Czas wie swoje

Czas wie swoje

Wojciech Siemion Zawsze można mówić: kiedyś to było to czy tamto, a dziś już tego nie ma. Tymczasem mamy po prostu do czynienia z nowymi formami istnienia świata – Nie tęskni pan czasami za przeszłością? – Ależ nie. Mam tyle roboty przed sobą, że nie ma mowy o takich tęsknotach. Zajmuję się na przykład moją Unią Petrykowską, a więc dziewięcioma okolicznymi szkołami. Wiem, że dopóki szkoła nie dostanie ode mnie chociaż kilku obrazów, to nie utworzy własnej galerii. Niedawno wzbogaciliśmy szkolne galerie Wysoczyzny Rawskiej o dzieło zatytułowane „Wenecja” włoskiego artysty Vica Calabra, podarowane nam przez niego w dziewięciu odbitkach. A młodzież, przy pomocy pedagogów, chce uczestniczyć w sztuce, w muzykowaniu, w szeroko pojętej kulturze. Nic, tylko na to chuchać, na tę młodzież z Białej Rawskiej, Józefina, Mszczonowa, Lutkówki, Tarczyna, Jaktorowa, Kruszewa, Kuklówki i Osuchowa. No więc chucham, a mój dom w Petrykozach, jak pan zauważył, jest prawdziwie otwarty. Regularność świata – Pytając o tęsknotę, miałem na myśli to, czy z perspektywy współczesności nie obserwuje pan kryzysu, jakim dotknięta jest sfera kultury; czy odczuwa pan kryzys wartości, o jakim dziś się mówi? – W gruncie rzeczy nie ma kryzysu, tylko istnieje wiecznie nowe. Zawsze można mówić: a bo kiedyś to było to czy tamto, a dziś już tego nie ma. Tymczasem mamy po prostu do czynienia z nowymi formami istnienia świata. Ja także jestem dziś innym człowiekiem, niż byłem, gdy w wieku dwudziestu kilku lat rozpoczynałem działalność teatralną. Wtedy mogłem zrobić wszystko, teraz wiem, że niewiele mogę zrobić, ale to nie znaczy, że łeb nie pracuje. – Pański pracuje, ale łeb świata jakby głupiał w oczach. – Gdyby przyjąć takie założenie, trzeba by powiedzieć, że poeci powinni zdychać, bo już nie mają do kogo mówić. Okazuje się jednak, że tyle jest obecnie na naszym rynku tomików poetyckich, że nawet dla mnie samego, zapalonego „czytacza” wierszy, jest to nie do przeskoczenia. – No tak, poeci piszą, wydają tomiki, ale nie będzie już tak istotnego dla kultury sporu estetycznego jak między Julianem Przybosiem a Stanisławem Grochowiakiem. Dziś takie spory nikogo nie interesują. – Bądźmy precyzyjni: taki spór, owszem, miał znaczenie, ale dla pewnego kręgu społeczeństwa. Dobrze jednak, że się o nim pamięta. – Tylko że za dwie dekady będzie się pamiętać nieznaczące tarcia w środowiskach popkulturowych. To nazywam kryzysem: konsekwentne schodzenie z wyższych pięter w stronę parteru. – Przypomnijmy więc zawołanie Norwida: „Wielcy poeci przychodzą, gdy wielkich poetów nie ma”. Być może pańskie okoliczności pokoleniowe znajdują się w dołku, ale to nie znaczy, że dołek będzie wiecznie. Może ma pan rację, że obecny czas nie zakwitnął wielką poezją, ale z drugiej strony rozwinęła się myśl filozoficzna Leszka Kołakowskiego, co daje nam pewną równowagę. Musimy też pamiętać o poetach pieśniarzach. Kto nie zapamięta Brela, Brassensa, Okudżawy, Piaf, Wysockiego, Kaczmarskiego? Zapamiętamy… A że teraz jest gorzej? To jest regularność świata, o którym tak niewiele wiemy. Uważam, że czas wie swoje. Bo gdyby nie wiedział, to ja nie powinienem żyć. Historia biegnie swoimi ścieżkami – Naprawdę swoją świetną kondycję składa pan w ręce zawistnego losu? – A jak inaczej? Czas wiedział, że ma zaistnieć Wojciech Siemion jako aktor, i zaistniałem. A teraz mam zaistnieć jako filozof od spraw mowy, a dokładniej wiersza. I znakomicie daję sobie z tym radę. Na przykład dziś rano wstałem i napisałem parę słów o pracy aktora nad tekstem. A to ze względu na to, że pewna młoda dziennikarka chce ze mną mówić o Ani Chodakowskiej, niegdysiejszej mojej studentce, a dziś wielkiej aktorce. A wracając do kryzysu, o który pan pytał, to ja, owszem, przyznaję, że mamy dziś słaby teatr, gorsze kino, poezja zadomowiła się w niszy, ale nazwałbym ten stan rzeczy normalnością. W tym sensie, że dziś mamy zupełnie inne sposoby zapisywania siebie, a to musi spowodować to coś, co niektórzy nazywają kryzysem. – Czyli jest pan pogodzony ze współczesnością i z obecnymi czasami? – Jestem, ponieważ rozumiem, że historia biegnie swoimi ścieżkami. A poza tym, jakie mam inne wyjście? – Mógłby pan krzyczeć w proteście. – Mógłbym, ale to tak, jakbyśmy nagle krzyczeli, że w XV w. należało zwalczać Gutenberga, bo zniszczył przecudną kaligrafię. No, zniszczył, ale widocznie tak sobie czas

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 31/2008

Kategorie: Kultura