Elity postsolidarnościowe od początku transformacji miały wielki kompleks „komuny” Prof. Mirosław Karwat – kierownik Zakładu Filozofii i Teorii Polityki w Instytucie Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego, członek Komitetu Nauk Politycznych PAN Panie profesorze, ustawę o „dekomunizacji” ulic i obiektów użyteczności publicznej z 1 kwietnia 2016 r. poparło 438 posłów, natomiast przyjętą w czerwcu ustawę o „dekomunizacji” pomników i tablic – 408. Najwidoczniej suweren tego oczekuje, czy w ogóle jest o co kruszyć kopie? – Liczne protesty mieszkańców, oddolne akcje w obronie poszczególnych ulic, burzliwe dyskusje w czasie posiedzeń organów samorządowych pokazują, że opinia społeczna nie jest tak jednoznaczna w ocenie „dekomunizacji” jak parlament. Politycy nie uzyskali upoważnienia wyborców do rozstrzygania podobnych kwestii ideologicznych – one w zasadzie nie zaistniały w czasie kampanii wyborczej. Prawo i Sprawiedliwość uwiodło elektorat nie zapowiedziami zmiany nazw ulic, obalenia pomników, obniżenia emerytur mundurowych, lecz hojną ofertą socjalną. Strażnicy antykomunizmu „Dekomunizację” przestrzeni publicznej poparła gremialnie Platforma Obywatelska. Nikt z tej partii nie głosował przeciw. Za głosowała m.in. była premier Ewa Kopacz, która wychowywała się w Radomiu – mieście zawdzięczającym swój rozwój PRL. – I tu jest pies pogrzebany. Dekomunizacja nie zaczęła się ani dziś, ani wczoraj. Jarosław Kaczyński jej nie wymyślił, choć faktycznie jego środowisko polityczne – od czasów Porozumienia Centrum po dzisiejsze PiS – cierpi na obsesję dekomunizacji. Elity postsolidarnościowe od początku transformacji miały wielki kompleks „komuny”, w Polsce Ludowej chcą widzieć tylko dyktaturę, dominację radziecką, przerwę w historii – i nic więcej. Już w 1990 r. radni wybrani z list Komitetów Obywatelskich Solidarność masowo „dekomunizowali” ulice, usuwali pomniki i tablice. Pierwszą „dezubekizację” polegającą na pozbawieniu uprawnień kombatanckich funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa, a wśród nich było wielu partyzantów, przeprowadził rząd liberała Jana Krzysztofa Bieleckiego, znanego z opinii, że rak komunizmu zniszczył Polskę bardziej niż II wojna światowa. Antagonistów z obozów Adama Michnika i Jarosława Kaczyńskiego do dziś łączy przekonanie, że PRL nie była państwem polskim, lecz jakimś protektoratem, z totalitarnym reżimem, który zniewolił naród i walczył przeciw własnemu społeczeństwu. Obiektywne przejawy ciągłości politycznej, prawnej, kulturowej – choćby takie jak stosunki dyplomatyczne, traktaty międzynarodowe, dyplomy naukowe i zawodowe – wyraźnie uwierają „pogromców komunizmu” i zakłócają ich marzenie o starcie od zera oraz genetycznym dziewictwie nowego porządku. Wspólny wysiłek elit solidarnościowych doprowadził do wejścia w życie blankietowego, gumowego pojęcia zbrodni komunistycznych, zrównanych ze zbrodniami nazistowskimi. Spadkobiercy Solidarności tylko niuansami różnią się w rozliczaniu PRL. Jakie to niuanse? – Konserwatywna i skrajna prawica dyszy nienawiścią i żądzą hurtowego odwetu przy zastosowaniu mścicielskiego i dyskryminacyjnego prawa, natomiast liberalni demokraci zadowalają się moralizatorskim i estetycznym wstrętem oraz selektywną polityką dekomunizacji w białych rękawiczkach. Gdy słucham dziś Władysława Frasyniuka, odnoszę wrażenie, że wciąż wyznaje on doktrynę moralnej wyższości nad spadkobiercami PRL, obowiązującą przez lata w Unii Demokratycznej, a potem w Unii Wolności, wraz z przekonaniem o własnej doskonałości, bezgrzeszności, nieomylności, prawie do wystawiania świadectw moralności. Pisał o tym swego czasu Andrzej Wasilewski. Wstydliwy rodowód Nie tylko partie postsolidarnościowe poparły ustawy o „dekomunizacji” przestrzeni publicznej. Z Polskiego Stronnictwa Ludowego tylko poseł Marek Sawicki głosował przeciwko usuwaniu pomników. Władysław Kosiniak-Kamysz głosował dwa razy za zmianami. Trochę to dziwne, bo PRL mimo wszystko traktowała wieś i chłopów znacznie lepiej niż Polska przedwojenna. – Ruch ludowy ma szczytne tradycje walki z konserwatyzmem i klerykalizmem. Walcząc o upodmiotowienie chłopów, musiał toczyć trudną walkę z ziemiaństwem i dostojnikami Kościoła. PSL ma także świeższe wspomnienia – strajków chłopskich w okresie sanacji, w których zginęło kilkadziesiąt osób. Ale nade wszystko ludowcy mają kompleks wspomnień najświeższych – wasalizacji i udziału w budowie PRL. Ten okres jest dla nich bardzo wstydliwy, chcą być kojarzeni z Wincentym Witosem i Stanisławem Mikołajczykiem, a nie z Czesławem Wycechem i Stanisławem Gucwą. Owszem, grunty z reformy i osadnictwo na Ziemiach Odzyskanych zmniejszyły głód ziemi, a industrializacja połączona z gwałtownym rozwojem miast zlikwidowała przeludnienie wsi, problem milionów zbędnych ludzi. Ale większość osób, które doświadczyły powojennego awansu społecznego,