Na ponad 143 mln osób zamieszkujących kraje ogarnięte wojną lub okupowane około 17 mln musiało opuścić swoje domostwa W grudniu ub.r. Moskwa i Bagdad ogłosiły zwycięstwo nad Państwem Islamskim (ISIS) w Syrii i w Iraku. Mimo że utraciło ono większość terenów będących pod jego kontrolą i organizacyjnie jest znacznie osłabione, nadal ma zdolność przeprowadzania działań bojowych. Niewątpliwy sukces militarny nie oznacza bynajmniej powrotu do stanu poprzedzającego trwające już od ponad 13 lat konflikty zbrojne na Bliskim Wschodzie. Pojawienie się organizacji ekstremistycznych, takich jak Al-Kaida czy Państwo Islamskie, nie jest bowiem źródłem destabilizacji krajów tego regionu, lecz symptomem głębszych problemów wynikających z załamywania się dotychczasowego porządku instytucjonalnego i politycznego oraz rywalizacji regionalnej w wymiarze geopolitycznym. Chociaż Bliski Wschód był terenem napięć i częstych międzypaństwowych konfliktów w okresie zimnej wojny, ich podstawą były stosunkowo stabilne suwerenne państwa. Dotychczasowy porządek regionalny rozpadł się i został zastąpiony chaosem, czyli wojną wszystkich przeciwko wszystkim. W powszechnej opinii kryzys ten miałby oznaczać załamanie się historycznego układu Sykes-Picot z 1916 r., który podzielił byłe imperium osmańskie na brytyjskie i francuskie strefy wpływów. Dla wielu Arabów układ ten zawsze był synonimem narzucenia przez mocarstwa kolonialne sztucznych granic w celu podzielenia jednolitego arabskiego narodu. Dziedzictwo kolonialne istotnie ma charakter destrukcyjny, jednak granice państw arabskich okazały się znacznie trwalsze od wielu innych granic państwowych w Europie, Afryce czy Azji Południowo-Wschodniej, gdzie powstało wiele nowych państw lub zmieniono granice już istniejących. Poza dwoma konfliktami – izraelsko-palestyńskim i arabsko-kurdyjskim – obecne spory polityczne i konflikty zbrojne na Bliskim Wschodzie zasadniczo nie dotyczą granic. Dotyczą one charakteru władzy w ramach istniejących państw. Źródła kryzysu i arabska wiosna Interwencja USA w Iraku była zarzewiem obecnych problemów w świecie arabskim. Decyzja o jej przeprowadzeniu została podjęta na podstawie błędnych przesłanek – Irak nie miał broni masowego rażenia, a Saddam Husajn nie współpracował z Al-Kaidą. Nie osiągnęła ona deklarowanych przez prezydenta George’a W. Busha celów zbudowania w Iraku „funkcjonującej demokracji” ani „osuszenia bagna, w którym mnożą się terroryści”. Sukces wojskowy był szybki – Saddam został obalony w ciągu paru tygodni, lecz sukces polityczny okazał się nieosiągalny. Jednym podpisem namiestnik prezydenta Busha w Iraku Paul Bremer zwolnił ok. 400 tys. urzędników państwowych i nauczycieli, rozwiązał armię i służby bezpieczeństwa. Decyzje te spowodowały upadek państwa i początek wojny domowej otwierającej Irak dla działalności Al-Kaidy oraz ekspansji wpływów Iranu. Usunięcie Saddama Husajna, dyktatora wspieranego przez USA w czasie wojny iracko-irańskiej w latach 1980-1988, wyzwoliło sekciarstwo, radykalizm ideologiczny i terroryzm, doprowadzając do pojawienia się Państwa Islamskiego. Zburzenie państwa irackiego, kluczowego państwa laickiego pomiędzy Zatoką Perską a Lewantem, podważyło istniejący porządek regionalny. W okresie kampanii przeciwko ISIS Iran dostarczał doradców wojskowych, wspierał też niektóre szyickie ugrupowania bojowe w Iraku, by rozszerzać swoje wpływy polityczne w Bagdadzie oraz zapewnić bezpieczny szlak z Iranu przez Syrię do Libanu. Upadek władzy państwowej w Libii miał podobne skutki. Prezydent Obama ogłosił, że „Muammar Kaddafi utracił prawo do rządzenia i musi odejść”. Wykorzystując decyzję Rady Bezpieczeństwa ONZ zezwalającą wyłącznie na wprowadzenie zakazu lotów nad Libią, Wielka Brytania i Francja rozpoczęły bombardowanie pozycji rządowych, deklarując „ochronę ludności cywilnej”. Interwencja militarna trwała osiem miesięcy. Nie dlatego, że armia libijska była tak silna, po prostu Kaddafi miał wsparcie licznych plemion libijskich, podczas gdy tzw. opozycji brakowało silnego poparcia społecznego. Okazało się też, że wspierana przez Zachód tzw. demokratyczna opozycja nie odnosiła się do praw człowieka z większym szacunkiem niż reżim, który miała obalić. Od samego początku rewolcie towarzyszyły prześladowania ludności, egzekucje i masowe gwałty. Wydarzenia w Libii powtórzyły schemat rosnącego wpływu ekstremistycznych bojówek wyznaniowych, co stało się normą w innych krajach objętych protestami ludności. Fala protestów w 2011 r., nazywana euforycznie w mediach zachodnich arabską wiosną, przyśpieszyła dynamikę polityki w regionie. Chociaż jej impulsem