Wojskowa misja UE w jednym z najbiedniejszych krajów Afryki to ryzykowne przedsięwzięcie Rozkładające się ciała, pokryte rojami much, długo leżały na ulicach stolicy Czadu – Ndżameny. Ludzie prezydenta Idrissa Déby’ego pozbierali swoich zabitych, zwłoki rebeliantów zostawili na upale. Dopiero gdy smród stał się nie do zniesienia, trupy buntowników rzucono na ciężarówki i pochowano w masowym grobie. Nie wiadomo, ile ofiar śmiertelnych padło w Ndżamenie. Do szpitali trafiło około tysiąca rannych, w tym wielu cywilów. Prezydent Déby ogłosił się zwycięzcą. Szturm rebeliantów na stolicę został odparty. A przecież bojownicy dotarli aż pod bramy Rosa Palais, czyli rezydencji głowy państwa. W fasadę pałacu uderzył grad kul. Zatrwożony afrykański autokrata konsultował się telefonicznie ze swoim najlepszym sojusznikiem, Nicolasem Sarkozym, który przyrzekł mu azyl polityczny we Francji. Niespodziewanie jednak rebelianci wycofali się. Powiedzieli mieszkańcom Ndżameny, że jest ich za mało, aby przejąć kontrolę nad 700-tysięcznym miastem, ale jeszcze powrócą. Poradzili też wszystkim cywilom, aby uciekli z miasta, dopóki nie jest za późno. Do tej pory rebelianci nie wrócili. Zniknęli ze swymi pojazdami terenowymi w bezkresnych przestrzeniach pustyni. Być może zlękli się interwencji wojskowej Paryża. Rada Bezpieczeństwa ONZ wyraziła przecież poparcie dla obecnych władz w Ndżamenie, a prezydent Sarkozy ostrzegł, że Francja (której kolonią był Czad) w razie konieczności „spełni swój obowiązek”. Ale sytuacja w stolicy nadal jest niestabilna. 7 lutego rząd wprowadził nocną godzinę policyjną, a armia prowadzi obławę na „spiskowców i ich wspólników”, czyli mieszkańców, którzy jakoby udzielili wsparcia rebeliantom. Według organizacji Amnesty International, żołnierze rozstrzeliwują tych ludzi bez sądu. Nieznany jest los czterech przywódców opozycji, którzy nie należeli do rebeliantów, ale zostali aresztowani. Déby wykorzystał atak na stolicę do rozprawienia się ze swymi przeciwnikami. Po walkach ulicznych pozostały złupione sklepy i spalone samochody. Powoli wracają tysiące mieszkańców stolicy, którzy podczas walk uciekli do Kamerunu przez graniczną rzekę Czari. Rebelianci być może ponieśli porażkę, ale najważniejszy cel osiągnęli – Unia Europejska wstrzymała wysłanie do Czadu swej misji pokojowej EUFOR, w której uczestniczyć ma 3,7 tys. żołnierzy, przeważnie francuskich (Paryż już teraz utrzymuje w Czadzie co najmniej 1,4 tys. żołnierzy). W ramach EUFOR przewidziany jest udział także 400 naszych żołnierzy, ale polska misja, która miała przygotować przybycie głównych sił, została, jak to określił minister obrony Bogdan Klich, „wyhamowana”. Czad przecież może pogrążyć się w wojnie domowej, a mandat ONZ dla europejskich żołnierzy przewiduje tylko misję humanitarną, nie zaś udział w walkach. Siły EUFOR mają zapewnić ochronę obozom dla uchodźców we wschodnim Czadzie, w których zakwaterowanych zostało 240 tysięcy uciekinierów z sudańskiego Darfuru oraz do 180 tys. Czadyjczyków, którzy zbiegli przed wojną domową. Trudno powiedzieć, czy oddziały EUFOR wyruszą do Czadu, do czego wzywa prezydent Déby. Jeśli tak się stanie, mogą znaleźć się w oku krwawego cyklonu. Walki w Ndżamenie zaskoczyły 15 austriackich żołnierzy, którzy przybyli, aby przygotować misję wojskowego kontyngentu swego kraju. Garstka bezradnych wojaków musiała schronić się w podziemiach hotelu Kempinski w Ndżamenie. Czad uzyskał niepodległość 48 lat temu i nie zdołał osiągnąć stabilizacji, mimo „opieki” Francji, która uważa ten kraj za swój najważniejszy wojskowy punkt oparcia w Afryce oraz polityczne lenno. Tym pustynnym państwem targają konflikty między muzułmańską Północą oraz chrześcijańsko-animistycznym Południem. Do tego dochodzą waśnie na tle etnicznym, będące przekleństwem Czarnej Afryki, oraz interwencje państw ościennych, wcześniej Libii, obecnie Sudanu. Przekazanie władzy w Ndżamenie ani razu nie odbyło się w sposób demokratyczny. Czad jest jednym z najbiedniejszych państw kontynentu. Rozległe pustynie i brak wody blokują rozwój gospodarki. W wielu regionach infrastruktura nie istnieje. W ziemi kryją się złoża uranu, złota oraz ropy naftowej, te ostatnie szacowane są na miliard baryłek. W porównaniu z naftowym potencjałem Zatoki Perskiej to niewiele, ale jak na afrykańskie warunki takie bogactwo to prawdziwy skarb. Od 2003 r. Czad wydobywa ropę naftową, która transportowana jest rurociągiem do terminalu znajdującego się na wybrzeżu Kamerunu. Rurociąg został zbudowany dzięki pomocy Banku Światowego. W zamian władze
Tagi:
Marek Karolkiewicz









