Źle i nieuczciwie

ZAPISKI POLITYCZNE

Obóz prawicy, przerażony zapowiadaną przez sondaże opinii publicznej klęską wyborczą, nie marnuje żadnej okazji, by jakoś obświnić mającą szansę na przejęcie władzy lewicę, która raz po raz daje się lekkomyślnie wciągać w jakieś prawicowe matactwo. Tak było ostatnio z wprowadzeniem pod obrady Sejmu uchwały honorującej nieszczęsny WiN czyli Wolność i Niezawisłość. Straceńcza decyzja kontynuowania walki ze Stalinem, już po zakończeniu wojny, kosztowała utratę życia zarówno tragicznych bohaterów tego ruchu, jak i setki jego ofiar, pomordowanych nieraz bestialsko w zmaganiach zwanych czasem wojną domową, która -jeśli ktoś nie chce uznać tej diagnozy – na pewno była wojną bratobójczą, prowadzoną wbrew wyraźnym decyzjom kończącego swój polityczny żywot dowództwa Armii Krajowej.
Jednoznacznym politycznym celem zaproponowania Sejmowi projektu tej uchwały było przypomnienie wyborcom, bądź uświadomienie im zbrodni PRL-u. Posłowie klubu SLD ruszyli w obronie prawdy o haniebnych wyczynach ludzi WiN-u mordujących – bez liczącego się poparcia politycznego własnego społeczeństwa i rządów alianckich państw – zwolenników ugody z reżimem totalitarnym. Ów niefortunny pomysł prostowania fałszu historycznego zawartego w tej uchwale, gloryfikującej tylko jedną stronę konfliktu bez nadmienienia o złożoności wydarzeń, doprowadził do długiej pyskówki politycznej, która wbrew oczekiwaniom prawicy nie przyniosła jej poprawy notowań wyborczych, gdyż nasze niegłupie społeczeństwo nienawidzi wszelkiej agresji, czyli kolejnej wojny na górze. Obecna polityczna klęska obozu prawicy nie rodzi się ze wspominania konfliktów przeszłości, lecz z katastrofalnego położenia materialnego wielu milionów ludzi w kraju, co zawdzięczamy niewyobrażalnej kilka lat temu, gdy przejmowali władzę, nieudolności rządzenia sił postsolidarnościowych.

Ileż się ci ludzie napracowali, by zohydzić wyborcom kandydaturę Aleksandra Kwaśniewskiego. Ile błędów z dalekiej i niedawnej przeszłości mu wytknięto, ile oszczerstw puszczono w obieg i co ten bezmiar podłości pomógł prawicy? Raczej zaowocował totalną klęską tego obozu. Nawet osobę papieża, świętość Polaków, próbowano zmobilizować do walki z lewicowym kandydatem, którego sukces wyborczy w pierwszej turze jest rzadkością w dziejach Europy.
Prawicowe wysiłki zohydzania wyborcom obozu jednoczącej się lewicy nie ustają ani na chwilę. Obchodzi się z namaszczeniem wszystkie rocznice i okazje religijno-patriotyczne, by osłabić uznanie dla lewicy, co jakby wzmagało siłę poparcia dla niej ze strony społeczeństwa.
Ostatnio pojawiła się sprawa jakiegoś grzechu młodości, popełnionego kilkadziesiąt lat temu przez prezydenckiego ministra, Majkowskiego, któremu zdarzyło się wygłosić w roku nasilonego antysemityzmu referat o groźbie syjonizmu. Nie jest dla mnie jasne, czy sam go napisał, czy skorzystał z gotowego wzorca. Warto pamiętać, że ten zjadliwy antysemityzm trafił na społeczne zapotrzebowanie. Do wrogości wobec Żydów, wypracowanej wiele lat wcześniej przez Narodową Demokrację, dołączyło się przekonanie sporej części społeczeństwa – co zresztą trwa do dzisiaj – iż Polską rządzą Żydzi i wszystko, co złe, im zawdzięczamy.
Opowiadał mi Włodzimierz Sokorski, że pojawił się u niego jeden z najważniejszych wojewódzkich sekretarzy PZPR i ubolewał, że jego aparat polityczny bierze się energicznie do organizowania akcji sprawdzania czystości aryjskiego pochodzenia działaczy partyjnych. Tragiczne pośmiertne żniwo Romana Dmowskiego. Tenże Sokorski relacjonował mi swój zamysł oczyszczenia Komitetu do Spraw Radia i Telewizji z nieudaczników. Zażądał wykazu osób bez właściwych kwalifikacji. Trafiło tam blisko tysiąc pracowników. Udało się zwolnić jedną osobę tylko dlatego, że przy okazji tej lustracji wydało się, że jest Żydówką.
Co jeszcze jest charakterystyczne dla obozu prawicy, to pogarda dla mającej w prawie starożytny rodowód instytucji przedawnienia. Jeśli mielibyśmy sięgać do błędów popełnianych przez młodych ludzi kilkadziesiąt lat temu, to można by strasznie zamieszać w środowisku obecnych elit politycznych. Parakomuchowaty (np. PAX), bądź jawnie komuchowaty (PZPR-ZSL) rodowód mają ludzie zajmujący najwyższe stanowiska w III Rzeczypospolitej, nie mówiąc już o tym, że można zyskać kolosalną aprobatę społeczną, przyznając się jawnie do pełnionej przez długie lata funkcji szpiega na rzecz Układu Warszawskiego.
Wszystkie te “błędy młodości” byłyby z wielkim grzmotem wyciągane na światło dzienne, gdyby to miało przynieść jakąkolwiek korzyść przegranemu w sondażach obozowi prawicy, czyli jeżeliby dotyczyły kogoś optującego za lewicą. Opcja prawicowa rozgrzesza nie tylko z błędów przeszłości. Daje także bezpieczeństwo w takich sprawach, jak trwonienie na rzecz obcych majątku narodowego, czy łapczywość na forsę i stanowiska ludzi bez kwalifikacji, moralnie bezwstydnych, ukrytych za immunitetami.
Co najdziwniejsze w skutkach tej nieudolnej akcji rzucania infamii na ludzi związanych z lewicą, to fakt, iż nawet w przypadkach dających nadzieję na sukces prawicy poprzez uświnianie ludzi, notowania wyborcze lewicy nieustannie rosną. Prawicowe hasło wzięte ze sparafrazowania ładnej piosenki młodzieży katolickiej, głoszącej, iż “każdy może świętym być”, brzmi: “każdy może świnią być, tylko trzeba dobrze poszukać”. Szukają więc pracowicie i cieszą się ze swej roboty, a notowania lewicy stale się poprawiają.
Jak wyjaśnić ten polityczny paradoks? Odpowiadam na to ważne pytanie następująco: Obświnianie przeciwników politycznych jest znakomitą metodą osiągania zwycięstw wyborczych, wówczas gdy dysponuje się kadrą znakomitych zarządców gospodarki i administrowania krajem. Natomiast gdy ma się do dyspozycji gigantyczne zbiegowisko szalbierzy, nieudaczników i tylko nieliczne talenty organizacyjne i śladowe ilości kwalifikowanych moralnie działaczy – obświanianie ludzi uderza w samych obświniaczy. Tak jest u nas. Nie przeczę, iż zdarzają się wśród ludzi tej obecnej władzy osoby godne szacunku i rozumne. Niestety, tak zwana przeze mnie krzaklewszczyzna, czyli otoczenie szefa siły postsolidarnościowej, rządzącej krajem – oby jak najkrócej – ponosi klęskę na własne żądanie. Sprawuje swoją ogromną władzę źle i niezbyt uczciwie.
23 marca 2001 r.

Wydanie: 13/2001, 2001

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy