Cztery dywizje urzędników

Cztery dywizje urzędników

Nie rokuję przyszłości prognozom „przewidującym” izolowanie się Ameryki od Europy czy na odwrót – mówi Eugeniusz Wyzner, zastępca sekretarza generalnego Organizacji Narodów Zjednoczonych – Panie ambasadorze, jaką przyszłość ma przed sobą ONZ, przeżywająca od dłuższego czasu fale krytyki, podważania jej skuteczności i postulowania reform? – Nie przesadzajmy. Przyszłość organizacji, moim zdaniem, nie budzi obaw. Wszelkie głosy, że ONZ się kończy, a jej rola się wypełniła, są nietrafne. Przytoczę anegdotę, którą czasami się posługuję, odpowiadając na podobne pytania. Adam w raju stwierdza w pewnym momencie, że Ewa stała się wobec niego nieco jakby oziębła. Zbiera się więc na odwagę i pyta: „Powiedz mi, czy jest ktoś inny?”. Sytuacja z naszą organizacją jest identyczna. Krytykując ją, aby być uczciwym, trzeba zadać pytanie: „Czy jest ktoś inny?”. Ktoś zdolny odegrać rolę ONZ w skali światowej. Nie ma i w dającej się przewidzieć przyszłości na pewno się nie wyłoni. Przed wieloma laty, w 1965 r., takiego „ambitnego” zadania podjął się prezydent Indonezji Sukarno. Spodziewał się stworzyć organizację skupiającą nowo tworzące się siły na świecie. Na krótki czas Indonezja wystąpiła z ONZ i usiłowała realizować te wizje. Zakończyło się to fiaskiem. Od tej pory żadne państwo nie opuściło organizacji. Czy widzi pan jakiegokolwiek członka wspólnoty Narodów Zjednoczonych, który dziś mógłby z sukcesem podążyć tą drogą ? Ja nie widzę. – Czyli ONZ nie wymaga reformy. – Oczywiście, że wymaga. Nikt tego nie neguje. Z bardzo konkretnymi, interesującymi koncepcjami wystąpił, chociażby na ostatniej sesji Zgromadzenia Ogólnego, szef polskiej dyplomacji, Włodzimierz Cimoszewicz. Są inicjatywy Kofiego Annana i inne prace koncepcyjne. Wszyscy uznają potrzebę zmian. Natomiast kwestia niezbędności organizacji w świecie, zwłaszcza w obecnym świecie, gdzie jest tyle zagrożeń, którym można się przeciwstawiać tylko w sposób skoordynowany, multilateralny czy – lepiej po polsku – wielostronny, nie budzi najmniejszych wątpliwości. Wymienię globalny terroryzm, przestępczość zorganizowaną, rozprzestrzenianie broni jądrowej czy zagrożenia środowiska naturalnego, które przecież nie liczą się z granicami państw. – Skuteczność ONZ zawsze pozostawała funkcją stosunków pomiędzy wielkimi mocarstwami, które na stałe zasiadają w Radzie Bezpieczeństwa. Od tego też praktycznie zależy opinia o całej organizacji, choć teoretycznie każdy z jej 191 członków jest tak samo ważny. – Taki porządek rzeczy opiera się na podstawach strukturalnych wyrażonych w Karcie Narodów Zjednoczonych, która daje szczególną pozycję wielkim mocarstwom, piątce stałych członków Rady Bezpieczeństwa. Nie znaczy to wcale, że inne suwerenne państwa mają tylko realizować polecenia USA, Anglii, Francji, Rosji i Chin. Często Zgromadzenie Ogólne ONZ przyjmuje stanowisko pełne niuansów, odrębne od stanowiska czy stanowisk Wielkiej Piątki. A poza tym musi ona przekonać do swych racji innych członków Rady Bezpieczeństwa. – Czy ta sprzeczność interesów nie jest zwiastunem kryzysu? – Różnice poglądów towarzyszą organizacji od początku jej istnienia. Do 1989 r. były one niejako wmontowane w działania ONZ. Czymś normalnym było, że nie ma zgody między stałymi członkami Rady Bezpieczeństwa, a korzystanie z prawa weta (zwłaszcza przez b. ZSRR) stało się zjawiskiem powszechnym, by nie powiedzieć codziennym. Mimo to organizacja funkcjonowała. Wprawdzie często nie jako skuteczna platforma rozstrzygania spraw o znaczeniu strategicznym, ale na pewno, jako płaszczyzna demonstrowania stanowisk i osiągania pragmatycznych kompromisów. Oczywiście, różnica zasadnicza, ale skoro w najważniejszych kwestiach często nie było szans na konsensus, nawet prezentacja stanowisk, które oponenci musieli poznać i przeanalizować, miała istotne znaczenie. Po rozpadzie świata dwubiegunowego liczba takich rozbieżności w łonie Rady Bezpieczeństwa zmalała widocznie. Odmienność stanowisk, szczególnie w kwestiach gospodarczych na linii Północ-Południe, nabrała z kolei nowej dynamiki i pozostaje zauważalna. Nie określałbym jednak tych różnic poglądów mianem kryzysu. – Jak w takim razie zdiagnozowałby pan rozbieżności poglądów w kwestii Iraku? – Te różnice poglądów w gronie członków Rady Bezpieczeństwa były wyraźnie widoczne, są znane i nie należy ich bagatelizować. Trzeba jednak zauważyć, że rezolucja Rady Bezpieczeństwa z 22 maja br. w kwestii przyszłości Iraku pokazała, iż porozumienie ponad podziałami jest możliwe, wola dialogu góruje nad potrzebą konfrontacji i nie przeszkadza to funkcjonowaniu ONZ w sposób zadawalający. Uważam

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 32/2003

Kategorie: Wywiady