Piłkarska kadra w totalnym chaosie To kompletnie niewytłumaczalna historia – co ciekawsze, powtarzająca się cyklicznie niczym nawracająca choroba. Kiedy piłkarska reprezentacja Polski ma rozegrać kolejny mecz, tysiące kibiców podążają na stadion z irracjonalną wiarą, że tym razem będzie, ba, musi być inaczej. Bo przecież „biało-czerwona niezwyciężona”, bo musi nadejść moment przemiany, bo nie ma to jak wiara, która czyni cuda. Niedawny (5 marca) przegrany 0:1 występ przeciwko Szkocji na Stadionie Narodowym pokazał, że jest nie tylko gorzej, niż myśleliśmy, ale wręcz beznadziejnie. Nikt nad nikim i niczym nie panuje. Brakuje człowieka z autorytetem, który wreszcie walnie pięścią w stół i potrząśnie całym tym towarzystwem! Znów nabici w butelkę Wnioski wynikające z rozmów z kilkoma trenerami są dołujące. Stadion Narodowy w Warszawie nie wywołuje na razie u przeciwników drżenia nóg, jak to było dawniej z „kotłem czarownic” na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Z „kotła czarownic” została końcówka, czyli „nic”, bo też nic ciekawego nasza reprezentacja nie może zademonstrować. Ponad 40 tys. kibiców po raz kolejny poczuło, że nabito ich w butelkę, i gwizdami pożegnało kadrowiczów. Mecz ze Szkocją miał być próbą generalną przed eliminacjami do mistrzostw Europy w 2016 r., a selekcjoner miał wreszcie odkryć karty i z tej zakamuflowanej plejady gwiazd powoływanych na poprzednie spotkania pozostawić tylko tych, na których liczy najbardziej. Okazało się, że Szkotom wystarczyły dwie akcje, po których doprowadzili swoich piłkarzy w pobliże naszej bramki, i Wojtek Szczęsny musiał wyciągać piłkę z siatki. Rywale wyglądali na szczerze zaskoczonych tym, co zrobili, bo wcześniej ze strachu w ogóle nie kwapili się podchodzić pod nasze pole karne, co dało im przewagę w utrzymaniu się przy piłce. Po raz pierwszy w historii szkockiego futbolu! Przetrzymując piłkę, szczególnie w pierwszej połowie, przez ponad 62% czasu, mieli sposobność zastanawiać się, co też Polacy szykują, oddając im gościnnie nie tylko piłkę, ale i trzy czwarte boiska. Kibice taką nadmierną szczodrobliwość naszej reprezentacji skwitowali gwizdami. Najbardziej oberwało się tym piłkarzom, którzy weszli na końcówkę i byli zupełnie niewinni temu, co się stało. No cóż, taka rola rezerwowych w kadrze, jedni grają, a na drugich gwiżdżą. Członkowie sztabu reprezentacji i selekcjoner nie uciekli (o dziwo) przed zakończeniem meczu do szatni, zebrali więc od kibiców dokładnie to, co im się należało: za selekcję, za system gry, za ustawienie zespołu, za taktykę i zmiany oraz za nieprzygotowanie drużyny pod żadnym względem do konfrontacji ze słabą Szkocją. Nawet Gibraltar za silny? Do pierwszego spotkania eliminacji mistrzostw Europy (7 września) z Gibraltarem na wyjeździe pozostało co prawda nieco czasu, ale nadzieje, że będzie on należycie spożytkowany, są raczej liche. Przed kadrą narodową prowadzoną przez Adama Nawałkę raptem dwa mecze – 13 maja z Niemcami w Hamburgu i 6 czerwca z Litwą, zapewne w Gdańsku. Jeżeli Borussia Dortmund dotrze do finału Pucharu Niemiec, to już dzisiaj wiadomo, że nasz selekcjoner nie będzie mógł liczyć na udział Roberta Lewandowskiego i Łukasza Piszczka. A skoro jesteśmy przy wątku dortmundzkim, trzeba wspomnieć, że nadal nie znamy terminu powrotu na boisko rekonwalescenta Jakuba Błaszczykowskiego. Problemów kadrowych na pęczki. W ogóle sposób organizacji przygotowań do eliminacji ME zakrawa na skandal. Mnóstwo koncepcji, ale totalny chaos i prowizorka. Na początku czerwca kadra miała zagrać na Florydzie z Meksykiem, jednak spotkanie zostało odwołane. Selekcjoner biało-czerwonych nie przystał bowiem na wcześniejszy o kilka dni termin. Odmówiliśmy rozegrania meczu Francuzom (gospodarze Euro 2016 proponowali 28 maja, chcieli też zapłacić za grę), ponieważ – jak argumentowano – trudno byłoby zebrać w tym terminie kadrę w optymalnym składzie, piłkarze muszą dostać urlopy i wypocząć po sezonie. „Dlatego, mimo że trójkolorowym bardzo zależało, nie skorzystaliśmy z ich propozycji”, wyjaśnił w rozmowie dla PiłkiNożnej.pl dyrektor reprezentacji Tomasz Iwan. Komentarz w internecie: „Świat futbolu stanął chyba na głowie!”. Ale poniekąd w zamian (?) szefowie PZPN zatwierdzili wniosek o rozegranie sparingu z Litwą poza terminem FIFA, 6 czerwca, przecząc tym samym własnej styczniowej uchwale o zawieszeniu odbywania meczów towarzyskich z nieatrakcyjnymi sportowo przeciwnikami poza obligatoryjnymi terminami FIFA. A żeby było jeszcze śmieszniej, rozeszła się wieść, że nasi najlepsi zawodnicy postanowili skrócić urlopy, żeby jednak pograć sobie z Litwą. Na zasadzie: róbmy, kombinujmy – może tym razem się
Tagi:
Maciej Polkowski









