Czepianie się

Czepianie się

Pierwszy film Andrzeja Wajdy „Pokolenie” opowiadający o Gwardii Ludowej – komunistycznej partyzantce – według kryteriów Instytutu Pamięci Narodowej stanowi pochwałę ideologii totalitarnej; gdyby jakiś właściciel kina dziś „Pokolenie” wyświetlił bez wyraźnej intencji prześmiewczej, mógłby być ukarany na podstawie „prawa Pięty”. Wajda powinien się z tego filmu wytłumaczyć, ale tego nie zrobi, bo jest mistrzem odwracania od siebie wszelkich zarzutów i kierowania ich w inną stronę. W wywiadzie dla „Dużego Formatu” (19.08) mówi, że film nie podobał się ówczesnej władzy. „Zawieźli mnie do Konstancina, do jakiejś willi ogrodzonej drutami. (…) Z perspektywy Biura Politycznego to był film nie tylko nienadający się do uczczenia Polski Ludowej, to był film nienadający się w ogóle do pokazania”. Jednak film był wyświetlany we wszystkich kinach w Polsce i nawet ja, rzadko zachodzący do kin, film ten widziałem. Stało się to możliwe dzięki przeróbkom, jakich Wajda dokonał w swoim dziele. W Polsce już każdy wie, że Wajda był w PRL prześladowany przy okazji wszystkich swoich filmów, z wywiadu dowiadujemy się, że niestety również w Ameryce. „Przyjechałem do Ameryki z głębokim przekonaniem, że zrobiłem światowy film”. Powinien się tam podobać, ponieważ ciągle się w nim mówi o pieniądzach; niestety „Ziemia obiecana” spotyka się z zarzutem antysemityzmu. Wajda się dziwi, ja nie, bo, o ile dobrze pamiętam, to w „Ziemi obiecanej” Żyd jest przedstawiony w sposób upokarzający. Gdyby Polak tak został przedstawiony w amerykańskim filmie, obrażaniu się i protestom nie byłoby końca. Przesada w tym zarzucie była, ale nie trzeba udawać, że nie wiadomo, o co chodzi. Wajda odszukał dystrybutora. „Poprosiłem, żeby wskazał mi sceny, które uważa się za antysemickie, a ja je wytnę i jeszcze dam wywiad do gazety, że sam wyciąłem, bo zależy mi, żeby film szedł w Ameryce”. Okazuje się, że cenzurowanie filmów może być dobre albo złe, zależnie od ustroju, w jakim jest dokonywane, przynajmniej jeśli chodzi o filmy Andrzeja Wajdy. To, co w systemie komunistycznym było uciskiem, w demokratycznej Ameryce podpada pod pojęcie wolnego wyboru. Jeśli ująć problem zasadniczo i abstrakcyjnie, z relatywizmem Wajdy można się zgodzić. Cenzura ma sens lub go nie ma, zależnie od ustroju społecznego. W społeczeństwach egalitarnych, gdzie wszyscy są mniej więcej jednakowo kulturalni albo niekulturalni, chodzą do takich samych szkół i takich samych uniwersytetów, cenzura sensu nie ma; wszyscy wiedzą mniej więcej to samo. Natomiast w społeczeństwach wyraźnie hierarchicznych, zróżnicowanych m.in. pod względem wtajemniczenia w wyższą kulturę cenzura czy to jako wyodrębniona instytucja, czy uprawnienie takiej lub innej władzy, narzuca się jako rozwiązanie naturalne, bo z jakiej racji poddany Wajda ma robić to, co mu przychodzi do głowy, gdy to ja Platon, my Sorbona, Nasza Królewska Mość Ludwik kilkunasty wiemy lepiej, co jest słuszne, piękne i dobre dla państwa. Cenzura nigdy nie znikła całkowicie i w każdej chwili może w pełni wrócić, ale na to, żeby się uprawomocniła jako instytucja szacowna, jaką przez setki lat była, trzeba, żeby cywilizacja się rozpadła, jak to już raz w Europie zrobiła, i żeby narody musiały znowu podnosić się z barbarzyństwa. Bez cenzury prawdopodobnie by się nie podniosły. — W siedzibę prezydenta wmurowano tablicę, która ma uczcić nie tyle ofiary katastrofy lotniczej, bo czczono je uroczyście w inne, stosowne i niestosowne sposoby, co żałobę po tym tragicznym wydarzeniu. Tablica została wymuszona warcholskim, anarchicznym sposobem, nie można więc przywiązywać wagi do jej dosłownej treści. Trudno jednak lekceważyć słowa samego prezydenta, który w wywiadzie dla „Polityki” (21.08) mówił, że „ponad 77 proc. chce upamiętnienia ofiar katastrofy i samej żałoby narodowej”. Zrównano w badaniach, na które prezydent się powołuje, rzecz, której upamiętnianie i uczczenie jest naturalną powinnością, z przeżyciem, które samo jest czczeniem. Uczczenie zmarłych jest najważniejszym sensem żałoby, ale czy można uczcić czczenie? Wydaje mi się, że takie usiłowanie zatrąca o jakiś dziwny stan umysłu. Żałobnicy, którzy tego się domagają, uważają swoje przeżycie żałoby za zasługę. Na wielką skalę wystąpiło to zjawisko po śmierci papieża i teraz obserwuję, że rocznice śmierci Jana Pawła II w Polsce są w równym albo i większym stopniu świętowane jako rocznice owej wielkiej Żałoby. Polacy uważają, że ich przeżywanie żałoby jest wielkim czynem, który domaga się upamiętniania. Zachodzi przesunięcie życiowego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2010, 35/2010

Kategorie: Bronisław Łagowski, Felietony