczeństwa w Komisji Europejskiej m.in. z tego powodu, że traktuje homoseksualizm w kategoriach grzechu i ma bardzo konserwatywne podejście do miejsca kobiety w rzeczywistości społecznej. Pojęcie swobód obywatelskich bliskie jest pojęciu praw człowieka, te z kolei są spokrewnione z zapisami antydyskryminacyjnymi, a w ich kontekście pojawiają się często problemy homoseksualistów oraz prawa kobiet. Zatem zdecydowano, że na tym stanowisku lepszy byłby ktoś bardziej otwarty wewnętrznie na tego rodzaju problemy. Uczestnicy prawej strony debaty starali się wykazać, że treści tzw. sumienia nie mają się do pełnionych funkcji. I robili to tylko po to, by dowieść, że Buttiglione padł ofiarą dyskryminacji ze strony „fundamentalizmu laickiego”. Janusz Majcherek, publicysta z „Rzeczpospolitej”, pragnąc przełożyć rzecz na konkretne sytuacje, zapytywał zdziwiony dyskutantów z prawicy, czemu by zaprzysięgły wegetarianin miał być krajowym koordynatorem rynku obrotu mięsem? Wtedy prawa strona wołała, że tak ma być, bo jeśli nim nie zostanie, to będzie to akt dyskryminacji. Kłopot polegający na rysującym się konflikcie sumienia w ogóle ich nie trwożył. Wtedy też Magdalena Środa, również uczestniczka programu, poczyniła uwagę, że ona poważnie traktuje sumienie, „a państwo jakoś lekko”. Odpowiedział jej śmiech, padły wyższościowe połajanki i przytyki. Naruszone tabu To, co wtedy miała na myśli Magdalena Środa, było proste – czemu by sumienie miało grozić konfliktem w zetknięciu z pełnioną funkcją? Czy nie lepiej, skoro się poważnie traktuje własne sumienie, czyli uwewnętrznione normy i zasady postępowania, być z nimi w zgodzie i w sferze prywatnej, i publicznej? (Środa zresztą sugerowała wtedy, że „sumienie” nie jest dobrą kategorią w życiu publicznym). Jednak to, że ona sama traktuje swoje sumienie czy przekonania poważnie, widać, bo nie nagina ich do okoliczności. Jest rzecznikiem ds. równego statusu mężczyzn i kobiet, więc wypowiada się w tym duchu, a nie w duchu osłaniania Kościoła przed wszelkim cieniem, bo nie jest rzecznikiem do spraw osłaniania Kościoła przed wszelkim cieniem. To, co powiedziała na konferencji w Sztokholmie, to rzeczy elementarne. Że treści religii przenikają do kultury. Bo przenikają. Od setek lat i wieloma kanałami. Że Kościół nie jest przyczyną przemocy wobec kobiet, ale i że nie robi dość, żeby jej zapobiegać, to też dość oczywiste – i łagodne stwierdzenie. (Czy w ogóle są jakieś instytucje, które już zrobiły wszystko?). Tyle powiedziała Środa, ale nie to usłyszano. Usłyszano, że Kościół sam własnymi rękoma bije kobiety w Polsce. Skoro to usłyszano, odczuto, że hańbi to Kościół, Polskę i każdego Polaka, członka Kościoła. Ale głównie odczuto naruszenie tabu Kościoła. Atak feministki, tego betonu niepodatnego nawet na kwas, a zatem atak najpewniej jest atomowy, totalny i globalny. Nie mam wielu złudzeń, ale zdziwiły mnie siła tabu, przekładająca się na ślepotę, siła hipokryzji i elementarny brak historycznego myślenia. Nieś swój krzyż, kobieto Kościół jest starą instytucją, jego oddziaływanie na kulturę polską zaczęło się nie wczoraj, ale ponad tysiąc lat temu. Jest instytucją hierarchiczną, patriarchalną, w dużym stopniu wykluczającą kobiety (tak, myślę i o kapłaństwie), samą strukturą wskazującą na to, kto jest ważny, a kto podrzędny. Po części źródłem autorytetu księdza jest także jego bezżenność i celibat – czyli zasługą jest brak kobiety w jego życiu. Widać stało się to tak niewidoczne, że utraciło znaczenie. Nieobecność kobiety, uczucia do niej, seksu – to dodaje księdzu powagi „osoby duchownej” – duch jest tu opozycją ciała, a to wykluczone ciało jest kobiecym ciałem. To nie musi być dziś formułowane wprost, lecz jest oczywistym historycznym przekazem kultury na temat tego, kto jest źródłem wartości, a kto mniej. Kto ma być ceniony, a kto mniej, kto jest podporządkowany, a kto jest ” głową” rodziny, i wiemy wszyscy, że im kto niżej społecznie stoi, tym łatwiej o przemoc wobec niego. I że najtrudniejsze bodaj są procesy o gwałt, gdzie kobiety często są upokarzane i ośmieszane, co łączy się z religijnym wizerunkiem kobiety jako kusicielki odpowiedzialnej także za seksualny atak na siebie, który ma być prowokowany! Ojcowie Kościoła bywali zajadłymi wrogami kobiet i pisywali o nich wręcz z nienawiścią, jak klasycznie mizoginiczny św. Augustyn i wielu innych.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 52-53/2004

Kategorie: Opinie