Chcę wierzyć, że przede mną jest cały świat

Chcę wierzyć, że przede mną jest cały świat

Piotr Rubik Nigdzie nie jest napisane, że oratorium to ma być utwór poważny – Kilkanaście lat temu napisał pan muzykę do „Dotyku” Edyty Górniak. To był duży przebój, ale nie bardzo było wiadomo, kto skomponował muzykę. Później było o panu w miarę cicho, dopiero kilka lat temu o Piotrze Rubiku zrobiło się głośno. Jak doszło do tego spektakularnego sukcesu… – Cicho było o tyle, o ile, jednak w pewnych dziedzinach trochę się na mój temat mówiło… – Ale jak porównamy z tym, co dzieje się dziś… – Zbiegło się jednocześnie kilka spraw. Skomponowałem dwa pierwsze oratoria z „Tryptyku Świętokrzyskiego”: „Golgotę” i „Tu Es Petrus” i zacząłem być przez odbiorców identyfikowany również jako postać. Przy splocie tych dwóch faktów – jeśli uznać nieskromnie, że publiczność obdarzyła mnie zaufaniem – nastąpiła nieomal eksplozja specyficznej energii. I wszyscy zaczęli identyfikować moją muzykę ze mną. – No i jest pan chyba najpopularniejszym artystą w Polsce. Jak pan to odbiera? – Bardzo się z tego powodu cieszę, ponieważ dzięki temu mogę robić różne projekty artystyczne, o których wcześniej nie mógłbym marzyć. Znane nazwisko otwiera niektóre drzwi, ułatwia zdobywanie funduszy na realizację artystycznych marzeń. Dzięki temu mogę robić to, o czym zawsze marzyłem, czyli tworzyć i wykonywać swoją muzykę. Pod tym względem to świetnie, że w tej chwili nie muszę już prosić kogokolwiek o to, żeby wydał jakiś mój utwór. Zawsze o tym marzyłem… – Czyli the dream has come true? – Nie, spokojnie, po kolei. Jeszcze wszystko przede mną. Ja jestem zwolennikiem tego, że trzeba cały czas się rozwijać, i myślę, że owszem, bardzo fajna jest ta popularność, ale jest tyle rzeczy które jeszcze chciałbym zrobić. Piszę „Oratorium dla świata” i marzę o muzyce do wielkiego filmu, do dużej, epickiej opowieści… Chcę wierzyć, że przede mną jest cały świat. – W takim razie rozumiem, że plany zagraniczne już są? – No tak, mam nadzieję, że do końca tego roku już będzie zaczątek pewnych spraw zagranicznych. Nie chcę w tej chwili o tym mówić. Mamy zaplanowane koncerty za granicą, pewne wydarzenia, pewne premiery i zobaczymy. Wiem, że turyści zagraniczni z różnych państw, którzy są w Polsce na moich koncertach, bardzo dobrze je odbierają. Kupują sobie potem płyty, piszą maile. Nawet na forum został już stworzony dział dla obcokrajowców. Z tego wnioskuję, że warto spróbować, warto pokazać, a nóż widelec się to spodoba i znajdę sobie swoją publiczność za granicą. W październiku zaczynamy koncertami w Ameryce i Kanadzie. Lecimy tam z całą orkiestrą i chórem. Ponad 120 osób. Już się nie mogę doczekać. Jeśli spodobamy się naszej Polonii, to może pójdzie również za tym coś dalej… Bardzo bym tego chciał, bo wyzwoliłbym się wtedy z tego polskiego piekiełka. – Piekiełka? – Jesteśmy specyficznym narodem. Mówię o tym, że my, Polacy, mamy słabą tolerancję na czyjś sukces. Odwrotnie niż na całym świecie, dystansujemy się od rodaków, którym się udało. Znacznie chętniej poprzemy obcokrajowca lub nawet kogoś, kto osiągnął mniej, ale w żaden sposób nam nie zagraża… Prawda jest taka, że naprawdę sukces nas boli. Rzeczywiście to jest przykre. – Mamy do czynienia ze skrajnym uwielbieniem, mówię tu o pana osobie i muzyce, lub totalną dyskredytacją. Czy ta krytyka jest spowodowana zazdrością o sukces? – Są różne powody. Ja akurat z tego się cieszę, bo najgorsze, co mogłoby być, to obojętność. Natomiast tutaj to jest nie tylko zazdrość, ale również chęć pewnego lansowania się, zrobienia kariery. Jeden z muzykologów, który napisał o mnie jakiś paszkwil, nagle dostał się na całą rozkładówkę w dzienniku, w całym wydaniu świątecznym. Dla takiego recenzenta myślę, że to jest fajna rzecz. Musi napisać coś kontrowersyjnego, żeby się trochę polansować. Najśmieszniejsze jest to, że ci tak zwani znawcy nie potrafią znaleźć konkretnych muzycznych argumentów, krytykując moją muzykę. Są to zazwyczaj powtarzane slogany, że sacro polo, że disco polo, że to jest złe, że to jest dobre… Nie ma tam nic, co by wskazywało na jakąś rzetelną analizę. Myślę, że ci, którzy naprawdę znają się na muzyce i ją czują, nie krytykują jej, tylko robią swoje. –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 31/2007

Kategorie: Kultura