Co zwrócił wojewoda

Co zwrócił wojewoda

Państwo przejęło zdewastowany pałac w Otwocku Wielkim, teraz ma oddać odrestaurowany, w którym są ekspozycje Muzeum Narodowego W sporze o odzyskanie wspaniałej posiadłości ziemskiej w Otwocku Wielkim obie strony, państwowa i prywatna, próbują się przechytrzyć. Sprytu nie brakuje nikomu. Józef Jezierski, syn ostatniego właściciela okazałego barokowego pałacu, zaczął się procesować z państwem polskim jeszcze w latach 90. W 2005 r., po trzech latach utarczek, otwocki sąd rejonowy orzekł, że pałac ma wrócić do spadkobiercy. Konkretnie orzeczono wykreślenie z księgi wieczystej skarbu państwa jako właściciela nieruchomości oraz wpisanie w to miejsce syna hrabiego Zygmunta Jezierskiego, przedwojennego właściciela. Według sądu, który uwzględnił wniosek Jezierskiego, zespół pałacowy miał charakter rezydencjonalny, a nie rolniczy – w związku z czym nie mógł podlegać dekretowi PKWN o reformie rolnej z 1944 r. Nie przewidywał on bowiem przejmowania przez państwo nieruchomości, które nie miały charakteru rolnego. Zdaniem pełnomocnika Jezierskiego, Ryszarda Grzesiuły, komunistyczne władze stosowały sprzeczną nawet z ówczesnym prawem interpretację dekretu, co przekształciło reformę rolną w bezprawną grabież mienia obywateli. Ferdynand Ruszczyc – poprzedni dyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie, które użytkuje obecnie pałac – twierdził jednak, że majątek miał przed wojną cechy gospodarstwa rolnego, bo hodowano w nim krowy i konie. Ministerstwo Kultury złożyło więc apelację, domagając się uchylenia wyroku sądu w Otwocku. Resort kultury, który jest administratorem obiektu od 2004 r., podnosił także argument, iż spadkobierca może nie zachować cech zabytkowych pałacu i dokonywać w nim np. nieodpowiedzialnych przeróbek. Ponadto ministerstwo zażądało również zwrotu pieniędzy włożonych w odbudowę i remonty pałacu, a także w utrzymanie i pielęgnację parku oraz ochronę. A jednak na podstawie wyroku sądu 26 lutego 2009 r. wojewoda Jacek Kozłowski wydał decyzję, dzięki której pałac w Otwocku Wielkim może wrócić w ręce spadkobierców. – Zwracamy pałac bezpośredniemu spadkobiercy, który tu się urodził, a od 1989 r. konsekwentnie ubiegał o zwrot własności zajętej przez państwo komunistyczne. Nie zrezygnował, nie odsprzedał roszczeń. To daje gwarancję, że będzie potrafił zaopiekować się zabytkiem – mówił pan wojewoda. Jakkolwiek wojewoda wydał już oświadczenie stwierdzające prawa Józefa Jezierskiego do pałacu z przyległościami, to jednak sprawa trafiła do wyższej instancji, którą w tym wypadku stanowi resort rolnictwa. Znów dokumenty są analizowane, bo obie strony dostarczyły wcześniej zgromadzone dowody, argumenty, świadków, a nawet symulacje i wyliczenia. Z jednej strony, prawo spadkobiercy, któremu niesłusznie zarekwirowano własność, wydaje się oczywiste, z drugiej, jest interes społeczny. Pałac w Otwocku Wielkim to w istocie jedna z najcenniejszych rezydencji barokowych w Polsce, w którą państwo sporo zainwestowało. Ale ile? Okazuje się, że diabeł tkwi w szczegółach, i właśnie o te szczegóły toczyła się walka przed sądem. Pałac wyparował? Strona państwowa próbowała wszelkimi sposobami udowodnić, że pałac został po wojnie niemal zbudowany na nowo, podniesiony z ruin. Jeden ze świadków dowodził przed sądem dla Warszawy-Pragi, że w czasie wojny pałacu już zgoła nie było. Świadek odwiedzał polskiego administratora, który zarządzał majątkiem w imieniu Niemców. Według niego, w majątku hodowano trochę koni i bydła, a zatem było to gospodarstwo rolne, które na podstawie dekretu można było po wojnie rozparcelować. A pałacu w ogóle nie widział, bo wedle jego słów nie było go tam od lat i zostały tylko szczątki fundamentów. Zgromadzeni na sali dziwili się nieco tym stwierdzeniom. – Może ten pan pomylił majątki – mówiono. Jednak jeszcze większą konsternację wywołał inny świadek, który zaczął skrupulatnie wyliczać, co uprawiano w pałacu. – Tam był olbrzymi sad – zaczął opis majątku. Sąd spytał: – A jak olbrzymi? – Ze 2 ha drzew owocowych, 1,5 ha truskawek i z 1,5 ha rzodkiewek, ogórków itd. Dobrze mówię, panie mecenasie? – tutaj świadek zwrócił się do pełnomocnika ministra kultury. – A skąd pan mecenas ma wiedzieć? Czemu pan go pyta? – zdziwiła się sędzia. Na to świadek odpowiedział: – Bo, proszę sądu, pan mecenas mnie szkolił. – Jak to pana szkolił? I świadek uczciwie odpowiedział: – Miesiąc temu pan mecenas przyjechał do mnie, zawiózł do pałacu, pokazywali mi mapy, plany, ale ja się na nich nie znam, to mnie wozili po terenie i mówili: tu był sad,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 18/2009, 2009

Kategorie: Kraj