Czy musimy płacić za studia?

Czy musimy płacić za studia?

Blisko dwie trzecie uczących się w szkołach wyższych płaci za naukę Mamy przebój lata. Nie komisje śledcze, nie kampania wyborcza są dzisiaj głównym tematem rozmów. Dyskusję lata 2005 wywołała wiceminister edukacji, Anna Radziwiłł. Otóż 2 sierpnia rząd przyjął „Strategię rozwoju edukacji na lata 2007-2013”. I zawarty w niej punkt przewidujący wprowadzenie odpłatności za studia wyższe także na uczelniach państwowych. Nie tylko, tak jak jest do tej pory, za wieczorowe i zaoczne, ale również za dzienne. I to wywołało burzę. Ministerstwo zostało zaatakowane przez wszystkich. I przez PiS (że podrzuca następnej ekipie kukułcze jajo), i przez SLD (urzędnicy, którzy pracują w ministerstwie, zapomnieli, że pracują w Ministerstwie Edukacji, a nie w ministerstwie edukacji dla bogatych). Propozycja została też źle przyjęta przez opinię publiczną. Prawie 90% Polaków uważa, że studia wyższe powinny być bezpłatne, tak żeby dostęp do nich miał każdy zdolny młody człowiek. Bezpłatne studia uważamy za cywilizacyjny standard. Po cóż więc czynić nań swoisty zamach? Bezpłatne dla bogatych Wiceminister Anna Radziwiłł, która firmuje w mediach strategię, nie daje się zepchnąć do narożnika. „To nie jest pomysł płatności studiów, to pomysł bardziej sprawiedliwego rozdzielenia obecnej zasady płatności – tłumaczyła w Radiu TOK FM. – Charakter tego dokumentu określiłabym jako zestaw pewnych propozycji, które zostały sformułowane na podstawie doświadczeń ostatnich lat. Są to propozycje dla następnych decydentów do myślenia, do debaty publicznej i wreszcie do decydowania”. Anna Radziwiłł wyjaśnia, skąd ta propozycja się wzięła. Otóż w dzisiejszej Polsce system studiowania jest niesprawiedliwy. Co prawda studiuje 50% 19-latków, w porównaniu z 10%, co miało jeszcze miejsce kilkanaście lat temu. Sęk jednak w tym, że jedni za studia płacą, a drudzy nie. A z wycinkowych obserwacji wynika, że z reguły płaci młodzież z biednych rodzin, a ta z bogatych – nie. W Polsce od przynajmniej kilku lat studia są płatne dla prawie dwóch trzecich studiujących. Płacą studenci uczelni prywatnych, płacą studenci zaoczni i wieczorowi na uczelniach państwowych. Na uczelniach państwowych dotyczy to ponad 40% studentów. Nie płacą jedynie studenci dzienni uczelni państwowych, czyli ci, którzy najlepiej zdali egzaminy. Czyli jak się przypomina, z reguły absolwenci najlepszych liceów z wielkich miast, dodatkowo „wzmacniani” korepetycjami. Rzeczywistość wygląda więc tak, że mamy konstytucyjnie zagwarantowane bezpłatne nauczanie, ale korzystają z tego głównie dzieci z bogatych domów, a młodzież ze środowisk nieuprzywilejowanych skazana jest na uczelnie płatne, często gorsze. „Wśród miliona studiujących za pieniądze jest większy procent młodzieży wiejskiej, większy procent młodzieży znajdującej się w trudnych warunkach bytowych niż na studiach bezpłatnych”, dodaje pani wiceminister. Anna Radziwiłł chce, aby możliwość bezpłatności studiów wiązała się z sytuacją materialną, ewentualnie z wynikami w nauce, czyli z sytuacją indywidualną studenta, a nie, jak jest dzisiaj, wyłącznie z tym, na jakiej uczelni jest i jaki tryb studiów prowadzi. Uważamy, że studia darmowe powinny być dla tych, którzy rzeczywiście mają trudne warunki bytowe, nie zaś dla tych, którzy akurat są na dziennych, a nie na wieczorowych. To musi być inne kryterium, niech będzie wyraźnie wspólna, powszechna opłata, po czym na to nałożony bardzo szeroki system zwolnień, stypendiów, kredytów i tym podobne”. Ale jakie? Samo życie Argumenty, jakie przedstawiła do dyskusji Anna Radziwiłł, nie są tego rodzaju, że można przejść nad nimi obojętnie. Intencje też są nie do podważenia, bo wiceminister mówi wyraźnie: „Chodzi o to, żeby nie było w Polsce ani jednego dziecka, które, choć zdolne i chętne do nauki, z powodów materialnych nie może podjąć studiów”. Cel jest słuszny, sęk tylko w tym, jakimi narzędziami go zrealizować. Czy w ten sposób, w jaki proponuje Ministerstwo Edukacji – czyli najpierw wprowadzamy płatne szkoły wyższe dla wszystkich, a potem wspomagamy najbiedniejszych i najzdolniejszych systemem stypendiów? Na papierze taki pomysł wygląda logicznie, ale wystarczy zderzyć go z rzeczywistością, by pojawiły się zastrzeżenia. Po pierwsze, buduje on barierę psychologiczną. Samo hasło: „Studia są płatne, trzeba płacić czesne” może skutecznie odstraszać niezamożnych Polaków od studiowania. Krótki bilans – czesne, wynajęcie pokoju, koszty utrzymania, książki – może przynieść taką sumę, która zniechęci potencjalnych studentów. Tym bardziej że pomysł ministerstwa niesie ze sobą jeszcze inne

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 32/2005

Kategorie: Kraj