Wyniki badań PISA z jednej strony zamykają usta krytykom polskiej szkoły, z drugiej ujawniają groźne zjawiska Na pierwszy rzut oka wyniki raportu wyglądają obiecująco. Trafiliśmy do grupy krajów lepszych od średniej OECD – klubu, w którym zasiadają wyłącznie bogatsi od nas. Najlepsi w regionie, siódmi w Europie. Niemcy, Francuzi, Brytyjczycy za nami, w grupie średniaków, choć różnice są minimalne. Dowód wyższości naszego systemu, który przy niższych nakładach niż w krajach bogatych daje podobne efekty? W teście czytania i interpretacji tekstu nasi uczniowie uzyskali średnio 500 punktów, więcej, niż wynosi przeciętna dla OECD, co dało nam 15. miejsce. W teście matematycznym – 495 punktów, co mieści się w średniej dla OECD; wynik ten uplasował nas na 25. pozycji. W teście przyrodniczym zaś 508 punktów, znów wyżej od średniej OECD, na 18. miejscu w klasyfikacji. – Wysoki wynik nie znaczy, że jesteśmy świetni we wszystkim – zaznacza Urszula Sajewicz-Radtke, psycholog rozwoju z sopockiego oddziału Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. – Nasza młodzież jest świetna w prostych zadaniach, gdzie trzeba coś przeczytać i udzielić prostej odpowiedzi. Nasze dzieciaki radzą sobie dobrze w tekście zwartym, a w tekście nieciągłym, gdzie pojawiają się tabele, radzą sobie gorzej. Dr hab. Michał Federowicz, który przewodniczył polskiemu zespołowi nadzorującemu badanie, w wywiadzie dla „GW” wystawił polskim uczniom czwórkę za część obejmującą czytanie i interpretację tekstu oraz za część przyrodniczą. Z matematyki zaś wystawił naciąganą tróję. Diabeł jednak tkwi w szczegółach i dopiero dokładna analiza raportu pokazuje problemy, na które nasz system edukacyjny nie znajduje recepty. Chodzi mianowicie o pokonywanie nierówności edukacyjnych. Choć kwestia nie jest nowa i była wałkowana w debacie publicznej wielokrotnie, badanie dowodzi, że się z nią nie uporano. Nierówno Komu gdzieś po drodze powinie się noga, ten najprawdopodobniej na skutek odkładających się zaległości przepadnie. Szkoła nie wyciągnie do niego ręki i nie zmotywuje do dalszej pracy. A powinie się najprawdopodobniej tym, u których w domu edukacja nie ma najwyższych notowań. W Polsce wskaźnik korelacji pomiędzy wynikami testów a statusem socjoekonomicznym rodziców utrzymuje się na poziomie zbliżonym do średniej OECD. Niemniej jednak badanie pokazuje, że są kraje, które wypadły znacznie lepiej od Polski, a w których ta korelacja jest słabsza. Środowisko pochodzenia uczniów ma najmniejszy wpływ na ich wyniki w Japonii; następne są Islandia, Finlandia, Korea i Kanada. Status socjoekonomiczny jest ważny przez wzgląd na środowisko, które kształtuje uczniowi. Można domniemywać, że dla takich rodzin wykształcenie stanowi wartość, o którą warto się ubiegać. Istnieją więc warunki motywujące do jego osiągnięcia i być może presja na sukces. Oczywiście nie jest tak, że taki status u wszystkich będzie oznaczał wykształcenie postaw proedukacyjnych, mogą one wszak być obecne także u rodzin z niższym statusem. Jednak prawdopodobieństwo jest większe tam, gdzie rodzice mają wykształcenie wyższe i osiągnęli sukces. Interesująco przedstawia się zależność pomiędzy liczbą książek w domu a wynikiem testu czytania i interpretacji tekstu – im więcej książek w domu, tym lepiej. Uczniowie, którzy oszacowali wielkość domowej biblioteki na mniej niż 10 sztuk, osiągali średnio 123 punkty mniej niż ci, u których księgozbiór jest większy niż 500 sztuk. Choć korelacja pomiędzy liczbą książek w domu a wynikiem badania daje wiele do myślenia, to samo postawienie w domu 100 książek nabytych na wyprzedaży nie załatwi problemu. Uczniom zadano więc pytanie, ile czasu dziennie przeznaczają na czytanie dla przyjemności. Przeznaczający na czytanie więcej niż dwie godziny dziennie uzyskali w teście czytania i interpretacji średnio 83 punkty więcej niż ci, którzy w ogóle nie czytają. Wyniki testu zadają też kłam twierdzeniom, jakoby internet służył młodzieży tylko do zabijania czasu i ją ogłupiał (jeśli ktoś w ogóle jeszcze głosi takie bzdury). Aż 85% młodych zadeklarowało posiadanie dostępu do internetu. To bardzo dużo, biorąc pod uwagę średnią krajową, natomiast niewystarczająco, aby znaleźć się w gronie najbardziej usieciowionych, gdzie dostęp do sieci deklarowało 95% uczniów. Różnica w tym wypadku wynosi średnio 53 punkty na korzyść mających dostęp do internetu. Szkoda
Tagi:
Kuba Kapiszewski









