Histeria wokół historii

Histeria wokół historii

Polityka historyczna pod dyktando IPN przynosi skutki w postaci kolejnych roczników młodych Polaków gardzących rzetelną wiedzą o przeszłości

Nie miejmy złudzeń: spory o historię zawsze są sporami politycznymi. Nie spieramy się przecież o fakty, lecz o ich interpretację, osąd, ocenę. Kontrowersje budzą przy tym oczywiście dzieje polityczne – nie historia kultury, gospodarki czy życia codziennego. Ale też historia polityczna cieszyła się zawsze – i cieszy nadal – największym zainteresowaniem. Wiedzą o tym politycy i dlatego starają się wykorzystywać przeszłość jako narzędzie kształtowania społeczeństwa w duchu korzystnych dla siebie poglądów. Pojęciu polityki historycznej nieodmiennie musi towarzyszyć słowo indoktrynacja, bo każda władza dysponuje narzędziami, dzięki którym można skutecznie indoktrynować społeczeństwo.

Ostatnich osiem lat to czas bezwzględnej dominacji polityki historycznej w wydaniu prawicowym. A na czym opiera się wizja historii narzucana przez polską prawicę? Na dwóch fundamentach: antykomunizmie, czyli całkowitym zanegowaniu jakiejkolwiek wartości epoki PRL w dziejach Polski, oraz politycznym klerykalizmie, czyli uznaniu Kościoła katolickiego za jedynego reprezentanta interesów i potrzeb narodu polskiego w całych jego dziejach. Konsekwencje tych dwóch fundamentów są bardzo wyraźne: doprowadzenie do skrajności kultu „żołnierzy wyklętych” i pomijanie znaczenia wszelkich legalnych form niezależnej działalności w powojennej Polsce, przemilczanie roli środowisk i ugrupowań lewicowych, laickich, liberalno-demokratycznych – ogólnie rzecz biorąc „postępowych” – na kolejnych etapach dziejów naszego kraju, ignorowanie fundamentalnych przemian społecznych, gospodarczych, kulturowych i obyczajowych, jakie zachodziły w XX-wiecznej Polsce, wreszcie zakłamywanie wielu faktów, które nie pasują do narodowo-katolickiej i antykomunistycznej narracji.

Warto przy tym zauważyć, że to nie PiS wymyśliło i zaczęło wprowadzać taką politykę historyczną. Za jej formalny początek trzeba uznać utworzenie Instytutu Pamięci Narodowej na przełomie stuleci, a więc jeszcze w czasach rządów AWS i Unii Wolności. Oba te ugrupowania – z pomocą opozycyjnego wówczas PSL, a przy sprzeciwie jedynie lewicy z prezydentem Kwaśniewskim na czele – zbudowały superinstytucję, z którą do dziś nie mają szans mierzyć się jakiekolwiek ośrodki akademickie, wydawnicze itp. IPN-owska wizja dziejów zdominowała w XXI w. myślenie Polaków o historii. A szczególnie myślenie najmłodszych pokoleń, które nie mogą pamiętać czasów sprzed 1989 r. Rządy PiS jedynie umocniły tę dominację, rozciągając ją bezwzględnie na inne instytucje podległe władzy państwowej, zwłaszcza media i szkoły.

Ofensywę prawicowej polityki historycznej w szkolnictwie podjął minister Przemysław Czarnek, który przejął resort edukacji i nauki dopiero po wyborach prezydenckich w 2020 r., gdy dominacja partii Kaczyńskiego weszła w szczytową fazę (nieprzypadkowo w tym samym czasie lider PiS dał pozwolenie Trybunałowi Konstytucyjnemu na zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej). Trzy lata swojego urzędowania Czarnek i jego ekipa wykorzystali m.in. na wprowadzenie zmian w podstawach programowych do nauczania poszczególnych przedmiotów na wszystkich szczeblach edukacji. Za tę operację odpowiadał Artur Górecki, dyrektor Departamentu Kształcenia Ogólnego i Podstaw Programowych w resorcie Czarnka, wcześniej dyrektor kilku szkół katolickich, związany ze środowiskiem kwartalnika „Christianitas”, którego politycznym patronem jest były marszałek Sejmu Marek Jurek.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 10/2024, którego elektroniczna wersja jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty

 

 

 

Wydanie: 10/2024, 2024

Kategorie: Opinie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy