Marka Krajewskiego nigdy nie poznałam, choć księgarze próbowali nas „zeswatać” Nadia Szagdaj – autorka kryminałów retro z cyklu „Kroniki Klary Schulz” i współczesnych, śpiewaczka, kompozytorka, autorka filmów, fotografka. Dokumentuje zapomniany, mniej znany Wrocław/Breslau. Nasuwa mi się określenie „wrocławska kobieta renesansu”. – Jestem bardziej korespondentem sztuk, staram się łączyć wszystkie możliwe dziedziny: pisać o muzyce, pisać teksty muzyczne, kiedy komponuję, inspiruję się filmami, kiedy filmuję, inspiruję się książkami, tworzę muzykę do własnych filmów. W radiu prowadzisz „Przewodniki wrocławskie”. – To był pomysł radiowców Radia RAM, którzy zrobili nagrania, a ja postanowiłam dodać do tego obrazy. Zaowocowało to cyklicznym programem o powojennym Wrocławiu. Skąd czerpiesz wiedzę na ten temat? – Z gazet, szczególnie ze „Słowa Polskiego”, które wybrałam za poradą pracowników biblioteki publicznej. Interesują mnie lata 40. i 50., przedziwny okres dla miasta. Choćby takie paradoksy: 48 ulic we Wrocławiu miało identyczne nazwy, a jedną z najpopularniejszych była Wrocławska. Albo naprawdę ciekawe przedsięwzięcie – Wystawa Ziem Odzyskanych w 1948 r., na której starano się w bardzo dobrym świetle pokazać Wrocław, ciągle tonący w gruzach. Przyjechało wówczas mnóstwo turystów. Porównałabym Wystawę Ziem Odzyskanych do Europejskiej Stolicy Kultury. To, co mamy teraz, jest pierwszym od tamtego czasu tak wielkim zrywem miasta. Upłynęło 68 lat. – To zadziwiające, bo Wrocław ma ogromy potencjał, kulturalny, muzyczny i teatralny, przecież mieliśmy tu Grotowskiego, pantomimę Tomaszewskiego… I jest tłem kryminałów retro. Co Marek Krajewski, niejako odkrywca Breslau, na twoje kryminały? – Pierwsza moja powieść z tego cyklu ukazała się w 2013 r., po pięciu czy sześciu powieściach Krajewskiego. Chyba nie był zadowolony. Nigdy się nie poznaliśmy, chociaż zabiegałam o to. Nie mieliśmy okazji rozmawiać, choć księgarze próbowali nas „zeswatać” na wieczorze literackim. Nie doszło ani do wspólnego wieczoru, ani do debaty na temat np. różnic między okresem przed I i przed II wojną światową. Takie spotkanie mogłoby być ciekawe dla obu stron i dla publiczności. Dostałam ostatnio recenzję, w której porównano nowego pisarza kryminałów retro do nas obojga, więc wygląda na to, że wpisałam się w kanon, trzeba mi było na to trzech powieści. Marek Krajewski skrócił mi ten okres, dlatego że przecierał szlaki, odwalił całą czarną robotę. Niektórzy czytelnicy też nie mogli ci wybaczyć wejścia w te rejony. – Dużo ludzi miało do mnie pretensje. Po pierwszej książce dostawałam paszkwile, pogróżki, że „Ikar też leciał i spadł”, że „dosiadanie się do cudzych sanek jest chamstwem” i że „droga pani, pani książki są za drogie jak na debiutantkę, powinna pani obniżyć cenę”, choć nie ja o tym decyduję. Dobrze by było, gdyby Marek Krajewski wiedział, że odcierpiałam swoje za to, że śmiałam poruszyć temat Breslau. Bohaterką twoich książek jest Klara Schulz. – I to już czyni ten cykl innym. Kobieta inaczej rozumuje, podchodzi do wielu rzeczy emocjonalnie, intuicyjnie. Wzoruję ją trochę na sobie, nie jest alfą i omegą, ma wady, wpadki, głupie postępki na koncie, taka jej natura. Mój bohater popełnia błędy i ma dużo za uszami. Skąd wybór okresu przed I wojną światową? – Po pierwsze, nie chciałam się zderzać z Markiem Krajewskim i osobą, która była pomiędzy nami, Andrzejem Ziemiańskim, autorem dwóch książek o Breslau. Nie planowałam Breslau, myślałam o Londynie, tam rozgrywa się większość moich ulubionych klasycznych kryminałów, ale odpadł w przedbiegach, nie znam go tak dobrze jak swojego miasta. Poruszając się po Wrocławiu, mogę obserwować to, co potem opisuję, resztę opieram na starych fotografiach. Musiałaś odebrać bohaterom wiele współczesnych technik pomocnych w śledztwie. – Przed I wojną światową nie było jeszcze analiz odcisków palców, zostały wprowadzone w latach 30., nie było nawet sprawdzania odcisków butów. Jeżeli ktoś je zbierał, był nowatorem. Nie było DNA, badań, baz danych, technik, które dziś pozwalają bardzo szybko rozwikłać zagadki kryminalne. Postawiłam na czasy, w których morderca ma fory i łatwiej stworzyć intrygę, powiedzmy, doskonałą, uwiarygodnić działania detektywistyczne i intuicję. Bo większość detektywów musiała wtedy polegać na swojej intuicji. Z kim konsultujesz kryminały? – Najważniejsi są dla mnie lekarze, bo na początku XX w. wszystko opierało się










