Cenny złom

Z gadziej perspektywy

Drobna notka. Na czwartej stronie „Rzeczpospolitej”, w miejscu niewyeksponowanym. Pomiędzy „Lepkie ręce prezesa” a „Sędzia odszedł za narkotyki”. Tytuł niegdyś rewolwerowy „Skradziona „Solidarność”” już nie podnieca.
Nie wiadomo przecież, jaka to „Solidarność”? Czy to ta, czy może to cukiernicza spółdzielnia, pochodząca jeszcze z 1952 roku, i nadal żywotna. Pomimo nawały obcej konkurencji, żelaznej, duszącej, niewidzialnej ręki wolnego rynku.
Okazuje się, że jednak chodzi o tę „Solidarność”. Nie ma wątpliwości, kiedy czytamy: „Katowicka policja poszukuje sprawców kradzieży elementu pamiątkowej tablicy, poświęconej poległym górnikom w kopalni Wujek w grudniu 1981 roku. Nieznani sprawcy ukradli słowo „Solidarność” z tablicy zawieszonej przed kopalnią przy krzyżu upamiętniającym śmierć dziewięciu górników. Napis wykonany był z brązu, ważył około dwa kilogramy”.
Jeszcze 2-6 lat temu taka wiadomość otwierałaby czołówki telewizyjnych dzienników. W publicznej i komercyjnych. Odnotowano by ja na pierwszych stronach gazet. Spekulowano: kto podszczuł, kto się targnął, no i przede wszystkim, kto za tym stoi? Stacze mogli być umieszczani nawet za granicami naszego kraju.
Dzisiaj jedynie działacze Zarządu Regionu Śląsko-dąbrowskiej „Solidarności”, tej krzaklewskiej, nie wykluczają „politycznego podłoża kradzieży”. Policja i dziennikarze lokalni przypuszczają, że ubrązowioną „Solidarność” potraktowano jako surowiec wtórny. Wyłącznie jako dwa kilogramy cennego złomu.
Na Śląsku nikogo już nie dziwią wypełnione złomem wózki zaprzężone w wypracowanych, zniszczonych mężczyzn. Albo w rosłych małolatów. Policji nie dziwią kradzieże kabli i słupów energetycznych. Kładek dla pieszych, nawet mostków. Każdy wie, że ludzie z czegoś żyć muszą. A walający się złom, zwłaszcza z wielkich, socjalistycznych budów traktowany jest jak bezpański, niczyj. Do zagospodarowania.
Panowie menedżerowie, panowie politycy, panowie działacze związkowi, także ci z „Solidarności” nierzadko uwłaszczyli się na pokomunistycznym mieniu. Ludowi pracującemu pozostawili bezrobocie i złom. Ostatnio złomu zaczyna brakować, bo lotne brygady małolatów już wszystko, co było w łatwym zasięgu ręki, wypatrzyły. Pozostały surowce wtórne na pomnikach.
Nie ma już żadnej świętości, słyszałem pokradzieżowe komentarze. Przecież brąz oderwano od pomnika górników, którzy zginęli za to, żeby robotnikom było lepiej. Aby byli wolni. Upodmiotowieni. Jak można coś takiego zrobić za kilkaset złotych? Bo tyle można dostać za cenny, ale trefny towar.
W 1981 r. „Solidarność” jeszcze walczyła o prawa robotników. Jeszcze jesienią ogłoszono program „Samorządna Rzeczpospolita”, przewidujący demokrację pracowniczą, przejęcie fabryk przez robotników, uspołecznienie państwowej, czyli biurokratycznej własności. Osiem lat później, kiedy działacze „S” doszli do władzy, bez pytania społeczeństwa o zdanie, bez konsultacji społecznych wprowadzili wolnorynkowy, liberalny kapitalizm. Górników, hutników, z socjalistycznych fabryk-pomników przemienili w zbieraczy złomu. Nie zdziwię się, kiedy przeczytam notatkę, iż z krzyża zdjęto figurę Chrystusa, by ją przetopić. Kościół katolicki, tak chętnie dziś działający w biznesie, też dla wielu ludzi stracił sacrum.
A co z „Samorządną Rzeczpospolitą”? Też już odesłano ją na złom? Niedawno odnalazłem odwołanie się do tej koncepcji. O dziwo, w programie Sojuszu Młodej Lewicy. Jednej z młodzieżówek SLD.

Wydanie: 2001, 49/2001

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy