Nie damy się zastraszyć

Nie damy się zastraszyć

10.10.2020 Warszawa Krakowskie Przedmiescie Bazylika Swietego Krzyza N/z Policja uniemozliwia wejscie do kosciola kobiecie z teczowa flaga Fot. Lukasz Szelag/REPORTER

Większość młodych, z którymi jestem związana, teraz protestuje jeszcze intensywniej Katarzyna Augustynek, Babcia Kasia Jak pani się czuje? Policja zaprzecza pani dramatycznej relacji z zatrzymania po piątkowych protestach. – Policja, a raczej Sylwester Marczak, już wie, co się tam wydarzyło, mimo że jeszcze nie było śledztwa. To oznacza, że wyrok już wydano. Jak więc mam się czuć? Będę się bronić, tak jak potrafię, choć czuję się bezsilna w starciu z policją. Nie mam świadków, nie mam nagrań. Na komisariacie były kamery? – W toaletach ich nie ma, dlatego właśnie tam prowadzi się osoby, z którymi chce się zrobić różne niemiłe rzeczy. Zresztą, jak wiadomo, w kilku innych tego rodzaju sprawach związanych z zatrzymaniami słyszeliśmy potem, że nagrania – czy ich fragmenty – ginęły. Tak było przecież w przypadku Igora Stachowiaka, który zginął na komisariacie we Wrocławiu. Bała się pani w trakcie zatrzymania, że mogą zrobić pani poważniejszą krzywdę? – Nie miałam czasu. Broniłam się na miarę swoich możliwości, również fizycznie. Czy da pani radę po raz kolejny o tym opowiedzieć? – Mam już trochę dosyć, ale opowiem. W czwartek, 28 stycznia, zawieziono mnie do Pruszkowa. Oczywiście nie powiedziano mi, dokąd jadę. Tam rozpoczęto normalne w takich sytuacjach działania w stosunku do osoby zatrzymanej, a więc wpisywano coś do komputera – nie wiem co, bo oczywiście nie udostępniono mi tego dokumentu. Przyszedł też policjant, który pokazał mi swoje rzekomo ubrudzone przeze mnie spodnie i oświadczył, że pozwie mnie za to na drodze cywilnej. Spisywanie trwało oczywiście odpowiednio długo – zawsze tak to wygląda, choć można to zrobić o wiele szybciej. Towarzyszyły temu złośliwe teksty policjantów, ale to już spływa po mnie jak woda po kaczce. Co mówili? – Nie trzeba nawet powiedzieć nic obraźliwego. Jeśli doda się do tego odpowiedni gest, złośliwy uśmiech i komentarz – wychodzą przykrości, których nie mam ochoty pamiętać. Wiedziałam, że muszą sobie na mnie poużywać. Potem usłyszałam, że czekają na mnie dwie policjantki, więc już zdawałam sobie sprawę z tego, co będzie się działo dalej. Napisała pani na Facebooku, że policjantki rozbierały panią w brudnej toalecie, szarpiąc na podłodze oraz wykręcając ręce i palce, i że dwóch policjantów przyglądało się temu, stojąc w otwartych drzwiach. Czy wyjaśniono pani, po co ma pani się rozebrać? – Policja nigdy niczego nie wyjaśnia – nigdy na komisariacie się z tym nie spotkałam. Gdy stanęłam w toalecie, powiedziano mi, bym się rozebrała, a ja stwierdziłam, że nie mam powodu się rozbierać, bo w ogóle nie powinnam była tam się znaleźć. Później musiałam z gołymi nogami dojść na mrozie do radiowozu, potem z niego wysiąść. W Piastowie przebywałam bez rajstop w lodowatej celi. Wiem, że bywa pani też na tzw. miesięcznicach smoleńskich. Skąd taka siła i motywacja, by regularnie manifestować swój sprzeciw? – Od pewnego czasu protestuję tam regularnie – ale już wcześniej manifestowałam, gdy był krzyż pod Pałacem Namiestnikowskim. Sprzeciwiałam się ich interpretacji wydarzenia w Smoleńsku, a przede wszystkim utożsamianiu go z tragedią katyńską – i właściwie to było dla mnie pierwszą motywacją, ponieważ mój dziadek, ppłk Jerzy Zapolski, został zastrzelony w Katyniu. Nie zgadzam się, by porównywać tamtą zbrodnię z błędem politycznym Jarosława Kaczyńskiego. Jego kłamstwo smoleńskie jest dla mnie porównywalne z kłamstwem katyńskim z czasów PRL czy próbą zaprzeczania Holokaustowi. Uważam, że te obrzydliwe kłamstwa, tworzone wyłącznie do celów politycznych, trzeba rozbijać. Poza tym wciąż dzieją się coraz to nowe rzeczy. Systematycznie są nam odbierane nasze prawa i wolności. Za chwilę nasz tzw. naród obudzi się, ale będzie już za późno. Ile razy brała pani udział w protestach? – Nie da się tego obliczyć. Bardzo dużo. Proszę zatem opowiedzieć, jak zachowuje się policja na protestach. – Policja podczas wiosennych protestów – gdy wyszliśmy na ulice, by pożegnać prof. Gersdorf, którą wspieraliśmy przez lata – zaczęła od żądań, byśmy się legitymowali. Od tamtej pory cały czas zarzucają nam nielegalne gromadzenie się, bezprawnie wypisują mandaty. Czasem nie chcą podawać swoich danych. Poza tym są brutalni. Osaczają pojedyncze osoby lub wyciągają z tłumu upatrzonych ludzi. Bywa, że używają

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 07/2021, 2021

Kategorie: Kraj, Wywiady