Co dusi polską gospodarkę?

Co dusi polską gospodarkę?

To nie deficyt budżetowy lecz nienormalnie wysokie stopy procentowe umacniają złotego Mimo najwolniejszego tempa rozwoju i nierównowagi w handlu zagranicznym mamy najmocniejszą walutę w Europie. Nie jest to niestety bezbolesne dla gospodarki. Dla profesjonalnego ekonomisty jest oczywiste, że bez obniżenia realnych stóp procentowych albo inaczej, bez doprowadzenia ich do normalnego poziomu europejskiego nie nastąpi nieodzowne dla gospodarki urealnienie ceny złotego i jego bieżącego kursu. „Jesteśmy skazani na nadwartościową złotówkę, ponieważ wysoki deficyt budżetowy i rosnący z tego powodu dług publiczny musi ktoś sfinansować. Jedyna nadzieja w zagranicznych inwestorach finansowych, którzy mają pieniądze i kupują emitowane przez Ministerstwo Finansów skarbowe papiery wartościowe. Przez to napływa do kraju dużo walut obcych, zamienia się je na złotówki, za które kupuje się bony i obligacje skarbowe. Wynikające z tego duże zapotrzebowanie na złotego powoduje, że nasz narodowy pieniądz jest w cenie. I dopóki będzie deficyt budżetowy i rosnący krajowy dług publiczny, pozycja złotówki się nie zmieni. Jedynym remedium na osłabienie wywindowanego kursu złotego jest zmniejszenie deficytu budżetowego, co pozwoli na ograniczenie podaży skarbowych papierów wartościowych” – taką receptę serwują niektórzy członkowie RPP na czele z jej przewodniczącym, a za nimi większość medialna. Proste? Bardzo, nawet przedszkolak zrozumie. Tylko że recepta taka jest także na poziomie przedszkola ekonomicznego. Nie ma za wiele wspólnego z naszą rzeczywistością, a ściślej z przyczynami tej choroby, jaką niewątpliwie jest sztucznie wydmuchana wartość złotego. Gdyby w ogóle trzymać się tej filozofii, to w krajach dysponujących nadwyżką budżetową (a takich jest niewiele) ich waluty narodowe byłyby bardzo słabe, a we wszystkich pozostałych mających deficyty budżetowe ich waluty byłyby stale mocne. Niestety, w życiu gospodarczym jest zazwyczaj odwrotnie. Nasz dług publiczny stanowi ok. 45% PKB, z czego trochę więcej niż połowa przypada na złotowy dług krajowy, a reszta na zagraniczny – denominowany w walutach obcych. W większości krajów UE dług publiczny przekracza 60%, a w niektórych znacznie więcej niż ten poziom i wynosi np. Włochy, Belgia ponad 100%. To, że Polska ma relatywnie niski poziom długu publicznego, wynika z tego, że wpływy ze sprzedaży majątku skarbu państwa przeznaczane były na finansowanie rocznych deficytów budżetowych. Ale to oczywiście się kończy, bo sprzedać można tylko raz. Dlatego w latach następnych relacja długu wewnętrznego do PKB będzie rosnąć i trzeba tylko pilnować, aby nie za wysoko. Nie zmienia to faktu, że złotowy krajowy dług publiczny, a przez to stan wszystkich złotowych skarbowych papierów wartościowych w porównaniu z innymi krajami jest aktualnie bardzo niski (choć suma ok. 200 mld zł może robić wrażenie), z czego tylko ok. 40% znajduje się w posiadaniu działających w Polsce banków. Nie jest to dla nich największa pozycja, ponieważ stanowi jedynie 14% ich ogólnej sumy aktywów banków komercyjnych. Banki pełne pieniędzy Sektor bankowy w Polsce, w odróżnieniu od krajów zachodnich, znajduje się w stanie nadpłynności (nadmiaru pieniędzy). Skala tej nadpłynności zmienia się w poszczególnych miesiącach, ale utrzymuje się w granicach 20 mld zł. Oznacza to m.in., że banki mają duży niewykorzystywany potencjał do rozwoju działalności kredytowej. Nadwyżki te przejmuje NBP w różnej formie (rezerwy obowiązkowe, oprocentowane bony itp.). Dlaczego banki komercyjne, będące w większości własnością banków zagranicznych, nie dynamizują działalności kredytowej w naszej gospodarce cechującej się niskim poziomem kredytowania, to odrębny temat. Tak więc uprawiana przy tej okazji przez przedstawicieli RPP propaganda, że banki, kupując bony czy obligacje skarbowe, zmniejszają swoje możliwości kredytowania przedsiębiorstw i ludności jest tylko propagandą, niemającą nic wspólnego z rzeczywistością. Możliwość zakupu skarbowych papierów wartościowych jest dla banków wyjątkową okazją zagospodarowania nadwyżki posiadanych środków, a nie konkurencją dla ich działalności kredytowej. W tym roku sprzedaż netto SPW (sprzedaż – wykup) zwiększy się zapewne w granicach 35 mld zł. Tak na dobrą sprawę same banki działające w naszym kraju mogą co najmniej połowę tej sumy kupić bez uszczerbku dla innych dziedzin ich działalności. A przecież stałymi nabywcami są Otwarte Fundusze Emerytalne, firmy ubezpieczeniowe, fundusze inwestycyjne, ludność, itp. Dla OFE czy firm ubezpieczeniowych główną formą alokacji wolnych środków

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 27/2002

Kategorie: Opinie