PO i PiS różnią się jednym. Władzą. Jedni by chcieli, drudzy ją mają. IV RP to hasło jednych i drugich. Śpiewaka z Rokitą i Tuskiem, Dorna z Kaczyńskim Kilka uwag o tym, jak na powrót otworzyć Polsce dobrą perspektywę. Jak odsunąć od władzy PiS i sojuszników Samoobronę i LPR. Jak zbudować alternatywę dla inżynierów IV RP. Jak powrócić do III, sprawdzonej w boju o wolność i demokrację, choć wymagającej remontu. Łatwość, z jaką wymyślone przez dziennikarzy nowe formacje polityczne, powstałe z dowolnie połączonych ze sobą trzech, czterech rozpoznawalnych w kraju nazwisk, odnotowują 20-procentowe poparcie, niewiele mniejsze od notowań dwóch dominujących partii ukazuje przyczynę bezwzględnej stabilności pozycji PiS. Jest nią brak wyrazistej alternatywy dla partii Jarosława Kaczyńskiego. Brak partii, która, inaczej niż PO nie ma udziału w obłędnym projekcie IV RP. I, inaczej niż SLD nie ciągnie za sobą klimatów odsłoniętych w nagranej biesiadzie Gudzowatego z Oleksym. Mniejsza zresztą, czy Oleksy juziolił, jak chce Miller, czy też, po kielichu, generalizował. Jest oczywiście wielu wyborców, dla których mroczność politycznych pomysłów braci Kaczyńskich, ich archaiczność, nieporadność, fobie, specyficznie rozumiana polskość jest autentycznym wyborem. Tym, na co latami czekali. Modernizacja zawsze znajduje przeciwników. Szukanie wytłumaczenia swoich porażek na zewnątrz zamiast w sobie to nie wymysł ostatnich lat. Zawsze były dwie Polski. Zawsze była Polska cudownie otwarta na innych, tolerancyjna, nowoczesna, twórcza, republikańska. I zawsze była ta odmienna zakompleksiona, roszczeniowa, tromtadracka. Kaczyńscy są fenomenalni, jeśli idzie o reprezentację tej drugiej Polski. Pierwsza nie ma reprezentacji. I tu jest pies pogrzebany. Platforma to PiS bis. Trochę lepszy, ciut łagodniejszy, z lekka przypudrowany, starannie wyprasowany, jak prymus ulizany. We wszystkich jednak sprawach identyfikujących PiS jako partię nierozumiejącą współczesności, peryferyzującą Polskę szła ręka w rękę z Kaczyńskimi. Lustracja, rozbrojenie polskiego wywiadu i kontrwywiadu, deubekizacja, majstrowanie przy ordynacji wyborczej, a nawet kwestie światopoglądowe nie różnią zasadniczo PO i PiS. Nawet kwestia Europy. Różnica między nimi jest symboliczna. Jedni szukają podpowiedzi i wsparcia w Toruniu, drudzy w Łagiewnikach. Dla demokraty po prostu śmieszne, dziecinne, uzurpatorskie, wplątujące Kościół w afery nie z jego bajki. Jeśliby było inaczej, dzisiejsze NIE! środowisk akademickich dla lustracyjnego obłędu znalazłoby silne wsparcie Platformy. Tymczasem buntowi intelektualistów towarzyszy milczenie. Jakaż to liberalna ideologia? To przaśny zaścianek z sarmacko przystrzyżonymi gospodarzami. Modernizacja? Otwartość? Różnią się te dwie partie jednym. Władzą. Jedni by chcieli, drudzy ją mają. Celami mało się różnią. IV RP to hasło jednych i drugich. Śpiewaka z Rokitą i Tuskiem, Dorna z Kaczyńskim. Moralną legitymację Platformie, jako rzecznikowi demokracji i wolności, odebrał jej przewodniczący i wódz, Donald Tusk. Milczał, kiedy pułkownik Miodowicz linczował kandydaturę Cimoszewicza za pomocą wziętych z arsenału ubecji sztuczek. Jarucką ktoś jeszcze pamięta? Słyszał kto Tuska w tej skandalicznej i z daleka cuchnącej sprawie? SLD dał się wdeptać w ziemię. Jeszcze w poprzedniej kadencji. Nie był może aż tak bardzo gorszy od AWS. Od innych partii. Nie potrafiąc szybko odciąć się od ludzi kompromitujących Sojusz i tych tuż obok premiera, zwłaszcza jednej, i tych rozsypanych jak muchomory w lesie po kraju, po województwach uległ czarnej propagandzie. Ona skuteczna, gdy półprawdziwa. I tak właśnie było. Ta gorsza połówka przeważyła. Sojusz dał się wtłoczyć w ziemię, bo zgubił po drodze swych najbardziej oddanych zwolenników. Pisano o tym wielokrotnie w Przeglądzie, w Gazecie, w Polityce. Zabrakło obrońców. Składający wizytę ks. Jankowskiemu Leszek Miller, nuworyszowsko liberalny Jerzy Hausner mają o czym myśleć. Polityka symboliczna to też polityka. Ona szybko kreuje oceny. SLD powiązał ludzi wielką nadzieją wobec siebie. Po rządach AWS, która dzieliła się udziałami i rządziła tyle ambitnie, ile niemądrze, ludzie nawet dość wstrzemięźliwi w swoich odniesieniach do lewicy wypatrywali państwa sprawnie, celowo, racjonalnie zorganizowanego. Czekali na władzę świadomą swych działań. Potrafiącą posługiwać się narzędziami. Nieprzesadnie skorumpowaną. I ta nadzieja została ludziom odebrana. Można być przeciwnikiem lustracji, a już na pewno trzeba być przeciwnikiem takiej lustracji,
Tagi:
Wojciech Filemonowicz