Jeżeli ktoś na stałe nie monitoruje prawicowych portali (portalików, portaliczątek) albo przy porannej kawie z croissantem nie przerzuca francuskich dzienników, to mógł mu ten tekst umknąć. Francuski dziennik „Le Monde” opublikował artykuł dwóch działaczek katolickich. Pisarka i redaktorka „Témoignage chrétien” Christine Pedotti oraz publicystka i biblistka Anne Soupa zatytułowały swój tekst „Żądamy (prosimy? pytamy o?) dekanonizacji Jana Pawła II” i bez żadnej taryfy ulgowej argumentowały, że właśnie myśli i teksty papieża z Polski budowały „systemową kulturę przemocy” wobec kobiet poprzez takie, a nie inne podejście i wyidealizowanie Maryi, matki Jezusa. Grzegorz Górny w portalu wPolityce (dla wtajemniczonych – wPotylicę), usiłując dawać odpór działaczkom, przywołuje fragment tekstu: „Żądamy dekanonizacji papieża Jana Pawła II, protektora oprawców w imię »racji Kościoła« oraz głównego architekta ideologicznej konstrukcji »kobiety«, a także zakazu nauczania, propagowania oraz publikowania »teologii ciała«, którą głosił on podczas swych środowych katechez”. Mniejsza o gimnastykę retoryczną Górnego, który wzburzony podkreśla, że „francuskie działaczki nie przytaczają żadnego dowodu na związek maryjności Jana Pawła II (czy nawet szerzej: maryjności Kościoła katolickiego) z wykorzystywaniem seksualnym zakonnic przez księży”. Nie chcę wchodzić w meandry argumentacji francuskich autorek, które napisały tekst pod wpływem doniesień o gwałtach na zakonnicach dokonanych przez księży. W tej historii, z polskiej perspektywy, moją uwagę zwraca coś innego – pojawienie się bardzo mocnego mainstreamowego głosu skrajnie krytycznego wobec Jana Pawła II. Idzie to za ujawnianymi krok po kroku nie tylko konsekwencjami propagowanej wizji kobiety i jej seksualności (a raczej jej ograniczania), ale przede wszystkim faktami pokazującymi, jak wiele tamten papież wiedział o ciemnej stronie instytucji, której był zwierzchnikiem. I co najbardziej porażające – jak niewiele w tych sprawach robił, albo jak dużo wysiłku włożył w to, żeby skandale z pedofilskimi przestępstwami księży i hierarchów nie ujrzały światła dziennego. Polski Kościół, media, władza czy społeczeństwo nie wykazywały się nigdy nawet śladową skłonnością do spojrzenia z dystansu czy krytycznie na Karola Wojtyłę w watykańskiej odsłonie. Byliśmy – wierzący i niewierzący, partyjni i bezpartyjni, kobiety i mężczyźni – zjednoczeni w micie i śnie otulającym jego postać, działania, zaniechania (o których wiedzieliśmy albo mało, albo jeszcze mniej). I dlatego cała Polska jest Janem Pawłem wybrukowana. Tysiące ulic, placów, szkół, alei, centrów, zakamarków nosi jego imię. I potężne zapomniczenie Polski wszerz i wzdłuż. Co się stanie, kiedy święty papież zostanie tylko byłym papieżem? (Nigdy wcześniej Kościół nie dekanonizował swoich świętych, droga od jednego tekstu dwóch kobiet do pozbawienia Jana Pawła II aureoli daleka, ale pozwólmy sobie na luksus wolności pomyślenia. Nawet warszawski sąd w ostatnich dniach uznał wyrok na Jerzego Urbana za publikację niewinnego żartu rysunkowego ze zdziwionym Jezusem za karkołomną pomyłkę i nakazał przeprowadzenie postępowania raz jeszcze – kula się toczy…). Co z tą Polską? Co z ulicami naszych miast? Jak żyć? Co z tysiącami portretów w świątyniach, często bardziej eksponowanymi od obiektu kultu? Nie nasz problem, to pytania wierzących wobec ich własnej wspólnoty. Oczywiście jest problem poważniejszy niż kłopot meldunkowy. To jest też kwestia tego, że przez lata nie tyle nie mogliśmy, ile nie chcieliśmy słyszeć głosów sprzeciwu, krytyki NASZEGO OJCA ŚWIĘTEGO. Teraz będziemy, być może, mierzyć się z tym, że ani on taki nasz, ani ojciec i na dodatek żaden święty. Żebym się nie zagalopował – dla Kościoła wciąż święty, dla milionów Polek i Polaków takoż. Jednak warto mieć przed oczyma dynamikę znikania prałata Jankowskiego, zarówno jego pomnika, jak i – co istotniejsze – legendy, a co najważniejsze – wchodzenie opowieści okrutnej, przerażającej o wyrządzonych przez niego krzywdach. Opór Kościoła będzie tu trwał, zaklęcie, że martwy nie może się bronić, będzie huczeć, głos ofiar będzie marginalizowany, lekceważony – tak to działa, nie będzie inaczej. Ale coraz większe grupy społecznościowe mówią i powiedzą „nie”. I tej siły już nie da się zatrzymać. Podobnie będzie z legendą o Janie Pawle. Nie ma pomników nieobalalnych, ale nie o pomniki z kamienia tu idzie. Chodzi o monumenty w naszych głowach, stawiane nadaremnie, z głębokiej potrzeby jakiejś większej „mądrości”, autorytetu, który zdejmie z nas odpowiedzialność i odpowie na leninowskie pytanie „Jak żyć?”.









