Dla jakiej szmaty pracujesz

Dla jakiej szmaty pracujesz

Media w zderzeniu z machiną wojskową Mariusz Błaszczak publicznie pochwalił soldateskę, która 16 listopada w Wiejkach napadła i sponiewierała trzech fotoreporterów pracujących dla zachodnich mediów poza strefą stanu wyjątkowego. 23 października sam przekonałem się, jaki jest stosunek wojska do osób z legitymacją dziennikarską. Jest poranek, wybieram się pieszo w stronę cmentarza w Hajnówce, który styka się prawie ze strefą stanu wyjątkowego. Leży przy drodze w kierunku Białowieży, która od 1 września została zamknięta. Wcześniej, spacerując z psem po osiedlu, zobaczyłem na parkingu przed własnym blokiem honkera z wojskową rejestracją. W środku kilka osób po cywilnemu plus kierowca w wojskowym polarze. Psa zostawiłem w domu, wziąlem plecak i wychodząc z klatki schodowej, zrobiłem odruchowo zdjęcie honkerowi. Reakcja była natychmiastowa. Z samochodu wyskoczyło dwóch wojaków w cywilnych ciuchach: – Skasuj, k… te zdjęcia! – rzucił niższy. – Nie zrobię tego, jesteście poza strefą stanu wyjątkowego. Hajnówka w niej nie leży. – Nic nas to nie obchodzi, k…! Kasuj zdjęcia, bo wezwiemy policję! – dodał wyższy. – Możecie wzywać. – W takim razie nigdzie się nie ruszasz i poczekasz z nami na patrol! Ten niższy dzwoni na policję. Przedstawia się, o ile dobrze pamiętam, jako Kownacki. Przez cały czas jeden stoi po jednej mojej stronie, drugi po drugiej. Co prawda, nie stosują siły fizycznej, ale faktycznie nie pozwalają ruszyć się z miejsca. – Jestem dziennikarzem – stanowczo protestuję. – To dla jakiej szmaty pracujesz? – kpi wyższy. Wyjmuję z plecaka legitymację PRZEGLĄDU i podtykam pod nos niższemu. Ten robi mi zdjęcie twarzy i legitymacji. Patrolu policji nie widać. Niższy się niecierpliwi, idzie do honkera i prosi kolegę, żeby stanął przy mnie. Sam rusza w stronę ulicy Batorego, w celu, jak mówi, „poczekania na patrol policji”. Ten wyższy: – Może pan jeszcze aktywistów z lasu wezwie na pomoc? – to złośliwość wobec osób pomagających migrantom błąkającym się po puszczy. Ale widać zmianę tonu –  już jestem pan, nie ty. – Państwo to pewnie z WOT? (w samochodzie na parkingu widzę kobietę) – pytam. – Tak. Mija 20 minut. Policji nie widać. Przy garażach za parkingiem pojawia się znajomy. Pozdrawiam go głośno i decyduję się do niego dołączyć, tym bardziej że zmierza w moim kierunku. – To ja sobie pójdę – informuję wojaków, schodząc z chodnika, na którym mnie przetrzymują. – Proszę się nie oddalać, proszę czekać na policję! – Do widzenia! – Nie ma pan prawa publikować tych zdjęć! – To się jeszcze zobaczy! Całą historię opowiedziałem Maćkowi Chołodowskiemu z białostockiej „Gazety Wyborczej”. Ten w dobrej wierze napisał w internetowym wydaniu gazety, że zatrzymały mnie Wojska Obrony Terytorialnej, bo do głowy mi nie przyszło, że polska armia tak kłamie. Mnie i Maćkowi zagrożono zaraz pozwem, więc w mediach społecznościowych przeprosiłem „oczko w głowie” Antoniego Macierewicza, kilkudniowy hejt przeżyłem, ale postanowiłem ustalić, kogo spotkałem 23 października W sukurs przyszli znajomi mundurowi: – To były wojska operacyjne z 16. Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej, która działa w tej chwili na Podlasiu. Wkręcili cię złośliwie, bo w armii WOT się nie lubi. Zazdrości się im sprzętu i wynagrodzeń. Swoją historią z udziałem żołnierzy tej dywizji próbuję zainteresować jej rzecznika – mjr. Marka Nabzdyjaka. Ten jednak ani nie odbiera telefonu, ani nie odpowiada na mejle. Mimo to szybko udaje mi się zawęzić pole poszukiwań. Za to korespondencja z Martą Hajkowicz, cywilną rzecznik 9. Brygady Kawalerii Pancernej z Braniewa, ma już kilkutygodniową historię. Wysłałem do niej nie tylko dokładny opis tego, co się wydarzyło, ale też zdjęcie honkera z parkingu, wprawdzie niewyraźne, ale nie ma najmniejszych wątpliwości, że to mundurowi. Początkowo 29 października Hajkowicz pisała, że żołnierze 9. BKPanc nie działają w Hajnówce, poprosiła jednak o przesłanie zdjęć żołnierzy i pojazdu. Kiedy je dostarczyłem, odpisała, że ich jakość jest za słaba, żeby rozpoznać osoby, a tablicy rejestracyjnej honkera nie widać. Dodała, że jeśli mam jeszcze jakieś inne zdjęcia, to mogę je przysłać. Dorzuciłem więc w kolejnym mejlu fotografię sprzed hajnowskiego dyskontu, zrobioną kilka dni później. Widać na niej doskonale „mojego” kierowcę obok honkera. I od tego czasu cisza. Natomiast od rzeczniczki prasowej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 50/2021

Kategorie: Kraj