„Oliver Twist” Polańskiego nie zrewolucjonizuje interpretacji Dickensa Jest bardzo klasycznie. Drobiazgowo odtworzony Londyn około roku 1840 – choć zagrała go Praga – wiktoriańskie kostiumy, przepiękne zdjęcia, dialogi z kart książki i uroczy chłopiec o smutnych oczach w roli głównej. Bardziej klasycznie chyba być nie mogło. Ale czemu się dziwić, skoro już na planie sir Ben Kingsley – odtwórca roli Fagina, przywódcy bandy kieszonkowców – nie odzywał się przez cały czas inaczej niż skrzeczącym głosem swego bohatera. A Roman Polański od początku przyznawał, że na podstawie ulubionej powieści Karola Dickensa kręci swój pierwszy familijny film, z myślą o własnych dzieciach. Dlatego choć chwilami będzie mrocznie jak w książce, to reżyser zapowiadał, że krwi i okropieństw nie będzie. Rewolucji w interpretacji Dickensa też nie należy się spodziewać. Dickensowski, czyli jaki? Historia Olivera Twista, sieroty wychodzącej zwycięsko z walki z przeciwnościami losu, jedno z najbardziej znanych dzieł Dickensa, trafia na ekrany nie po raz pierwszy. Czarno-biała wersja powstała już w roku 1897, a potem w 1912 r., a po II wojnie ekranizowano ją dwa razy – najpierw zrobił to David Lean, a w roli Fagina obsadził Aleca Guinessa, a potem w 1968 r. powstał musical „Oliver!”. Powieść przedstawia losy osieroconego chłopca, który trafia do lokalnego przytułku. Gdy ściąga na siebie gniew woźnego, zostaje wysłany na praktykę do grabarza. A gdy w obronie pamięci matki wda się w bójkę i zostanie za to ukarany, postanawia uciec. Skrajnie wycieńczony dociera do Londynu. Tam spotyka chłopca o przydomku Cwaniak, który pomaga mu znaleźć schronienie. Dopiero później okaże się, że Oliver trafił do groźnej bandy kieszonkowców, pod wodzą niejakiego Fagina. Chłopca spotka z ich strony wiele złego, ale dobrzy ludzie także pojawią się w jego otoczeniu. W rezultacie na zakończenie pojawi się cień nadziei na nowe życie. W filmie Polańskiego Oliver wygląda na zabiedzonego i pokrzywdzonego przez los – choć może chwilami jest trochę mniej grzeczny niż ten książkowy – Fagin to postać przerażająca i groteskowa zarazem, a Cwaniak to podły mały spryciarz – wszyscy są bardzo dickensowscy. Tylko co to właściwie znaczy? Zwykle się nad tym nie zastanawiamy, bo określenie „dickensowski” nie wymaga elaboratów, a mówi więcej niż skomplikowana definicja. Ot po prostu oznacza wyjątkową atmosferę dzieł wiktoriańskiego pisarza: kombinację życzliwości, humoru, tajemnicy, ironii, romansu, ze szczyptą staromodnego wdzięku. Ale dickensowski świat to także osierocone i głodujące dzieci, skąpcy, mordercy i szaleńcy. Bo Dickens żył w czasach, gdy nędza była traktowana niemal jak przestępstwo, a najbiedniejszych kierowano przymusowo do pracy, często zupełnie bezsensownej. „Oliver Twist”, druga powieść Dickensa, stanowiła odejście od pogodnego świata „Klubu Pickwicka” i deklarację polityczną. Autor opowiadał się przeciw prawu Poor Law Act z 1834 r., na podstawie którego biedotę kierowano do fabryk i warsztatów w całej Wielkiej Brytanii. Dla Karola Dickensa – byłego dziennikarza – krytyka niesprawiedliwości społecznych była sprawą osobistą. Cieniem na jego życiu położyły się wydarzenia z dzieciństwa – jego ojciec trafił do więzienia za długi, a 12-letni Karol musiał opuścić szkołę i pracować w fabryce pasty do butów. Dlatego też wykształcenie nadrabiał na własną rękę, a finansowo nie czuł się nigdy bezpiecznie – nawet jako bogaty, sławny autor. Jednak byli i tacy jak George Orwell, którzy dowodzili, że krytyka społeczeństwa w powieściach Dickensa miała raczej wydźwięk moralizatorski niż społeczny. A sam pisarz pomimo szlachetnych intencji był tylko wyrazicielem ideałów klasy średniej. Syndrom porzuconego dziecka odbił się też na jego relacjach z żoną, która jego zdaniem za wiele uwagi poświęcała dzieciom – mieli ich dziesiątkę! – zamiast jemu. Szukał zatem – z powodzeniem – pocieszenia w licznych romansach. Dickens, autor 25 książek, niezliczonych artykułów i opowiadań, kapitalizmu raczej nie zrewolucjonizował, ale ukształtował nasze widzenie tego, co klasycznie angielskie i – jak twierdzi jego biograf, Peter Ackroyd – zmienił swoją „Opowieścią wigilijną” Boże Narodzenie na Zachodzie z jednodniowego święta z prezentami dla dzieci w czas wielkoduszności i szczodrości. Postacie takie jak nawrócony skąpiec Scrooge z tej historyjki czy Cwaniak (Artful Dodger) z „Olivera Twista”
Tagi:
Katarzyna Długosz









