Czy profesorowie są przemęczeni? – rozmowa z prof. Adamem Koseskim

Czy profesorowie są przemęczeni? – rozmowa z prof. Adamem Koseskim

Opinie, że studenci uczelni niepublicznych to drugi gatunek, wypowiadają ludzie niezorientowani na rynku edukacyjnym Z prof. Adamem Koseskim rozmawia Paweł Dybicz Dokonana niedawno nowelizacja ustawy o szkolnictwie wyższym jest korzystniejsza dla uczelni państwowych czy niepublicznych? – Narzeka na nią część rektorów zarówno uczelni publicznych, jak i niepublicznych, ale myślę, że każdy po bliższym przyjrzeniu się owej nowelizacji znajdzie sobie niszę, w której będzie działać. Trzeba się więc przystosować, życie zaś pokaże, dla kogo ta ustawa jest korzystna, a dla kogo nie. A z punktu widzenia uczelni niepublicznych jest mniej korzystna, bo… – …bo nie jest zbyt konsekwentna. Nie traktuje ich na równi z uczelniami publicznymi. Z jednej strony, preferuje te ostatnie, rezerwując wiele spraw tylko dla nich, a z drugiej, utrzymuje chyba zbyt daleko idący nadzór nad uczelniami niepublicznymi, np. w kwestii wieku profesury. Tym bardziej że ministerstwo nie finansuje tych uczelni, choć wspiera ich studentów, zarówno stacjonarnych, jak i zaocznych. Nowelizacja zapowiada daleko idące możliwości, np. fuzji, połączenia uczelni publicznych z uczelniami niepublicznymi, ale do tego są potrzebne akty wykonawcze, a ich nie ma. Nie jest więc zbyt ważne to, co się zapisze w ustawie, ale to, co się zrealizuje, posługując się aktami wykonawczymi. 360 UCZELNI Do szkolnictwa wyższego wszedł również rynek. Czy patrząc z perspektywy prawie 20 lat istnienia tych szkół, można mówić, że rzeczywiście rynek reguluje ich funkcjonowanie, czy też poziom ich kształcenia często nijak się nie ma do ich kondycji finansowej? – Regulacje dotyczące całego szkolnictwa były początkowo euforyczne. W ciągu tych 20 lat rzeczywistość pokazała, że rynkowość jest bardzo dobra, ale nie jest też tajemnicą, że powstało zbyt wiele uczelni niepublicznych, nastawionych tylko na zysk bądź niemal wyłącznie na zysk. To skutek działalności ministrów, którzy zezwalali na utworzenie 360 uczelni, niemających prawie żadnych możliwości rozwoju ani utrzymania właściwego poziomu nauczania i posiadanej infrastruktury. Prywatyzacja była wymuszona okolicznościami, ale warto pamiętać, że globalnie nie dotknęła ona szkolnictwa wyższego, ponieważ utrzymuje się bardzo dużo słabych publicznych szkół wyższych, w tym – poza nielicznymi – państwowych wyższych szkół zawodowych. Do tego duża część studiów zaocznych na uczelniach publicznych jest na bardzo niskim poziomie, dużo niższym niż na najlepszych uczelniach niepublicznych. Ale jest przecież obowiązek instytucji państwowych nadzorowania uczelni i eliminowania najsłabszych. Jeżeli uważa się, że szkoły, choćby te zawodowe, są słabe, to czemu nie likwiduje się ich? – To jest właśnie niekonsekwencja kolejnych władz ministerialnych. Utrzymywanie słabych szkół wyższych jest niesprawiedliwe również w stosunku do szkół niepublicznych, ponieważ w państwowych wyższych szkołach zawodowych nie ma ani jednego rektora, który byłby tam zatrudniony na pierwszym etacie. Dopuszczalne jest łączenie funkcji rektora z funkcją kierownika zakładu czy profesora uczelni publicznej. W przypadku uczelni niepublicznych to jest zakazane. Powstanie PWSZ – choć nie chcę ich potępiać w czambuł, bo wiele z nich na to nie zasługuje, są dobre – było ukłonem w stosunku do miast, które utraciły status województwa. I w ten sposób powstała np. taka uczelnia w Nowym Sączu czy w Płocku, gdzie istnieją przecież oddziały zamiejscowe Uniwersytetu Warszawskiego i bardzo dobra szkoła im. Pawła Włodkowica. Ale powszechne jest przekonanie, żywi je np. minister Kudrycka, że za dużo jest nie tylko uczelni słabych, ale uczelni w ogóle. Ten stan nie wpływa na poziom kształcenia we wszystkich szkołach wyższych. – Oczywiście nie wszystkie uczelnie państwowe są dobre, a wszystkie niepubliczne złe. Jest bardzo dużo uczelni państwowych, które nie powinny funkcjonować, podobnie jak niepublicznych. Przyczyn tego stanu trzeba szukać głównie w tym, że nie ma jasnych kryteriów funkcjonowania uczelni. Państwowa Komisja Akredytacyjna, niezbędna w systemie polskiego szkolnictwa, ma bardzo nieostre kryteria i często jej poszczególne zespoły działają niekonsekwentnie. Kwalifikują np. pracownika jako przydatnego na danym kierunku, wręcz koniecznego w jednej szkole wyższej, a dyskwalifikują tego samego człowieka w drugiej. To samo zjawisko ma miejsce zarówno na uczelniach państwowych, jak i niepublicznych. Nigdy nie podniesiemy jakości edukacji, jeśli będziemy wyrywkowo dokonywać zmian w szkolnictwie. Trzeba je przeprowadzać kompleksowo, a nie wyrywkowo, i należy zacząć od szkół podstawowych, poprzez średnie, aż po uczelnie. Obowiązujące obecnie matury są,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 28/2011

Kategorie: Wywiady