Nasza planeta to tykająca bomba

Nasza planeta to tykająca bomba

Za to dzisiejsza młodzież jest dużo mądrzejsza od nas, w niej cała nadzieja Piotr Biedroń – reżyser filmu „W nich cała nadzieja” Kiedy zainteresowałeś się tematem kryzysu klimatycznego? – Wszystko zaczęło się od mojego krótkiego filmu „PM 2.5”, który opowiadał o smogu w Krakowie. Nigdy nie byłem ekologiem, temat był mi daleki, ale film został zaproszony na wiele międzynarodowych festiwali. Panowała na nich taka zasada, że twórcy zapraszają siebie nawzajem na swoje filmy. Pochodziłem na różne projekcje, wydarzenia i nagle w głowie zaświeciła mi się lampka, uświadomiłem sobie, że faktycznie zaniedbaliśmy naszą planetę i jest to poważny, jeżeli nie najpoważniejszy problem dla nas i świata. W ten sposób razem z moim przyjacielem Grześkiem Dukielskim wpadłem na pomysł założenia fundacji i zorganizowania festiwalu filmowego w Krakowie. Mowa o BNP Paribas Green Film Festival, jedynym w Polsce i jednym z największych na świecie festiwali filmowych o tematyce ekologicznej. Jak działa to wydarzenie? – Pokazujemy przede wszystkim filmy o tematyce ekologicznej. Co roku dostajemy setki zgłoszeń z całego świata: od 600 do 900 filmów. Łatwo policzyć, ile tych produkcji przez ostatnich siedem lat zobaczyłem. Przez ten czas spojrzenie filmowców na zagadnienie szeroko pojętej ekologii ciągle się zmienia. Filmy, które wybieramy podczas selekcji, są bardzo różne: od klasycznych dokumentów po fabuły, które próbują ująć temat w śmiałą i nowoczesną formę. „W nich cała nadzieja”, przechodząc już do twojego debiutu, to kino science fiction. Rozpoczyna się wizją zdegradowanej planety, na której przeżyła tylko jedna osoba. – Wiąże się to z tym, że chciałem dotrzeć z tymi wszystkimi tematami do młodych widzów. Postapokaliptyczny świat, który pokazuję w filmie, jest młodzieży bliski, pojawia się w grach komputerowych, w serialach streamingowych. A jednocześnie ten gatunek pozwala nam jako twórcom przemycić pewne treści na temat przemian w świecie. Poza tym to zawsze było moje marzenie, by zadebiutować filmem SF w klimacie postapo. Masz swoje ulubione filmy w tym gatunku? – Pamiętam pierwszy film, który oglądałem jeszcze na VHS i który zrobił na mnie ogromne wrażenie. Był to kultowy „Hardware” Richarda Stanleya. Pojawia się w nim robot M.A.R.K. 13, złożony ze złomu, który staje się śmiertelnym zagrożeniem dla bohaterów filmu. Innym takim tytułem był „Terminator”. Dwie rzeczy zaimponowały mi w tej opowieści. Z jednej strony, pomysł na samego Terminatora, a więc maszynę, która ma jedno zadanie: zabić Sarę Connor. Z drugiej, motyw Skynetu, czyli sztucznej inteligencji, która spowodowała bunt maszyn. Tworząc postać robota, inspirowałem się filmem „Jestem matką” Granta Sputore’a. Jest to produkcja sprzed kilku lat, która skupia się na relacji człowieka z maszyną, a dokładniej opowiada o tym, jak robot matka wychowuje małą dziewczynkę: od embriona do osoby dorosłej. Przykłady można mnożyć bez końca, ważne, że wyłania się z nich obraz naszego świata. Te filmy wyprzedziły swoją epokę, mówiąc o rzeczach, które dotykają nas dzisiaj. – Nie trzeba daleko szukać. Kiedy kilka lat temu oglądałem filmy zgłaszane na nasz festiwal, był w nich poruszany temat tzw. uchodźców klimatycznych. Filmowcy snuli wizję, że w związku z globalnym ociepleniem i podniesieniem się temperatury może dojść do wielkich migracji. Pojawiały się przewidywania, że jeśli w Indiach zrobi się ekstremalnie gorąco i zabraknie żywności, wszyscy ci ludzie będą musieli skierować się do krajów, gdzie będą mogli znaleźć cień, wodę i jedzenie. Wtedy określenie uchodźca klimatyczny było teorią. W tym roku w październiku w okolicach Lampedusy zatonął statek z uchodźcami z Somalii. Uciekali ze względu na suszę, nie na ekonomię. ONZ uznało ich za uchodźców klimatycznych. Po raz pierwszy oficjalnie użyto tego terminu. W twoim filmie pojawia się pojęcie wojen klimatycznych. Jak realna jest to wizja? – Naukowcy twierdzą, że dojdzie do nich w przyszłości, a pewne rzeczy już się dzieją. Na granicy między Indiami a Bangladeszem budowany jest mur, który dziś ma 3 tys. km długości. Ma on zapobiec przemieszczaniu się ludzi, którzy będą migrować z powodu kryzysu klimatycznego. Naukowcy uważają, że więcej niż 15 mln ludzi opuści Bangladesz do roku 2040. A to nie będzie dotyczyło tylko tego jednego kraju. Tak naprawdę cała Afryka

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2023, 49/2023

Kategorie: Kultura, Wywiady