Wywiady

Powrót na stronę główną
Wywiady

W niebie jest miejsce dla wszystkich

Mówienie o AIDS jako o karze bożej zawsze było dla mnie absurdem Rozmowa z księdzem Arkadiuszem Nowakiem, laureatem Busoli 2001 – Dlaczego ksiądz wybrał problem AIDS? – Początki mojej pracy wiążą się nie z AIDS, a z dramatami osób uzależnionych od narkotyków. Chciałem poznać ten problem i zacząłem współpracować z warszawskim towarzystwem rodzin i przyjaciół dzieci uzależnionych. Było to na początku lat 80. Postanowiłem wtedy wstąpić do zakonu kamilianów, którego celem jest praca z ludźmi chorymi, bez względu na rodzaj ich choroby i na wyznanie. Szczególną opieką mamy otaczać osoby odrzucone przez społeczeństwo. Jeżeli zachodzi potrzeba, to z narażeniem życia. – Dlaczego ksiądz wybrał zakon kamilianów? – Najpierw uznałem, że chcę być księdzem. Tak poczułem w pewnym okresie mojego życia. Szukałem możliwości połączenia pracy w środowisku chorych, bo zawsze chciałem być lekarzem i równocześnie poświęcić się działalności duszpasterskiej. Wybór był następujący: bracia bonifratrzy, albertyni lub kamilianie. Wybrałem ten ostatni zakon, bo kształcił księży. Kiedy skończyłem nowicjat i złożyłem pierwsze śluby, pojechałem na studia teologiczne do Warszawy. Wtedy poprosiłem przełożonych o możliwość pracy w środowisku uzależnionych od narkotyków. Spotykałem się tam z rodzicami dzieci, które się uzależniły, czasem ich dzieci

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Nie musimy bać się lewicy

Istnieje historyczna analogia między decyzją Mieszka I a decyzją przystąpienia do Unii Europejskiej Rozmowa z ojcem Tomaszem Dostatnim – kapłan zakonu kaznodziejskiego (OP-dominikanin), ur. w 1964 r. w Poznaniu, teolog, publicysta, pisarz i wydawca. Przez pięć lat był duszpasterzem Polaków w Pradze. Animator dialogu między religiami i kulturami, stał się współzałożycielem lubelskiej Fundacji „Ponad granicami”, którą kieruje. Najnowsza książka – „Sługa Słowa”, wywiad-rzeka z arcybiskupem metropolitą gnieźnieńskim, Henrykiem Muszyńskim. Artykuły w „Tygodniku Powszechnym”, 'Więzi” i „Gościu Niedzielnym”. – Tak się złożyło, że rozmawiamy w rocznicę 13 grudnia, stanu wojennego w Polsce, ale jednocześnie przed Bożym Narodzeniem, które dla Polaków staje się okazją do pojednania w rodzinie i szerzej. Niewątpliwie w czasie stanu wojennego w sercach Polaków wyrósł mur, który przechodzi powoli do historii, ale zdaje się wciąż dzielić. – Uświadomiłem to sobie, gdy rok temu zaczęliśmy w Lublinie organizować spotkania, które nazwałem „Przekraczać mury”. Nazwa nawiązuje do przemówienia, które papież wygłosił w 1997 r do prezydentów Europy Środkowej w Gnieźnie. Papież mówi w nim bardzo wyraźnie, że po upadku muru berlińskiego budujemy inny mur – często niedostrzegalny, który jest murem jakiejś nienawiści, agresji i nietolerancji. Cieszyłbym się jako ksiądz, jako

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Z optymizmem do Europy

Czesi są narodem sceptyków. Ale pomimo tej narodowej cechy zwolennicy członkostwa w Unii mają dwukrotną przewagę nad przeciwnikami UE Rozmowa z Miloszem Zemanem, premierem Republiki Czeskiej, przywódcą czeskich socjaldemokratów – Integracja z Europą, wejście naszych krajów do Unii to najważniejsze polityczne zadanie najbliższych lat. Czy Czesi mają tego świadomość? Jak widzą perspektywy wejścia do UE? – Czesi wracają do Europy po ponad 40 latach życia za żelazną kurtyną. Ale ten powrót wydaje się nam naturalny i oczywisty. Przez prawie całą naszą historię byliśmy częścią kultury i polityki europejskiej. W XIV w. Praga była faktyczną stolicą kontynentu. Pamiętamy o tym, co nie znaczy, że chcielibyśmy teraz – po przewidywanym akcesie do Unii – zająć miejsce Brukseli. Ważne jest co innego. Mając europejskie tradycje i wspólną z resztą kontynentu historię, ale także dzięki obecnej dojrzałości naszej gospodarki, jesteśmy częścią Europy w takim samym stopniu jak państwa już działające w Unii, takie jak Niemcy czy najnowsi członkowie, np. Finlandia czy Austria. Zależy nam, by wejść do zjednoczonej Europy jak najszybciej, a np. przyspieszony proces adaptacji prawa unijnego do czeskiego prawodawstwa traktujemy także jako przezwyciężenie poprzedniego komunistycznego okresu, kiedy wiele rozwiązań prawnych prawem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Misja specjalna

Głównym wyzwaniem dla rządu jest przyspieszenie procesu rokowań z UE Rozmowa z Danutą Hübner, ministrem do spraw europejskich, sekretarzem stanu w MSZ, szefem Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej – Najświeższe nieoficjalne wieści z Brukseli mówią, że kraje Piętnastki są skłonne zgodzić się na 12-letni okres przejściowy w sprawie zakupu ziemi w Polsce. – Nie mamy oficjalnego stanowiska w tej sprawie. Polski rząd przyjął strategię negocjacyjną, w której mowa, że w sprawie zakupu ziemi rolnej i leśnej przez obywateli UE występujemy o 12-letni okres przejściowy. Bruksela o tym wie i kraje członkowskie zastanawiają się nad tą propozycją. My natomiast prowadzimy rozmowy na wszystkich możliwych szczeblach, by uzyskać jak najszerszą akceptację dla takiego stanowiska. Poprzednie stanowisko Polski, mówiące o 18-letnim okresie przejściowym, nie zostało przez Unię Europejską potraktowane jako punkt wyjścia do rozmów. Stąd nowe propozycje obecnego rządu. Prawdą jest, że docierają do nas opinie, iż w Unii rośnie akceptacja dla owych 12 lat, aczkolwiek dla niektórych państw jest to ciągle propozycja bardzo trudna do przyjęcia. Nie zapadły jednak żadne wiążące decyzje w tej kwestii. – Strona polska mocno broni stanowiska w sprawie sprzedaży ziemi obywatelom UE, ale czy kilkanaście lat okresu przejściowego na zakup ziemi nie obróci

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Jestem uczniem Greków

Różni pisarze popadają w mistyfikację, fałszując swoje biografie, a co za tym idzie, również rzeczywistość Rozmowa z Zygmuntem Kubiakiem, pisarzem – Czy wejście w nowy wiek zrobiło na panu wrażenie? W „Uśmiechu kore” napisał pan, że choć przełom wieków jest sprawą umowną, jednak wzbudza w panu emocje. – Wejście w nowy wiek, a także w nowe tysiąclecie, budzi we mnie emocje, jest w tym jakaś magia. I lęk. Teorię Fukuyamy – że historia się skończyła i już nigdy nie będzie wojen – od początku uznałem za dziecinnie naiwną. Przewidywałem, że ten wiek nie będzie spokojny. Ale tego, że XXI w. zacznie się tak straszną tragedią, nie przewidywałem. To dla mnie wielki szok. – W jednym z esejów napisał pan, że stulecia często kończyły się zimnym prysznicem, który wychodził cywilizacji na dobre. – Tak było. Jednak ten zimny prysznic jest upiorny. Zza niego wychyla się problem ogólny, przekraczający wszelkie szczegółowe problemy stosunków między państwami, mianowicie problem opozycji biednej większości i bogatej mniejszości. My jesteśmy w kategorii bogatych, chociaż bardzo nisko. Martwi mnie, że zachodni świat jakby tego nie widzi: mówi się tylko o okrucieństwie terroryzmu i obłąkanych fanatykach. Grecy (niedawno wróciłem z Grecji) starają się

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Armia w czasach Afganistanu

Priorytety są znane: kołowy transporter opancerzony, przeciwpancerny pocisk kierowany i wyposażenie okrętów w różnego rodzaju pociski Rozmowa z Jerzym Szmajdzińskim, ministrem obrony narodowej – Po 11 września zmienił się na świecie pogląd na armię. Czy w Polsce też? – Po 11 września zmienił się pogląd na funkcjonowanie wywiadów, rozpoznanie, zmienia się też pogląd na kształt, model armii. Jest zapotrzebowanie, żeby było więcej jednostek mobilnych, żeby siły specjalne były dobrze wyposażone i w wysokim stopniu sprofesjonalizowane. A także, żeby ta mobilność oznaczała możliwość szybkiego przemieszczenia się. – Wysyła pan GROM do Afganistanu? – Mogę powiedzieć, że w polu zainteresowania naszego partnera strategicznego jest jednostka GROM. Jest możliwe również wykorzystanie innych jednostek. – Nie obawia się pan protestów opinii publicznej i opozycji, że wysyłamy naszych żołnierzy w tak niebezpieczne miejsca? – Polska jest częścią demokratycznego świata. Jako Europejczycy nie możemy pozostać obojętni, zachować neutralność i być tylko obserwatorami wydarzeń. O nasze bezpieczeństwo nie wystarczy dzisiaj dbać tylko na własnym terytorium. Polska, naród, który niejednokrotnie dawał dowód, że jest gotowy walczyć „za wolność naszą i waszą”, także i tym razem powinien podjąć wysiłek zwalczania zła i terroru, by czuć się bezpiecznie we własnym kraju. Wierzę,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Potomkowie biedaków zostaną biedakami

Działalność rad nadzorczych nie przyczyniła się do poprawy jakości polskiej prywatyzacji, natomiast napełniła kieszenie bardzo wielu ludziom Rozmowa z prof. Marią Jarosz – W jakiej kondycji znajduje się dziś polskie społeczeństwo? – Jest to przede wszystkim społeczeństwo bardzo rozwarstwione, mające świadomość nierówności szans. Ok. 20% Polaków można zaliczyć do beneficjentów naszej transformacji. Prawie 40% rodzin żyje zaś na skraju biedy i stale rośnie liczba ubogich. Skala dysproporcji dochodowych w Polsce jest znacznie większa niż na Węgrzech, Słowacji, w Czechach i Niemczech Wschodnich. Najważniejszą cechą polskiego ubóstwa jest jego trwałość, niosąca za sobą stałą degradację cywilizacyjną, a w wypadku ludzi najuboższych także i biologiczną, co widać w populacji dzieci pochodzących z takich rodzin. Marginalizacja niektórych kategorii społeczeństwa – robotników, rolników, bezrobotnych – stała się zjawiskiem trwałym. Szczególny los dotknął robotników – polską „przegraną klasę”. Oni byli motorem przemian demokratycznych… i najbardziej na nich stracili. Potomkowie tych rodzin nie mają już szans na poprawę losu w dającej się przewidzieć przyszłości. Struktury społeczne w Polsce się utrwaliły, są dziedziczone przez następne pokolenia. – Jak Polacy reagują na to, że przyszło im żyć w tak niekorzystnych warunkach?

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Polski region biedy

Dysproporcje między obszarami bogatszymi i biedniejszymi są w naszym kraju znacznie większe niż w państwach Unii Europejskiej Rozmowa z Jackiem Szlachtą – Jak można najkrócej określić poziom zamożności naszego kraju? – Na tle 27 państw Europy, które już są w Unii Europejskiej bądź zbliżają się do niej (15 należy do UE, 12 kandyduje), jesteśmy krajem biednym. Produkt krajowy brutto na mieszkańca Polski jest zbliżony do PKB na mieszkańca Słowacji, ale zakumulowany majątek przypadający na jednego Słowaka jest znacznie wyższy niż przypadający na Polaka. Są jednak w naszym kraju obszary nieustępujące zamożnością Słowacji, a nawet i Unii Europejskiej. W Polsce mamy bowiem do czynienia z bardzo dużym zróżnicowaniem w rozwoju. – Czy jesteśmy dużo biedniejsi od Europy, do której zmierzamy? – Najlepiej mierzyć to właśnie produktem krajowym brutto przeliczanym parytetem siły nabywczej (wiadomo, że za 100 złotych można kupić więcej w Warszawie niż w Brukseli). W Polsce PKB na głowę mieszkańca stanowi (ostatnie dane są z 1999 r.) ok. 40% średniego produktu w UE. Najbogatszy region – Mazowsze – dzięki Warszawie ma ok. 60% poziomu unijnego. Regiony najbiedniejsze (30% PKB Unii) to województwa warmińsko-mazurskie, podlaskie, podkarpackie, świętokrzyskie i lubelskie. Najuboższa jest Lubelszczyzna –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Co musi umieć inżynier?

Nie wystarczy nawet najsolidniejsze wykształcenie fachowe Rozmowa z prof. Jerzym Kisilowskim, twórcą i rektorem Wyższej Szkoły Techniczno-Ekonomicznej – Być profesorem – to dla większości ludzi osiągnąć najwyższy status w hierarchii społeczno-zawodowej. Panu to jednak nie wystarcza. Ciągle szuka pan nowych wyzwań. Stworzył pan i przez lata prowadził towarzystwo ubezpieczeniowe. Teraz tworzy pan nową wyższą uczelnię techniczno-ekonomiczną… – Trudno powiedzieć, że to dla mnie nowa dziedzina. To prosta kontynuacja zawodu nauczyciela akademickiego, który uprawiam od trzydziestu kilku lat. – Jest pan profesorem renomowanej Politechniki Warszawskiej. Uważa pan, że ta nowa szkoła będzie kształcić lepszych inżynierów niż pana macierzysta uczelnia? – Dzisiaj uczelnie techniczne bardzo nieprzychylnie patrzą na możliwości poszerzenia programu studiów o elementy nauk ekonomicznych czy humanistycznych. Dlatego postanowiłem stworzyć uczelnię, która rozszerzyłaby horyzonty kadry inżynieryjnej. Od dawna twierdzę, że zmniejsza się liczba miejsc pracy dla klasycznego inżyniera. Przyszłym inżynierom nie wystarczy nawet najsolidniejsze wykształcenie fachowe, trzeba nauczyć ich też rozumienia procesów i zjawisk społeczno-ekonomicznych. Potrzebny jest inżynier-menedżer, inżynier-marketingowiec, inżynier-organizator. Tego właśnie będzie uczyć nowa szkoła. Udało mi się zawrzeć w programie naszych studiów kilka tematów, o których zawsze mówiłem,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Gram z górami

Idę w Himalaje z nadzieją, że nic się nie stanie Rozmowa z Reinholdem Messnerem – Czy pamięta pan swoje pierwsze spotkanie z górami? – Doskonale, chociaż było to dość dawno. Miałem zaledwie pięć lat, kiedy miałem okazję pójść w góry, które dotąd widziałem z okien mojego domu. To było emocjonujące przeżycie i dlatego pewnie tak dobrze je pamiętam mimo upływu lat. I jak sądzę, był to również kluczowy moment decydujący o tym, że zostałem później alpinistą. – Kiedy zaczął pan poważnie myśleć o wspinaczce w Himalajach? – Po 20 latach wspinania. Przez dwie dekady skupiałem uwagę na wspinaczce skałkowej i stałem się uznanym ekspertem w tej dziedzinie. Kiedy w 1969 r. zaproszono mnie na ekspedycję, pojechałem. Próbowaliśmy wielkich ścian himalajskich i to był kolejny kluczowy moment w moim życiu – stałem się specjalistą od wspinaczki na wielkich wysokościach. Najważniejsze, że do dnia dzisiejszego moje życie można podzielić na pięć różnych okresów, a być może ten szósty jest dopiero przede mną. Wspinaczka wysokogórska to tylko jedna z pięciu moich dróg życiowych. To nawet nie jest najważniejsza sprawa w moim życiu, ale za to jedyna znana w Polsce. Dzieje się tak, ponieważ polscy himalaiści byli w tym samym czasie co ja bardzo dobrzy. W latach 80. byli

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.