Da Vinci naszych czasów

Da Vinci naszych czasów

15.09.2022 Gdynia 47 Festiwal Polskich Filmow Fabularnych Dzien czwarty Fot. Wojciech Strozyk/REPORTER n/z: Lech Majewski

Prace Basquiata zaczęły osiągać zawrotne ceny, nawet 200 mln dol. za obraz, a on sam jest najdroższym artystą współczesnym Lech Majewski – poeta, malarz, pisarz, reżyser filmowy, teatralny i operowy Kiedy spotkał pan Jeana-Michela Basquiata po raz pierwszy? – To było bodajże w roku 1986, kilka lat przed jego śmiercią. Byłem już po moim amerykańskim debiucie, „Locie świerkowej gęsi”, który wyprodukował Michael Hausman, producent Miloša Formana i Martina Scorsesego. Syn Hausmana Shawn miał w owym czasie wzięty klub nocny, który nazywał się Area. Lokal przyciągał osobistości. Tam zetknąłem się z Jeanem-Michelem, który tego wieczoru był w głębokiej, powiedzmy, fazie. Widziałem jednak, jak bardzo skupiały się na nim spojrzenia ludzi. Miał na sobie podarte spodnie od piżamy, zachlapaną farbą marynarkę od Armaniego za kilka tysięcy dolarów i ptasie gniazdo na głowie, zaplątane w odpowiednio oryginalną fryzurę. Tak z daleka przypominał stracha na wróble. Basquiat, jak wielu artystów tamtego czasu, na salony przyszedł znikąd, praktycznie z ulicy. To symboliczne, że film o nim, do którego napisał pan scenariusz, rozpoczyna się sceną, w której Basquiat budzi się w kartonowym pudle, gdzieś w parku. – W Tompkins Square Park na Manhattanie. Początek lat 80. to była eksplozja czegoś nowego w sztukach wizualnych, co zaczęto później nazywać neoekspresjonizmem. Pojawili się Julian Schnabel, Keith Haring i właśnie Jean-Michel Basquiat, który u szczytu sławy trafił na okładkę niedzielnego wydania „New York Timesa”. Było też trzech włoskich muszkieterów: Sandro Chia, Francesco Clemente i Enzo Cucchi. Do tego dochodzili grafficiarze typu A-One czy Rammellzee, którzy doprowadzili swoje murale do wysublimowanych form i również zaczęli być celebrowani przez środowisko. Malowanie wagonów metra było według nich jak tworzenie wędrujących po mieście wystaw. To stało się tak powszechne, że cały Nowy Jork zaczęło pokrywać graffiti. – Haring zaczynał w ten sposób, że jeździł od stacji do stacji i kredą rysował swoje obrazy na pustych miejscach po zdjętych plakatach reklamowych. Basquiat podobnie wdarł się w pejzaż Manhattanu. Razem z Alem Diazem, swoim kolegą, włóczyli się po Nowym Jorku i pisali na murach sprayem jednozdaniowe, osobliwe hasła podpisane SAMO© (skrót od same old shit). Nagle na mieście zaczęły się pojawiać frazy rodem z poezji, z surrealizmu, które trudno było przeoczyć i które jakoś nie pasowały do logicznej anglosaskiej kultury. Takie napisy jak „Zbuduj fortecę i podpal ją”, „Kobieta kangur sprowadza deszcz” czy „Młodość huśtająca prawą nogą” były frapujące, zaskakujące, zaburzały odbiór rzeczywistości. Kiedy widzi się coś takiego na ulicy, to człowiek zaczyna się zastanawiać, skąd to się wzięło, kto to napisał, jakie to ma znaczenie. Na Basquiata w ten sposób wpadła Annina Nosei, marszandka i galerystka, która dała mu miejsce do malowania w piwnicy swojej galerii. Bardzo szybko zyskał sławę. Krążą mity, że malował wieczorem obraz, a rano przynosiła mu w gotówce 20 tys. dol. „New Art, New Money: The Marketing of an American Artist” – to tytuł artykułu, który pojawił się w „New York Timesie”. Słowem, sztuka stała się produktem. – To były czasy Reagana, rozszalałego rynku. Nagle pojawiła się młoda gwardia superbogatych ludzi, zaledwie po studiach, którzy wchodzili na Wall Street i zarabiali tam krocie. Krótko mówiąc, spekulanci giełdy i pieniądza mieli swój widoczny bum, wprowadzili zupełnie nowe, jak to się teraz mówi, instrumenty finansowe. Swoją drogą, to ciekawe, że taką nazwę nadaje się czemuś, co na dobrą sprawę nie istnieje, co jest kompletną abstrakcją – narzędzia i instrumenty to można znaleźć w sklepie ze śrubokrętami lub w sklepie muzycznym, ale nie w banku. I natychmiast rósł popyt na sztukę nowych artystów. Powiedział pan kiedyś, że najpierw była faza roleksa, następnie bmw, a potem sztuki. – Bo ile można kupić zegarków, garniturów, ile samochodów – te produkty nie mogą kosztować więcej, niż wynosi ich cena rynkowa. Inaczej jest ze sztuką. Nie można dostać widełek wyceny, to jest coś poza wszelkimi kategoriami, dlatego prace Basquiata zaczęły osiągać zawrotne ceny. Teraz cena jednego takiego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2023, 2023

Kategorie: Kultura, Wywiady